"CAPA. Szampan i krew"

"CAPA. Szampan i krew"
Burzliwe życie legendarnego fotoreportera, jednej z wielkich ikon XX wieku.
/ 26.02.2008 14:51
"CAPA. Szampan i krew"
Bogata i romantyczna biografia wielkiego fotoreportera wojennego Roberta Capy, którego życie było równie dramatyczne, jak robione przez niego zdjęcia.

Capa musiał opuścić ojczyste Węgry z powodu prześladowań. Dzięki zdjęciom wykonanym podczas hiszpańskiej wojny domowej stał się największym fotoreporterem wojennym swojego pokolenia. Jego zdjęcia z drugiej wojny światowej uczyniły z niego legendę. Relacjonował wiele decydujących momentów wojny- w 1942 roku przepłynął Atlantyk w konwoju okrętów, aby następnie ruszyć z wojskami sprzymierzonych przez Północną Afrykę, Włochy, aż do Francji. Założyciel agencji fotograficznej Magnum, zginął w Indochinach w 1954 roku, stając się jedną z pierwszych ofiar wojny w Wietnamie. Przyjaciel Ernesta Hemingwaya, Gary Coopera, Gene’a Kelly, Johna Hustona, Irwina Showa, Johna Steinbecka, kochanek Ingrid Bergman. Jest jedną z wielkich legend XX wieku.


Fragmenty książki

6 czerwca 1945 roku: kiedy wyłania się z limuzyny i wchodzi po schodach Hotelu Ritz, francuscy paparazzi wykrzykują jej imię i starają się ją zatrzymać. Na starej kronice filmowej widać, jak z włosami uniesionymi delikatnym powiewem wiatru macha do swoich wielbicieli. Zanim zniknie we wnętrzu hotelu, Ingrid Bergman obraca się i uśmiecha w kierunku masywnych kamer Speed Graphic. W Europie nie była od 1937 roku i na licznych fotografiach widać jej nieskrywaną radość z powrotu. Dzięki Paryżowi poczuła, jakby „jej życie zaczęło się na nowo”.

Przechodząc hotelowym holem na czele swojej świty, Bergman minęła Capę i jego nowojorskiego kompana od pokera, pisarza Irwina Shawa. W Ritzu zakwaterowano ją razem z resztą artystów biorących udział w występach, z którymi objeżdżali amerykańskie bazy wojskowe w Europie. Jej przyjazd do Paryża postawił na nogi cały korpus prasowy działający w podziemiach Hotelu Scribe, skąd wysyłano gorączkowe depesze. Zamieszanie wokół przyjazdu artystki do hotelu wzbudziło zazdrość jej koleżanki „od podnoszenia morale żołnierzy”, Marleny Dietrich, która pewnego ranka powitała ją w holu hotelu słynnym wyrzutem: „W końcu cię przyniosło – kiedy wojna się skończyła!”

„Jeszcze tego samego dnia po przyjeździe – pisała w swej autobiografii Bergman – pod drzwiami sypialni znalazłam liścik. Wydał mi się bardzo zabawny”.

TEMAT: Obiad. 06.06.1945. Paryż. Francja.
DO: Panna Ingrid Bergman.
1. Jest to przedsięwzięcie kolektywne. Do kolektywu należą Bob Capa i Irwin Shaw.
2. Do liściku, który jest jednocześnie zaproszeniem na obiad dzisiaj wieczorem, zamierzaliśmy dołączyć kwiaty – po krótkiej naradzie zdaliśmy sobie jednak sprawę, że stać nas albo na kwiaty, albo na obiad, ewentualnie na obiad albo kwiaty. Zagłosowaliśmy i obiad przeszedł niewielką większością głosów.
3. Padła sugestia, że jeżeli nie będzie pani miała ochoty na obiad, można wysłać kwiaty. Sprawa nie została jeszcze przesądzona.
4. Poza samymi kwiatami mamy wiele wątpliwych zalet.
5. Jeżeli będziemy pisać dalej, to nie będziemy mieli o czym rozmawiać, jako że zapas uroku mamy ograniczony.
6. Zadzwonimy o 18:15.
7. Spać nie chodzimy.

Kiedy o szóstej piętnaście wieczorem Shaw i Capa zadzwonili do jej pokoju, Bergman zgodziła się na spotkanie w podziemnym barze Hotelu Ritz. Oboje byli już nieźle wstawieni, kiedy o 18:30, zgodnie z umową, pojawiła się w pięknej sukni haute couture i z czerwonym kwiatem we włosach. Zaskoczeni, że zeszła spotkać się z nimi, a nie z jakimś ważnym generałem, zerwali się we dwójkę, aby ją przywitać. Jak później przyznała, przyjęła zaproszenie, ponieważ wolała zjeść obiad w restauracji niż siedzieć w hotelowym pokoju i „wgapiać się w wazon z kwiatkami”...


...Od Fouqueta poszli na obiad do Maxima. Ponownie wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Z topniejącą gotówką Capa i Shaw zabrali ją następnie do małego klubu nocnego na Montmartre, gdzie przetańczyli całą noc. Capa szybko się zorientował, że prawdziwa Bergman nie miała nic wspólnego z czystym, dziewiczym obrazem starannie stworzonym przez hollywoodzkiego producenta Davida Selznicka. Nie dało się ukryć, że w rzeczywistości daleko jej było do owej niewinnej „szwedzkiej dziewczyny ze wsi” – jej hollywoodzkiego wizerunku. Piła zdrowo, opowiadała sprośne dowcipy i kiedy na parkiecie Capa przyciskał ją mocno do siebie, wydawało się, że nie trzeba podstępu, by zaciągnąć ją do łóżka...

Alex Kershaw, "CAPA. Szampan i krew" Wydawnictwo Fontanna.

Redakcja poleca

REKLAMA