XXI wiek, Nowy Jork, Brooklyn, jeden przystanek metrem od dolnego Manhattanu. Po lewej stronie (jeśli staniemy tyłem do rzeki) rozciąga się Williamsburg modny, hipsterski, trochę bardziej awangardowy i nieco tańszy od Manhattanu.
Narzekasz na drogie życie? Poznaj 10 najdroższych miast na świecie!
Po prawej stronie – Williamsburg tradycyjny. Dzielnica ortodoksyjnych Żydów. Ojcowie rodzin w czarnych płaszczach, kapeluszach, z brodami prowadzą rodzinne interesy, matki w perukach i charakterystycznych kostiumach, które wyglądają jak wypożyczone z teatru, prowadzą gromadkę dzieciaków do szkół czy przedszkoli. Spacer po tej części Williamsburga to wycieczka wehikułem czasu do XIX wieku. To miejsce, w którym wszyscy wiedzą, co mają robić, odgrywają role rozpisane wieki temu, wiadomo, gdzie będą się uczyć, pracować, jak będzie wyglądał ich świat, jeszcze zanim się urodzą. Kiedy w tej części Williamsburga na świat przychodzi dziewczynka, to wystarczy że podejdzie do East River, a zobaczy rozwibrowany Manhattan, światła, wieżowce, usłyszy ruch uliczny, ale gdyby w nim zamieszkać – jej droga byłaby pewnie bardziej wyboista i o wiele kosztowniejsza niż podróż z Okęcia na lotnisko J.F.Kennedy.
Dzieciaci kontra bezdzietni. Wojna polsko-polska toczy się w restauracjach, hotelach, na lotniskach
Nie do końca możemy uchwycić, na czym polega jej życie, jest odległe i niezrozumiałe, ale z pewnością trudno mówić w jej przypadku o wolności, prawie do wyboru, samorealizacji innej niż ta, którą wyznaczył ktoś inny. Uniknie natomiast wielu stresów: nie będzie musiała się męczyć z wybieraniem kierunku studiów, denerwować kontaktami się z szefem, walić głową o szklany sufit. Nie przyniesie do domu frustracji z pracy, bo pracy nie będzie miała. Nie będzie się trudziła z wyborem partnera życiowego, bo tym zajmą się jej rodzice. Nie będzie się zastanawiała, czy wziąć ślub, czy żyć w związku nieformalnym, ani nie będzie rozstrzygała, czy chce zostać matką, bo co to w ogóle za pytanie. Nawet wybór garderoby nie będzie problemem.
Dla niektórych wizja takiego życia jest w jakiś sposób pociągająca. Mam dla nich dobrą informację: nie muszą nawet lecieć na Brooklyn, żeby ją zrealizować.
XXI wiek, środek Europy, ozdoby świąteczne na wystawach sklepowych już od miesiąca, Facebook do porannej kawy przynosi z rana dwie propozycje. Jedna dla pań: „Posłuszna żona – o szacunku dla mężczyzn (warsztaty dla kobiet)”, druga dla panów: „Mąż przywódca. O władzy mężczyzny w domu (męski warsztat).
I gdyby połączyć je w jedno jak dwie połówki jabłka, to stworzą jednolitą, dopełniającą się wizję świata pozbawionego wielu dylematów: żeby mąż mógł przewodzić w domu, to żona musi mu być posłuszna. I wszystko jasne.
(Nie)straszne życie singielki - felieton Roszczeniowej Trzydziestki
W domach spokój i porządek, a jak w domu spokój, to i na świecie pokój. Oba warsztaty organizuje ta sama fundacja, której przewodzi łódzkie małżeństwo z piątką dzieci. Odwołują się do katolickiej tradycji i biblijnego dziedzictwa. Biblię traktują bardzo dosłownie i nie obchodzi ich żaden kontekst: ani to że Biblia została napisana jednak parę lat temu i kolejne pokolenia nieco inaczej ją interpretują, ani to, że zmieniły się obyczaje, narzędzia, język którego używamy.
Dosyć niefrasobliwie używając nowoczesnego narzędzia jakim jest Facebook, posługują się archaicznym niewolniczo-pańskim językiem. Dysonans między jednym i drugim wzbudza zdumienie i rozbawienie: obie facebookowe strony reklamujące warsztaty zapełnione były dziesiątkami dowcipnych komentarzy, które organizatorzy, niestety, pracowicie usuwają, więc nie mogę ich zacytować. Pozostaje tylko opis wydarzenia: „przyjdź i poczuj się w końcu Panem swojego domu, ale... dowiedz się najpierw, co oznacza prawdziwe-dobre „panowanie”; naucz się wyznaczać cele, układać priorytety, czerpać siłę z przebywania z rodziną; obejmij stery i bądź kapitanem rodzinnego statku z prawdziwego zdarzenia.”
Istota warsztatów dla pań wytłumaczona jest w sposób nieco bardziej infantylny, pewnie po to, mężowie nie musieli tracić swojego cennego czasu na tłumaczenie nam, o co chodzi: „Moment... Mam być posłuszna? Czy to aby czasem nie pomyłka? A co z moim zdaniem? Moją wolnością? Mnie przecież też należy się szacunek! Czasy ślepego poddaństwa już chyba za nami? Czy widząc temat spotkania miałaś podobne skojarzenia? ;-) Koniecznie przyjdź na warsztaty, rozprawimy się z mitem (nie)posłuszeństwa!”. Nie jest to jednak oferta dla każdej z nas: „Warsztaty adresowane są do kobiet dojrzałych (niezależnie od wieku ;-)), które odczytały już swoje powołanie i są zazwyczaj żonami/mamami.”
Obawiam się, że jeśli nie jesteś matką, albo przynajmniej żoną, to nie tylko nie odczytałaś jeszcze poprawnie swojego powołania, ale być może w ogóle powinnaś popracować nad swoją kobiecością. Zapewne są na ten temat warsztaty. Popraw się, bo na razie niedostateczny.
Można się znęcać nad tymi warsztatami godzinami, ale przecież to nie jedyne tego typu kuriozum w naszym kraju. Mamy w Polsce szkoły, w których dziewczynki i chłopcy uczą się oddzielnie, a dodatkowe zajęcia z matematyki przewidziane są tylko dla tych ostatnich. Są wspólnoty religijne, których życie dyktują bardzo konserwatywne zasady, zgodnie z którymi kobiety zupełnie tracą kontrolę nad własnym ciałem i życiem. Grupy ortodoksyjne wyrastające z różnych religii i w Polsce i na świecie mają się dobrze, chociaż kilka lat wydawało się, że powszechny dostęp do internetu i informacji jest dla nich zagrożeniem.
W Polsce organizujemy Czarny Marsz, bo musimy walczyć o podstawowe prawo do wyboru. Coraz bardziej zagrożony jest dostęp do antykoncepcji. Jednocześnie Donald Trump, mizogin i seksista, wygrywa wybory w USA. Jedna z teorii głosi, że wybrali go biali mężczyźni próbujący straceńczo utrzymać swoją tradycyjną władzę i wściekli na kolejne emancypujące się grupy: mniejszości seksualne, imigrantów, ludzie o innym od białego kolorze skóry, kobiety. Skąd taka dobra kondycja ultrakonserwatywnego przekazu? Być może jest wyrazem tęsknoty do świata, który bezpowrotnie minął, a być może nigdy nie istniał. Do świata prostego, czarno-białego, w którym reguły są jasne, obietnice dane na zawsze i nikt nie zmienia zdania. Do świata, w którym nikt nie ma ambicji przekraczających dostępne możliwości (czyli jeśli jest kobietą, nie ma ambicji w ogóle). To tęsknota do tego, żeby to, co było najlepsze kiedyś, było najlepsze zawsze. I do świata, w którym można stworzyć jedno dobre życie dla wszystkich.
Tylko że jesteśmy różni i różne. Są kobiety, które chcą mieć dzieci i takie, które nie chcą. Takie, które zamierzają pracować i te, które nie. Sporo pań chce i pracować i mieć dzieci, a najwięcej jest takich, które nie mają czasu rozstrzygać takich dylematów, bo muszą zasuwać do pracy, żeby móc kupić dzieciom kurtki na zimię.
Są ludzie, którzy nie chcą zakładać rodziny, a także ci, którzy chcieliby, ale im się nie udaje. Są osoby homoseksualne i heteroseksualne. Trudno nam wszystkim napisać jeden scenariusz na życie, bo świat jest kolorowy jak – excusez le mot – tęcza. Na szczęście.
Polecamy też komentarz Anny Kowalczyk:
Szkoła posłusznych żon