Piłkarze byli słabymi uczniami, a zarabiają miliony

Łukasz Piszczek, Jan Bednarek fot. ONS
Jak ci się wydaje, czy któryś z piłkarzy – polskiej lub innej reprezentacji – przynosił do domu świadectwa z czerwonym paskiem? Z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że nie. I jaki efekt? Po murawie uganiają się za piłką milionerzy. Czy to argument za tym, by się nie uczyć? Jasne, że nie. Ale za tym, by podążać w życiu za swoimi pasjami – już tak.
Łukasz Piszczek, Jan Bednarek fot. ONS

Kochana A.!

Czasy mamy futbolowe, ale tego tematu Ci oszczędzę, znając Twoją piłkarską nieczułość. Pomówmy o zakończeniu szkoły i wakacjach.
W poprzedni piątek Facebook zakwitł świadectwami. Mamy zamieszczały zdjęcia czerwonych pasków swych pociech z hasztagami „duma” i „radość”. Natychmiast potem, w myśl zasady: akcja – reakcja, ze strony innych mam podniosła się fala zgorszenia i ostracyzmu. Że jak można, że ja bym nigdy, że dobre oceny w szkole świadczą wyłącznie o wpasowaniu się dziecka w system, w żadnym zaś razie nie o jego (dziecka) wartości czy inteligencji.

Przegrali mundial, zyskają miliony! Jakie premie dostaną polscy piłkarze?

Nie trafiłam na taki komentarz, ale możliwie, że ktoś także podniósł larum na temat RODO czy zwykłego ludzkiego – w tym także dziecięcego – prawa do prywatności. Świadectwa bowiem często wrzucane były niefrasobliwie, ze wszystkimi danymi dziecka, na pewno w dobrej wierze, czy zaś rozsądnie – nie mnie oceniać.
Co do mnie – mam do szkoły stosunek „odległy”. Cieszę się, że żyjemy w takim kraju i w takich czasach, że dzieci mogą się uczyć bez przeszkód, bez lęku, bez narażania się na niebezpieczeństwo. Niestety widzę, że często także uczą się bez sensu i bez pasji – i to zarówno własnej, jak i nauczycieli. Oraz jestem dość sceptycznie nastawiona i do systemu, i do treści, i do ocen, i do kadry.
By nie być gołosłownym, podam jeden tylko przykład. Raz moja córka miała zadaną charakterystykę postaci z lektury. Napisała ją bardzo fajnie: używając wielu niesztampowych słów, zawierając w podsumowaniu element humorystyczny oraz odciskając na pracy własny indywidualizm. Dostała – już nie pamiętam – 3 albo 4, ponieważ praca nie została napisana zgodnie ze schematem: np. najpierw zawarła w niej cechy charakteru, potem wyglądu, a wedle punktów zamieszczonych w podręczniku winna była odwrotnie itp. Następną pracę tego typu – opis przedmiotu – córka napisała jota w jotę tak, jak chciał podręcznik (i nauczycielka). W zasadzie był to opis  zerżnięty  z opisu w podręczniku, z niewielkimi, koniecznymi zmianami (w podręczniku opisywany był kubek, ona opisała zegarek). I za tę pracę dostała piątkę. Gdyż był to idealnie odtwórczy schemat.
Ta piątka smakowała mi gorzko i na pewno nie pochwaliłabym się nią na fejsie. Szkoda, że w moim dziecku w szkole wspierana jest nie kreatywność, tylko odtwórczość.

Kiedyś pokutowało przekonanie, że posada nauczyciela to świetna robota, zwłaszcza dla kobiety: godzin do wyrobienia mało, to i ugotować się zdąży, wolne w ferie, w wakacje i wokół wszystkich świąt – tak że z łatwością zdąży sobie taka nauczycielka i posprzątać, i odpocząć. Nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi detalami, czy dana osoba dryg do nauczycielstwa ma – czy nie. Jak jest dzisiaj? Pewnie różnie. Choć nauczycieli pasjonatów, z zawołania, takich, którzy naprawdę poruszają w uczniu czułą strunę i prowokują do myślenia, znam niezbyt wielu.

Robert Kiyosaki pisał, że w dorosłym życiu uczniowie piątkowi pracują u trójkowych, bo ci trójkowi mieli tróje dlatego, że w czasie wolnym od zakuwania rozwijali swoje pasje i kreatywność. Ja miałam piątki – lecz przypuszczam, że niejeden z moich prezesów jechał na trójach. I – proszę, zajechał!

Wesołych wakacji życzę Tobie, sobie i naszym dzieciom,
Twoja P.

To koniec mundialu dla biało-czerwonych! Internauci bezlitośni. Oto najsmutniejsze MEMY!

Kochana P.!

Jestem nieczuła nie tylko wobec futbolu, ale i wobec wielu innych spraw – jak na przykład oceny w szkole. Skoro jednak od piłki zaczęłaś, to idźmy tym śladem: jak Ci się wydaje, czy któryś z piłkarzy – polskiej lub innej reprezentacji – przynosił do domu świadectwa z czerwonym paskiem? Z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że nie. I jaki efekt? Po murawie uganiają się za piłką milionerzy.
Czy to argument za tym, by się nie uczyć? Jasne, że nie. Ale za tym, by podążać w życiu za swoimi pasjami – już tak.

Oczywiście, do pewnego momentu dziecko powinno się uczyć wszystkiego – żeby zdobyć narzędzia do samodzielnego poznawania świata. Nauczyć się pisania, czytania, liczenia, tego, skąd czerpać wiedzę i jak ją przyswajać. Potem jednak, u nastolatków, zainteresowania zaczynają się krystalizować – jakaś dziedzina zaczyna ich interesować bardziej od innych. A skoro tak, to zaczyna brakować czasu na to, by ze wszystkiego w szkole być dobrze przygotowanym. I wcale nie wydaje mi się, że to jest źle. Wszystko zależy od podejścia i od tego, jak dobrze znasz swoje dziecko. Załóżmy, że przynosi Ci ono świadectwo, gdzie są czwórki i trójki i, szóstka, powiedzmy z chemii. Możesz wytknąć dziecku te przeciętne stopnie lub pochwalić tę wybitnie dobrą ocenę. I ja bym pochwaliła za tę dobrą.

Sama miałam w szkole – aż do końca studiów – bardzo dobre oceny. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć – być może niepedagogicznie – że właściwie nie miało to większego znaczenia. Owszem, nauczyło mnie jednego – odpowiedzialności i systematyczności.

Teraz, kiedy sama jestem mamą, zwracam uwagę na coś innego niż stopnie, zwłaszcza że często bywają one nieadekwatne do rzeczywistych umiejętności dziecka. Szkoła premiuje wypełnianie schematów i dusi w zarodku indywidualizm. Czy testy sprawdzają inteligencję, umiejętność analizy i syntezy, samodzielność myślenia i niezależność intelektualną? Nie – sprawdzają mechanicznie wykutą wiedzę, odtwórcze umiejętności. Czyli premiują zupełnie inne umiejętności niż życie.

Tak długo zatem, jak moje dzieci mają swoje pasje, czytają książki, kulturalnie odnoszą się do innych i są dobrymi ludźmi, pozostanę niewzruszona, jeśli idzie o ich oceny.

Całuję,
Twoja antysystemowa A.

Polecamy także:Wyglądają jak aniołki, ale pozory mylą! Dlaczego dziewczynki są dla siebie takie wredne?„Ty Żydzie!”, „Nie daj się ożydzić” – ile razy to słyszałaś? A ile razy słyszało to twoje dziecko? Dorośli się kłócą, dzieci słuchają. A złu wystarczy iskierka

Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Ciasteczko z wróżbą”, „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.

Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Ciasteczko z wróżbą” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl oraz na ich fanpage na Facebooku.



 

Redakcja poleca

REKLAMA