Najlepszy trening dla mózgu - odrabianie lekcji z dzieckiem

zamyślona kobieta przy tablicy w szkole fot. Fotolia
Wstyd się przyznać. Fakty są nieubłagane. Mózg mi się wybrał na urlop. Nie bardzo kojarzę od ilu lat ma labę. Przeraża jedno. Za nic nie chce wrócić z wakacji. Nie to, że nie pracuje wcale. Wałkoń mydli mi oczy, raz po raz błyskając złotą myślą, stwarzając ułudę, żem bystra. Dziś razem jesteśmy w szoku. On wie, że ja wiem! A ja nie wiem, co teraz!?
Lidia Góralewicz / 02.12.2016 23:06
zamyślona kobieta przy tablicy w szkole fot. Fotolia
Średni Syn dostał jedynkę. Z fizyki. W pierwszej klasie gimnazjum. Sprawa o tyle bolesna, że w rzędzie trzech piątek, jedynka wygląda słabo. Złowrogo wygląda też trzęsąca się broda nastolatka. Nim z oczu tryśnie fontanna, proszę by się nie przejmował.  

10 najzabawniejszych (i prawdziwych!) odpowiedzi uczniów na sprawdzianach

– Tatuś Ci wytłumaczy – pocieszam. 
Ojciec popatrzył, podumał.
– E, no to proste przecież jest – autorytatywnie stwierdził. Trzy minuty później zrobił się głodny.
– Najpierw zjem obiad, bo tyle co z pracy wróciłem. Potem to zadanie zrobimy – orzekł.
Pojadł i odesłał Średniego po wiedzę do Najstarszego. Braciom coś nauka nie szła. Synuś jak bumerang wrócił do mnie z tematem i drżącą brodą. 
– Kochanie damy radę. Pokaż książkę – proszę.
I tak tego nie ogarniesz! – wykrzyczał, doprowadzając moje ego do stanu wrzenia.
– Jakoś szkołę skończyłam. I to nie jedną.  Daj książkę – domagam się. Patrzę najpierw na obrazki. Menzurka. Objętość. Wyporność. Proste! Odkładam temat.
– Zrobimy sobie kiedyś herbatkę. Usiądziemy. I wszystko Ci  wytłumaczę – proponuję. 

 
Dwie doby i dwie herbatki później jestem już o wiele mądrzejsza. Mam wynotowane wzory, jednostki, przypomniałam sobie stałą grawitacji. Na nowo zachwycam się odkryciem, że masa i ciężar to nie to samo… Średni siedzi znudzony.
– Rozumiesz już? – pyta. 
– Oczywiście. Cały czas rozumiem. Tylko sobie przypominam – podkreślam dobitnie. Powtarzając w myślach raz po raz, co to jest Fc, S, V i inne wijące się symbole. Myślę, myślę,  a mój mózg za nic nie chce przyjąć, że te wzory już nie jeden raz rozkminiał. Może to moje Hashimoto? Tyle, że przy tej chorobie występuje mgła mózgowa, a ja przeżywam raczej zaćmienie totalne! 

Polskie nastolatki są najgorsze w Europie! O co dokładnie chodzi?

– Zróbmy jakieś zadanie – proponuję, upewniając się, czy jest rozwiązanie na ostatniej stronie podręcznika. Liczymy, liczymy. Działanie ze stałą grawitacji przebrnęłam dzielnie, nawet jednostki uprościłam. Na czuja! Skoro mają wyjść niutony, to kilogramy skreśliłam i tyle. Dziecię kiwa głową, że rozumie. Wygląda na to, że dobrze robię. 
– Aaaa… to tak samo jak w matematyce – odkrywa moje Maleństwo, które przerosło mnie w minione wakacje. 
– Przecież Ci mówiłam, że to proste. Cała fizyka opiera się na matematyce. Tylko oznaczenia są inne. Tam są iksy i igreki, a tutaj Fc, S i takie tam – orzekam w pełni z siebie zadowolona, żem taka mądra.

 
I to jest właśnie ten szwindel, który mi mózg wrednie wykręca, stwarzając pozory bystrości. Przechodzimy do punktu kulminacyjnego. Teraz tylko zmienić milimetry sześcienne na metry sześcienne, przemnożyć przez ułamek dziesiętny długi na trzy miejsca po przecinku i jesteśmy w domu. Tak! Przemnożyć!? Myślę. Analizuję. O ile miejsc ten przeciek ciągnąć? Czekam na wsparcie z góry. A mój mózg co? Nic! W panice kombinuje, jak niepostrzeżenie dotrzeć do najbliższego kalkulatora, który znajduje się w telefonie piętro wyżej. Zmuszam rozum, żeby sam wyliczył. A ten mi już podsuwa rozwiązanie. Wymknąć się do łazienki, niby za potrzebą. Capnąć kalkulator. Obliczyć. Wrócić… i tryumfalnie ogłosić dziecięciu wynik.Nim ja otrząsłam się z paniki, Syn zdążył coś popisać w słupkach. Obliczył. I wyszło. Super. Zerkam dyskretnie na rozwiązania. Wszystko się zgadza, z tym, że niutonów wyszło nam sto razy mniej niż autorowi podręcznika. Znowu żebrzę ratunku u steru swego organizmu... A ten jak zwykle robi wszystko, by nic nie robić!

Dowiedz się, co Twoje dziecko publikuje w sieci!

– Czemu nam wyszło 15, a nie 1500 niutonów? – konsultuję wynik z Najstarszym. Jedyne co umiał mój ptasi móżdżek, to zlokalizować merytoryczne pogotowie.  Pomogło. Syn rzucił okiem. Zamiast przemnożyć przez grawitację, tośmy podzielili. Nie wiedzieć czemu. Poprawiłam.
 
Mamy TO! Wyczerpana kazałam Średniemu resztę zadań rozwiązać samodzielnie.  Sprawdziłam odpowiedzi. Oczywiście w książce. Wyszło mu idealnie. Uff… 
 
Okazuje się, że mózg jest jak ogródek. Pięknie kwitnie tylko tam, gdzie o niego dbamy. Grządki nie odwiedzane zżera chwast. Nic to, trzeba w swoim warzywniaku  trochę poplewić. Usprawnić. Przypomnieć. Może wrócę do rozwiązywania krzyżówek? Gdzieś czytałam, że codzienna lektura książek wspiera pracę mózgu. Bullshit! Praktykuję codziennie, lecz w kwestiach matematyczno-fizycznych nie działa. Na dobry początek postanawiam nie używać kalkulatora przy dodawaniu i odejmowaniu do stu (Excel też się liczy!). 
 
– Mamo, odpytasz mnie z chemii? Fajnie się uczyliście. Może i mi byś pomogła? – prosi dzień później Najstarszy.
 
Jasne! Pomogę. Przecież bystrość trenuję. Węglowodory. Węgiel i wodór. Prosta sprawa. Otwieram książkę. A tam ramki, rameczki, cuda na kiju. Wpatruję się w pierwszą z nich i kolejne… Alkany, alkeny, alkiny… Matko jedyna!

Co robić? Trening kardio, obwodowy, na masę, na rzeźbę, na brzuch, na pośladki i setki innych. Fitnessu dla mózgu BRAK!  
 
– Mamo, klasówka z fizyki za tydzień. Dziś braliśmy jeszcze o ciśnieniu. Utrwalisz sobie i przypomnisz coś nowego – obwieścił Średni. 
 
Na szczęście mam dzieci. Może fizykę kwantową odchwaszczę, gdy pójdą na studia? No i masz! Mózg zrobi wszystko, żeby nie pracować. Jak nie kombinuje, to się rozmarzy...
 

Więcej komentarzy Lidii Góralewicz (dużo rodzinnych, choć nie tylko!) na Polki.pl

Tagi: felieton