Wśród wielu dziwactw, z jakimi miałem się okazję ostatnimi czasy nieco oswoić, to akurat jest dla mnie całkowicie niepojęte.
Jestem KOT. Żądam więc, by traktowano mnie należycie!
Mrauuu!
„Aport!” – słyszę i piłeczka przelatuje nad moją głową. Z grzeczności kilkanaście razy za nią pobiegłem, ale po godzinie znudziła mi się ta zabawa. Ile można udawać, że się komuś chce w pyszczku piłkę nosić?
Gdzie tam!
Teraz wciąż słyszę: „Siad!”, „Łapa!”… „Grzeczny kotek!”
Patrzę na moją panią, jakby z innej planety była, ale ona coś mało rozgarnięta bywa. Nie może zrozumieć, że ja to nie pies, którego trzeba wytresować. Jestem KOT.
Miauuuczę, mleczko piję, wspinam się na parapety, ale też widzę świetnie w ciemności.
Ile razy idę do kuwety, pani pędzi za mną… światło mi zaświecić!
Może jej się wydaje, że wszyscy widzą tak marnie jak ona? Moja pani potrafi we mnie wejść, jakbym był dla niej przezroczystą, niewidoczną kulką!
I nawet przepraszam nie powie. Tylko się zdziwi, że KOT jej się przyplątał pod nogi.
Jak przyplątał? Teleportowało mnie skądś?
Nie, leżałem marząc o kawałku rybki, która przed kilkoma minutami została w całości pożarta przez moją panią! Bo, oczywiście, mi się nic znowu nie dostało. Pani stwierdziła, że śledzik w sosie pomidorowym może mi zaszkodzić. Szkoda, że nie wpadła na to, by oblizać rybkę, zostawiając mi najsmaczniejszą część!
Nie, najwyraźniej kobiety za często nie myślą.
Za to zawsze i wszędzie potrafią zwalić winę na wszystkich dookoła. Zgadnijcie, kto w naszym domku najczęściej obrywa? No, kto?
Mały, grzeczniutki kotek, który… nie ma ochoty udawać, że jest psem!
Skoro miauczenie nie pomaga, postanowiłem, jako doskonały przedstawiciel dachowców, pokazać pani, że skakać to ja potrafię. Jak KOT, którym się urodziłem!
Czasem tylko źle wymierzę odległości i zamiast na krześle ląduję… na głowie mojej pani. Jest wówczas taki wrzask, że aż pazurami muszę się mocno wczepić, by nie spaść.
Wiem, koty zawsze spadają na cztery łapy. Nie zawsze jednak mają czas odwrócić się w powietrzu! A wówczas nawet futerko nie łagodzi bolesnego upadku. Prrr!
Co nie zmienia faktu, że jestem KOT.
Mrauuu!
Aż się boję, jak pomyślę, co też jutro moja pani wymyśli.
Dziś już mocno mnie zestresowała.
Znów siedziała od rana z głową w jakiejś książce, pozwalając mi delektować się spokojnym przedpołudniem. Myślałem już, że ta piękna chwila trwać będzie w nieskończoność, ale moja pani nie byłaby sobą, gdyby nagle nie postanowiła podzielić się na głos swoimi myślami.
„Wiesz. Podobno psy upodabniają się do swoich właścicieli. Może koty też tak mają?” – usłyszałem jak przez sen.
Podniosłem głowę, otworzyłem zaspane oczka, popatrzyłem na moją panią… i naszły mnie poważne wątpliwości.
Może ktoś chce przygarnąć kulturalnego, dobrze wychowanego kotka?
Wasz Pyszczuś