Pani uśmiechała się miło.
- Znowu chcą dorwać się do żłobu. Wyprowadzają ludzi na ulicę, a ludzie idą jak barany, bo myślą, że coś im skapnie. Wie pani, kto za tym stoi? – niby zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. - Ci sami, co zawsze – pochylił się nad panią i resztę powiedział cicho, a pani przytaknęła z uśmiechem rozpoznania.
- No tak! Mój mąż też tak mówi.
- Oni już w latach siedemdziesiątych siali zamęt. Przecież to oni zrobili ten KOR.
Pani znów przytaknęła z uśmiechem.
- Mój mąż też tak mówi.
Pan perorował dalej, pani zadowoliła się rolą miłej pośredniczki między panami, którzy mają podobną wizję świata.
- A pani? Co pani o tym myśli? – chciałam zapytać, ale obawiałam się, że znam odpowiedź. A więc to nadal się zdarza! Kiedyś pisałam o tym w książce „Flesz”, gdzie jedna z bohaterek też nie miała własnego zdania.
Czym się różni kobieta? - felieton Hanny Samson
Oto fragment rozmowy kobiet we „Fleszu”:
- Każdy chce sam o sobie decydować.
- Ja wcale nie chcę. Nie potrafię. Najpierw o wszystkim decydowała mama. A teraz mąż.
- A pani co? Nie umie się zbuntować?
- A może on lepiej podejmuje decyzje? Ja nigdy nie mam pewności, więc go pytam, jak ma być i on mówi. Potem już nie mam jak powiedzieć, że chcę inaczej.
- Dlaczego nie? Kobieta zmienną jest.
- Ale ja nie wiem, czego chcę. Naprawdę. Nie wiem, jakie mam zdanie. W żadnej sprawie. Nawet jak ktoś mnie pyta, to widzę za i przeciw, no to jak mam podjąć decyzję, za czym jestem?
- Zawsze są jakieś za i przeciw. Liczy się, co przeważa.
- A jak po równo? Niedawno taka sytuacja. Syn chciał jechać z kolegami na biwak, a do nas przyjeżdżała moja mama. I nie wiedziałam, czy się zgodzić, czy nie, to zapytałam męża. On na to, żebym zapytała mamę. Mama chciała, żeby Piotruś był w domu, jak raz przyjeżdża. A Piotruś chciał jechać.
- No i co pani zdecydowała?
- Powiedziałam mężowi, że Piotruś chce jechać, a mama chce, żeby został. No i była afera, bo mąż się zgodził, żeby jechał, a mama była obrażona.
- A pani chciała, żeby jechał, czy żeby został?
- Ja to bym chciała, żeby wszyscy byli zadowoleni.
- I tu jest pies pogrzebany! – zauważyła inna bohaterka „Flesza”.
O Bogini! Dlaczego kobiety to robią?!
I coś w tym jest! Mam poczucie, że wiele z nas wciąż wsłuchuje się w oczekiwania innych, zamiast w siebie. Przytakujemy absurdalnym poglądom. Pozwalamy, by nad naszymi głowami bez sensu objaśniano świat. Dlaczego? Żeby panu było miło? Żeby nas akceptował? Może lepiej zaufać Glorii Steinem: „Kiedy tylko zrezygnujemy z szukania aprobaty, często o wiele łatwiej zdobędziemy szacunek.”.
Wróćmy do rozmowy kobiet z „Flesza”:
- Niech pani na początek ma jakiekolwiek zdanie i go broni. Zawsze można zmienić.
- Dokładnie. Własne zdanie trzeba poćwiczyć. Nie pytać od razu innych, stanąć na swoim.
- Ja też kiedyś nie wiedziałam. Zaczęłam mówić, co mi przyszło do głowy, i tego bronić. A jak broniłam, to w końcu naprawdę myślałam, że tak myślę. I nie było to wcale takie głupie.
Warto mieć własne zdanie, choćby takie „na próbę”. Pomyśleć, co nam służy. Jak chcemy być traktowane. Bo inaczej inni będą decydować za nas, a my będziemy nadal się dostosowywać. Jesteś zadowolona z tego, jak wygląda świat? Jeśli nie, to go zmieniaj. Własne zdanie to dobry początek.
Życzę nam wszystkim, żebyśmy w Nowym Roku były dumne z tego, że zmieniamy świat, a nie z tego, że miło się do niego dostosowujemy.
Komentarze Hanny Samson na Polki.pl