Wedle wspomnianego badania czterdziestolatkowie z lekką nadwagą, żyją do 7 lat dłużej niż kościotrupy, które mają się w ostatecznym rozliczeniu nawet gorzej niż naprawdę otyli. Wniosek byłby z tego taki, aby nabrać trochę luzu i po okresie dwudziestoletności, czyli ciągłych łowów za świeżą zwierzyną, osiąść w gniazdku małżeńskim i przybrać kilka niewinnych wałeczków, aby pożycie było długie i szczęśliwe.
Ba… łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jaka bowiem współczesna kobieta w wieku do lat 50 będzie spokojnie zajadać się bitą śmietaną, myśląc o osiemdziesiątych urodzinach, gdy wokoło porażają kremy anty-cellulitowe i poradniki o dietach. Szczerze przyznam, że choć uważam się osobę światłą i odporną na medialne pranie mózgów, to gdy patrzę na swoje fotki sprzed dwóch lat (smukła gazela) i porównuję z tymi sprzed dwóch tygodni (hmm… kobyłka?), to mam lekkie dreszcze w zębach. Ot, rok życia w Czechach i diety piwno-knedlikowej.
Niby powinnam się więc cieszyć, że mi bracia Słowianie pomogli nabrać, uhm… kobiecych kształtów długowieczności. Ale się nie cieszę wcale i wręcz przemyśliwam nad jakimś sabotażem.
Co tymczasem w wielkim świecie? No więc po wybiegach latają nimfy jak poniżej; redaktorka brytyjskiego „Vogue” donosi, że nawet one narzekają, że już się nie mogą wcisnąć w szyte im ciuszki; ktoś tam apeluje; ktoś ostrzega, że będzie ważyć i zakazywać wstępu na wybieg chuderlakom, po czym jeden z drugim projektanci mówią, że to nie ich wina…
To wina bowiem podłych magazynów i jakby one zaczęły pokazywać na okładkach większe dziewczęta, to oni by też takie brali. Wytykają się nawzajem palcami, obwiniają, krzyczą, że wszyscy marzymy o powrocie bioder i piersi, że nikt nikomu nie życzy śmierci głodowej… a modelki dalej żyją na sałacie, normalni ludzie się stresują, odchudzają i szybciej umierają, a jak ktoś się nie stresuje, to dochodzi do 120 kg i musi płacić za dwa miejsca w samolocie.
Leży przed mną ten knedlik, a ja się pytam „zjeść czy nie zjeść”?
Fotka: slim, źródło: www.nymag.com
Agata Chabierska