Te wątpliwości narastają we mnie, gdy moją panią ktoś odwiedza.
Wchodzi taka (lub taki) w butach, z których piasek się na dywan rozsypuje, rozgląda dookoła, jakby to nie wizyta, a wizytacja była… po czym nagle na mój widok rozlega się wrzask:
"Co to, KOOOOOOOT?"
Robię głośne miauuuuu, by rozwiać wszelkie wątpliwości, ale gdy zaraz po tym pada pytanie, skierowane już do mojej pani: "a po co ci właściwie kot?", to sierść zaczyna mi się jeżyć na grzbiecie.
Po co mojej pani tacy goście?! Nie dość, że jak przyjdą, to od razu na lodówkę się rzucają (jakby w domu własnego jedzenia nie mieli!), to jeszcze bez pozwolenia dobierają się do MOJEGO mleczka! Gdy widzę, że pani z kartonika ostatnie kropelki wydobywa, zaczynam swojej miseczki pilnować. Nie do pomyślenia, żebym się podzielił z tak źle wychowanym człowiekiem!
I co to za brak kultury, by w gości przychodzić z pustymi rękami? Na dodatek… jak można obrażać gospodarza?
Co z tego, że jestem malutki? Już udowodniłem wszystkim nie raz, kto w domu rządzi, a jak!
Ledwo wprowadziłem się do nowego mieszkanka, zaraz pokazałem mojej pani, co do czego nie pasuje. Ot, taka wisząca na ścianie paprotka. Zbędny badyl, którego gałązki trącały mnie po nosku, gdy chciałem spać na sofie. Wystarczyło, że kilka razy podskoczyłem do kwiatka, a pani zrozumiała, że psuje wystrój pokoju. Zniknął! Podobnie było z takim czymś zielonym z wielkimi liśćmi. Stało w rogu pokoju, i tylko niepotrzebnie miejsce zajmowało. Jak łapałem za listki, pani nie reagowała – z rozpędu wskoczyłem w sam środek roślinki, i ziemia zamiast trafić z powrotem do doniczki, trafiła na śmietnik. Razem z wielkim zielonym paskudztwem.
Mrauuuu!
Potem dobrałem się do dwóch kwiatków ze stołu. Już też ich nie ma!
Została jedna paprotka, ale żeby nie było, że koty nie są nastawione proekologicznie, pozwalam jej rosnąć w spokoju. I w pokoju!
Gust to ja mam! Pomyślałby ktoś, że kot nie wie, co dla kota dobre.
Pani pozazdrościła mi najwyraźniej myślenia, bo chwilę później przestawiła nieco meble, bym miał więcej miejsca na brykanie.
Co z tego, skoro gdy tylko zaczynam brykać, widzę spojrzenie, które mnie z miejsca paraliżuje? Nic mi nie wolno!
Ciągnąć za obrus? Nie wolno! Skakać po meblach? Nie wolno! Oblizywać naczyń leżących na stole? Nie wolno!
Czuję, że ktoś tu ogranicza moją kocią swobodę obywatelską!
Zna ktoś numer do jakiegoś Rzecznika Praw Kocich?
Wasz Pyszczuś
P.S. No dobra – bawić się żółtą pszczółką mi wolno. Nie wiedzieć czemu, marne to pocieszenie!