Ty też pewnie często słyszałaś od rodziców lub dziadków, że przeklinanie jest naprawdę brzydkie. Nieumyślne powtórzenie zakazanego słowa na K lub CH przy gościach to wpadka, którą w dzieciństwie zaliczyło wiele z nas - na czele z piszącą ten artykuł (co gorsza, ja zrobiłam to w towarzystwie księdza i to klnąc wyjątkowo soczyście). Wulgaryzmy przyniesione z przedszkola lub zasłyszane na ulicy wprawiały w zakłopotanie całą rodzinę, a powtarzane jak mantra "Nie mów brzydkich słów, bo będziesz mieć czarny język!", to chyba jedno z najczęściej spotykanych w latach 70-tych, 80-tych i 90-tych zaklęć.
Przekleństwa piętnują też językoznawcy. A tymczasem wchodzą one do potocznego języka - słowo "zajeb**cie", wyrażające najszczerszy zachwyt, które jeszcze dekadę temu uchodziło za niezwykle wulgarne, teraz szokuje coraz mniej.
Oczywiście, wielu te procesy się nie podobają. Emocje trzeba przecież wyrażać w kulturalny sposób, a najpopularniejsze polskie słowo na literkę K nie może być traktowane jak przecinek. Ja sama mam mocno mieszane uczucia, gdy w filmie słyszę soczystą wiązankę, a na ulicy widzę przeklinającą nastolatkę.
Kontrowersyjne wyniki badań związane z przekleństwami
Tymczasem... Najnowsze badania zaowocowały dość kontrowersyjnymi rezultatami.
Otóż zdaniem naukowców - osoby które dużo przeklinają, są o wiele bardziej uczciwe!
Uczestnicy eksperymentu zostali przebadani pod kątem tego, jak często używają wulgaryzmów. Następnie zostały przeprowadzone obserwacje na temat tego, jak często zdarza się im kłamać lub wykorzystywać innych. Grupą badawczą było także 74 tysiące użytkowników Facebooka.
I uwaga... Osoby, które dużo przeklinają, zazwyczaj najmniej oszukują i są szczere z innymi!
Czy to szokujący wynik? Niezupełnie. Psychologiczne wyjaśnienie jest dość proste. Ludzie, którzy nie cenzurują swoich emocji i nie hamują ich okazywania, nie stosują też na ogół grzecznościowych kłamstw. A co za tym idzie, nie kłamią też w poważniejszych kwestiach. Szczerość to przecież ich znak rozpoznawczy!
Wygląda na to, że sprawdza się tutaj zasada "Co w sercu, to na języku". Czy możemy obdarzać większym zaufaniem te osoby, które nie unikają przekleństw? A może po prostu we wszystkim potrzebny jest tzw. złoty środek?