Właściciele zwierzaków, którzy kochają swoich pupili, doskonale zrozumieją tę postawę. Pewien mężczyzna postanowił za wszelką cenę odnaleźć ukochanego psa. I "wszelką" jest tu kluczowym słowem. Jego poświęcenie nie zna bowiem granic. Odległość czy pieniądze nie były dla niego przeszkodą, aby znów znaleźć się u boku pupila. Poznaj tę niezwykłą historię.
To, co zrobił, aby odnaleźć ukochanego psa, jest godne podziwu
Lokalny portal nto.pl opisał niezwykłą historię pana Grzegorza, który długo próbował odnaleźć swojego zaginionego psa. Kosztowało go to sporo nerwów i wyrzeczeń. Jak to się stało, że w ogóle musiał poszukiwać swojego zwierzaka?
Państwo Jarmolińscy mieszkają w Krowiarkach (województwo śląskie). Są opiekunami dwóch cudownych psiaków. Jeden z nich zaginął w noc sylwestrową. Do ogródka wpadła bowiem petarda i spłoszyła czworonogi.
Usłyszałem huk. Pierwszą myśl, jaką miałem, to, że wybuchła butla gazowa u nas w domu. Jak już zorientowałem się, co się stało, pobiegłem zatrzymać psy. Naszego drugiego psa zdążyłem jeszcze złapać za ogon, ale Niunia uciekła – powiedział pan Grzegorz w rozmowie z nto.pl.
Małżeństwo postanowiło rozpocząć poszukiwania swojego ukochanego psa. Nie spodziewali się jednak, że będzie to aż tak trudne. Opiekun musiał przebyć aż 25 tysięcy kilometrów, zanim odnalazł zwierzę. Kosztowało go to też sporo wyrzeczeń.
Przejechał 25 tysięcy kilometrów, aby odnaleźć zaginionego psa
Właściciele zwierzaków robili wszystko, aby odnaleźć Niunię. Najpierw pan Grzegorz przez 12 godzin jeździł po okolicy. Potem zaczęli rozwieszać ulotki oraz dzwonili do różnych schronisk. Mężczyzna zdradził, że przez 4 dni nie zmrużył oka. Ostatecznie zdecydował się wyruszyć na dalsze poszukiwania.
Pan Grzegorz w pełni zaangażował się w poszukiwania – do tego stopnia, że zwolnił się z pracy, aby mieć czas na przemierzanie kraju. W sumie przejechał 25 tysięcy kilometrów. Małżeństwo musiało się też zadłużyć. Łącznie para wydała na poszukiwania 10 tysięcy złotych.
Spływały do nas fotografie czarnych psów z województwa śląskiego, Opolszczyzny i Czech. W ciągu tych 58 dni uzbieraliśmy 600 zdjęć. Jeżeli któryś z nich był dostatecznie podobny, jechaliśmy w tamto miejsce – tłumaczy pan Grzegorz w rozmowie z nto.pl.
Ostatecznie z właścicielami skontaktowała się mieszkanka Polskiej Cerkwi. Powiedziała, że przy miejscowej szkole jazdy konnej błąka się pies. Okazało się, że to właśnie Niunia. Szczęśliwy pan Grzegorz wyruszył po swoją psinkę. Tym samym sunia wróciła do ukochanego domu, a cała historia zakończyła się happy endem.
Źródło: nto.pl
Czytaj także:
Mężczyzna znalazł sobie niezwykłego kompana. Udowadnia, że przyjaźń międzygatunkowa istnieje
Inicjatywa PiESEL rośnie w siłę. Każdy powinien wiedzieć o tej wspaniałej akcji
Eto to pracuś na czterech łapach. Dzielny owczarek osiągnął coś, co innym psom się nawet nie śniło