Pewnie już wszystkie o tym wiecie, że Natalia Przybysz przerwała ciążę i opowiedziała o tym w Wysokich Obcasach. Popłynęła w jej kierunku fala hejtu, bo kto to słyszał, żeby robić takie rzeczy?! No właśnie. Nigdzie o tym nie słychać, tylko ona się wyrwała.
„Żyjemy w rzeczywistości, w której wszyscy udają, że to się nie dzieje. Każda kobieta jest z tym sama” – zauważa Natalia. Co prawda demonstrujemy razem w czarnych protestach przeciwko zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej, bo jesteśmy za tym, żeby kobieta miała prawo wyboru, no ale przecież są granice!
Hanna Samson: Czy jest coś ważniejszego niż wygląd kobiety?
Prawo wyboru należy się kobiecie w sytuacjach ekstremalnych. Ale tak po prostu w życiu? Tak przerwać ciążę bez dramatycznych powodów i poczucia winy? Nie wstydzić się ulgi, gdy jest już po wszystkim i można wrócić do swojego życia? Na to nie pozwolimy! Będziemy hejtować i opowiadać, jaka ta Natalia niedojrzała i nieodpowiedzialna, i jak to szkodzi kobietom taki głos, bo teraz inne kobiety się odwrócą od protestów, żeby przypadkiem nie znaleźć się w jednym worku z Natalią, bo one by nigdy takiej decyzji nie podjęły! Czyżby?
Co roku ciążę przerywa 150-200 tys. Polek. No to gdzie one są? Kilka milionów kobiet nie istnieje? A może tylko nie zabierają głosu, no bo można coś zrobić po cichu, ale żeby o tym głośno mówić? Przez tyle wieków nasz głos nie miał znaczenia, więc przywykłyśmy. Wiemy, że nie należy się wychylać. Że o tym, co dobre, a co złe, decydują biskupi i pan Żalek, a nasze doświadczenie nie jest ważne. Nie jest ważne nawet dla nas samych!
Carol Gilligan w książce „Innym głosem. Teoria psychologiczna a rozwój kobiet” relacjonuje wyniki badań, które pokazują, dlaczego milczymy.
Ten wewnętrzny czy też uwewnętrzniony głos mówił kobiecie, że jeśli zacznie mówić własnym głosem, to będzie „samolubna”, że i tak pewnie nie wie, czego chce, albo że myśląc o tym, co należy zrobić, nie powinna kierować się własnym doświadczeniem.
Badane kobiety często wiedziały, czego pragną i jaką decyzję należy podjąć, ale „wiele z nich jednak obawiało się, że gdyby powiedziały o tym głośno, inni potępiliby je i skrzywdzili, że nie słuchaliby ich albo nie zrozumieli, że otwarcie ust wprowadziłoby tylko więcej zamieszania, że lepiej zawsze wyglądać na „bezinteresowną”, zrezygnować z własnego głosu i utrzymać spokój."
Przykład Natalii pokazuje, że te obawy są słuszne. Ale czy na pewno chcemy, żeby doświadczenie milionów kobiet nie istniało w świadomości społecznej? „Krępując swój głos, wiele kobiet świadomie lub nieświadomie przyczynia się do konserwowania cywilizacji, która przemawia głosem męskim, i porządku życia opartego na odłączeniu od kobiet” – pisze Gilligan.
Czy chcemy, by doświadczenia milionów kobiet były czymś pokątnym i wstydliwym? Nawet jeśli my same podjęłybyśmy inną decyzję w każdej z tych sytuacji, w których one się znalazły, choć życie przecież uczy, że „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, nie zmienia to faktu, że te miliony istnieją.
Natalia dała im głos i naprawdę warto to docenić. Dała im głos, choć mogła przewidzieć reakcję, bo przecież te miliony nie milczą bez przyczyny. Natalia miała ważny powód do przerwania ciąży: nie chciała urodzić tego dziecka. Ale nawet zwolenniczki prawa wyboru były oburzone, bo owszem, kobiety powinny mieć prawo, ale pod warunkiem, że wybierają tak, jak my byśmy wybrały.
A może pora, żebyśmy dały sobie i innym kobietom prawo do własnego głosu, nawet jeśli jest inny niż nasz? Bo dopóki doświadczenie kobiet nie będzie ważne nawet dla nas samych, każdy pan Żalek bez trudu przywoła nas do porządku.