Zarabianie i utrzymywanie rodziny - felieton

Pieniądze fot. Adobe Stock
Ci, którzy żyją bardzo skromnie, zarządzają swoimi pieniędzmi lepiej i mądrzej, a także chętniej się dzielą. Tym, którym się powodzi, niezmiernie trudno jest komuś pomóc. Oraz wiecznie brakuje im pieniędzy. Oto prawidłowość, którą od lat obserwuję...
Pieniądze fot. Adobe Stock

Kochana P.!

Nie mogłaś nie słyszeć słów smutnego Jarosława Gowina, który publicznie poskarżył się na swój los:

Odwołam się do konkretnej swojej sytuacji, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości. Miałem wtedy trójkę dzieci na utrzymaniu, studiowały. I słowo honoru, czasami nie starczało do pierwszego.

Ta wypowiedź była komentarzem na temat wysokości nagród dla członków rządu Beaty Szydło – na nagrody dla ministrów wydano ponad 1,5 miliona złotych. Jarosław Gowin, kiedy zasiadał w rządzie PO-PSL, zarabiał ponad 100 tysięcy złotych rocznie.

Nie piszę do Ciebie o samej tej wypowiedzi – heheszków w Internecie był zalew, na pewno już się pośmiałaś. A może i zafrasowałaś? Bo przecież też masz troje dzieci, więc o wydatkach rodzica wielodzietnego wiesz równie dużo, co pan Gowin. A może i więcej: zgodnie z przysłowiem „tak krawiec kraje, jak mu materii staje” – Ty z pewnością jesteś sprawniejszym, zmyślniejszym i lepszym krawcem, który wykrawa i z resztek, i z tkanin drugiego gatunku.

I ja mam troje dzieci. Zacytowane na początku listu słowa Jarosława Gowina padły właśnie wtedy, gdy ustalałam z dziećmi zasady kieszonkowego i rozmawialiśmy o domowym budżecie. Mogłabym je strategicznie wykorzystać, obwieszczając potomstwu: Skoro pan Gowin, znajdujący się wśród kilku procent najlepiej zarabiających Polaków, nie dawał rady z trójką, to możecie od razu zapomnieć o jakiejkolwiek kasie – wasza mama zarabia zdecydowanie mniej.

No ale nie jestem taka perfidna. Zresztą nie chodzi przecież o to, by się uskarżać, ale by działać. I by nauczyć dzieci rozsądnego gospodarowania pieniędzmi.

Rozmowy były długie, zawiłe, a temperatura dyskusji czasem gorąca. Co ustaliliśmy?

1. Nie mamy w piwnicy wora z pieniędzmi, z którego moglibyśmy czerpać bez ograniczeń. Najpierw więc wydajemy na podstawowe potrzeby, a potem – jeśli są możliwości – spełniamy marzenia i pragnienia.

2. Jako ludzie rozsądni i mający bliski kontakt z rzeczywistością przyjmujemy, że część tych marzeń i pragnień pozostanie niespełniona.

3. Sumy wpływające co miesiąc na konto mają związek z tym, ile rodzice pracują. Tu też jest wybór: pracuję więcej, zarabiam więcej, ale mam mniej czasu dla dzieci. Lub spędzam więcej czasu z dziećmi, ale wtedy częściej powtarzam to, co w punkcie numer 2.

4. Podział pracy w rodzinie musi być równy – oczywiście zgodnie z wiekiem, możliwościami i obowiązkami. Pieniądze przynoszą do domu rodzice, ale za to nie muszą już na przykład wynosić śmieci.

5. Dzieci nie dostają pieniędzy „za pracę w domu”. Były próby takiej argumentacji, ale kiedy podliczyłam, ile kosztowałby moje usługi, szybko im wyszło, że nie byłoby ich na mnie stać. Po prostu każdy ma swoje obowiązki i z nich się wywiązuje.

6. Kieszonkowe jest więc prezentem, a nie wynagrodzeniem. Ale uwaga: leserka i olewanie tego co w punkcie numer 5 sprawia, że kieszonkowe zostaje zawieszone. Bo skoro dzieci mogą sobie odpuścić, to rodzice też biorą wolne. A wiadomo: brak pracy równa się brak gotówki. I wtedy na kieszonkowe już nie starczy.

7. Kieszonkowym się gospodaruje. Jest wypłacane raz w tygodniu, więc można policzyć, ile pieniędzy będzie w skali miesiąca, kwartału, roku. Można przeputać od razu, można oszczędzać. I potem zaciskać pasa lub cieszyć się tym, co się kupi za skumulowane środki.

Tu padło pytanie o premie. Bo Jarosław Gowin i o premiach mówił: „Nie jestem szczęśliwy, że ministrom i wiceministrom trzeba łatać ich budżety domowe premiami”. Zapewniłam dzieci, że i ja nie jestem z tego powodu szczęśliwa, wcale a wcale. Zwłaszcza że owe premie były za „zaangażowanie w realizację priorytetowych zadań rządu" (to już szef KPRM Michał Dworczyk). Ustaliliśmy zatem, że premie to pieniądze ekstra, płacone za zrobienie czegoś ekstra. A zadania to po prostu zadania – w które angażować się trzeba – patrz punkt 5.

Muszę Ci powiedzieć, że to były bardzo owocne rozmowy. Mam poczucie, że dzieci sporo zrozumiały. Mam też nadzieję, że w przyszłości unikną takich finansowych rozczarowań i dylematów, jakie dręczą naszych polityków. Oraz dróg na skróty. A tak w ogóle, to mogłabym prowadzić szkolenia z dysponowania budżetem – widać, że potrzebujących nie brakuje. A ja bym dorobiła – choć akurat mnie do pierwszego starcza – ale to już zupełnie inna bajka.

Całuję Cię
Twoja A.

Droga A.!

Od lat obserwuję pewną prawidłowość:

Ci, którzy żyją bardzo skromnie, zarządzają swoimi pieniędzmi lepiej i mądrzej, a także chętniej się dzielą.
Tym, którym się powodzi, niezmiernie trudno jest komuś pomóc. Oraz wiecznie brakuje im pieniędzy.

Najrozmaitszych przykładów mam bez liku. Ot, weźmy taki: jako nastolatka dość często jeździłam autostopem. Najczęściej podwozili mnie kierowcy maluchów i innych tanich marek.

Poniekąd to rozumiem: wyobraź sobie faceta w nieskazitelnym mercedesie. Bez wysiłku i bezszmerowo mknie po szosie, jego fotel jest bardzo wygodny, temperatura idealna, system audio dostarcza mu przyjemnych wrażeń słuchowych. Taka jazda to uczta, którą chce się celebrować samemu albo z kimś starannie wyselekcjonowanym, a nie z przypadkowym obdartusem, który być może brzydko pachnie albo nabłoci, a jego plecak może nanieść deszczu na skórzaną tapicerkę.

Pamiętam, jak sama raz podwoziłam gdzieś zakonnicę autostopowiczkę. Była chodzącą katastrofą – tak niezgrabna, aż rozczulająca. Wsiadając, urwała mi jakiś wihajster. I co? I nic. Dodam, że był to fiat seicento, do którego części były wielokrotnie tańsze niż do mercedesa.

Biedniejszy ma mniej do stracenia. Jego dom nie musi być chroniony specjalnymi zabezpieczeniami i kamerami, bo nie ma w nim przedmiotów, dla których warto by się włamywać. Jego sprzęty nie są luksusowe, nie drży więc, że ktoś może mu je zniszczyć.

Często też coś komuś zawdzięcza – a więc sam ma potrzebę odwdzięczenia się. Dobrym przykładem jest tu nasza od lat niezawodnie działająca wymiana dziecięcych ubranek. Jeśli ubranka, które nosi moja córka, dostałam od koleżanki, po jej dziecku, to przyzwoitość nakazuje mi nie sprzedać ich na Allegro, gdy już będą za małe, tylko podać dalej, innej młodej mamie. A że przy okazji w tym celu musimy się spotkać, to tylko dobrze robi naszym kontaktom! Dzieci się pobawią, my pogadamy, któraś na pewno upiecze ciasteczka. Zaprawdę, wesoły „klub wędrujących toreb”!

Bogaty wydaje nieracjonalnie. Mówi się „szasta” – i już samo to słowo opisuje jakiś teatralny, nadmiernie wyraźny gest. I faktycznie: ktoś taki często z zaciętym obliczem minie zmarzniętego żebraka, za to da sowity napiwek kelnerowi. Nieważne, kto z tych dwóch był bardziej potrzebujący: ważna jest owa teatralność gestu, źle pojęta elegancja.

Biedniejszy jest finansowo zdyscyplinowany. Nie szasta, tylko dzieli na kupki konkretnych potrzeb, łata i oszczędza. Znam wiele przykładów ludzi o bardzo niskich pensjach, którzy z wielką konsekwencją, skrupulatnie co miesiąc odkładają np. 10% swych dochodów. Na wakacje, na remont, na ślub dziecka, na czarną godzinę. Biedny wie bowiem, że jego „czarna godzina” to realne zagrożenie. I może być naprawdę czarna.

Człowiek zamożny się odrealnia. W dużej mierze staje się więźniem własnego wizerunku. Nie może mieć taniego garnituru, bo jest ministrem. Nie wypada jej chodzić drugi sezon w tym samym płaszczu, bo pisze artykuły o modzie. Boi się nie sprostać oczekiwaniom ciągłego progresu, w efekcie… wiesz? Tak. Jestem w stanie uwierzyć panu Gowinowi, że nie starczało mu do pierwszego. Może w istocie „łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne”, niż bogatemu zwyciężyć samego siebie?

Całuję
Twoja P.

Przeczytaj także: Cała prawda o fitnessowych zdjęciach z instagrama. Pozowane fotki kontra rzeczywistość...Gwiazdy, które wygrały z depresją 

Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.

Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl oraz na ich funpage na Facebooku.

Redakcja poleca

REKLAMA