Nudne tyrady łatwiej przerwać pod pretekstem psoty zwierzaka i tarcia w sporach politycznych można prędko zażegnać zręcznym przejściem na neutralny, zwierzęcy temat. Brak tematu w ogóle w grę nie wchodzi, kiedy "temat" przeciąga się akurat z wdziękiem na parapecie, leży pod stołem albo ćwierka na drążku.
Niektóre zwierzaki bezpardonowo przeszkadzają w rozmowie lub jedzeniu, inne uwodzicielsko zaczepiają, sprawiając przyjemność wybrańcom swoich względów, a jeszcze inne po prostu wymownie prezentują swą urodę (lub jej brak). Tak czy owak, zwierzęta biorą udział w zbiorowych formach życia domowego wpływając pozytywnie na jego przebieg. Oddziałują korzystnie na psychiczne i fizyczne funkcjonowanie swych opiekunów. Psychicznie pomagają, bo odwracają myśli od kłopotów i kierują je na doraźne "tu i teraz". Fakt, że zwierzętami trzeba się zajmować, poszerza z kolei nasz horyzont wyznaczany przez przysłowiowy czubek własnego nosa. Zwierzęta za to, nawet kapryśne lub niesforne, wykazują niezmordowaną gotowość do odwzajemniania ludzkiego zainteresowania, nigdy nas nie krytykują, nie osądzają i nie stawiają warunków. W zamian za swą uwagę i troskę człowiek otrzymuje od nich wdzięczność, przywiązanie i - nie bójmy się tego słowa: miłość. (A to niekiedy więcej niż okazują nam najbliżsi.)
Domy ze zwierzętami są weselsze, ponieważ właściciele tych domów (i zwierząt w nich) są na ogół bardziej wyluzowani, tolerancyjni i skorzy do żartów. Obcując ze zwierzęciem człowiek wykracza poza zwykle używaną w naszym świecie sferę intelektualną i werbalną. To oczywiste - z psem, kotem, chomikiem czy papugami komunikujemy się głównie alfabetem gestów, mimiki i ruchu, a jeżeli nawet używamy słów, to tym, co dociera do zwierzęcia, jest ton, barwa i natężenie wypowiedzi, czyli brzmieniowy "profil" głosu, a nie semantyczny sens wyrazów. Ten rodzaj komunikacji rozwija u osób młodych spontaniczność, wrażliwość i poczucie humoru, starszym natomiast obniża ciśnienie, zmniejsza stres i łagodzi depresyjne nastroje.
W miesięczniku Psychologie Heute z lutego 2005 r. zamieszczono artykuł pt. "Zwierzęca radość" o pożytkach płynących z psiego towarzystwa dla osób dotkniętych chorobą Alzheimera. U chorych, którym pamięć już odmawia posłuszeństwa i zawodzi zdolność logicznego myślenia, długo jeszcze pozostaje aktywna pozawerbalna i doznaniowa sfera wzruszeń, uczuć i zmysłowych wrażeń. Nam, ludziom trudno jednak nawiązać kontakt z kimś, kto nie rozumie, co się do niego mówi. A pies sam nie mówi, więc też i nie oczekuje rozumienia słów. Jakby przenikając przez zupełnie niewidoczną dla nas kurtynę, zwierzę dociera wprost do sfery wzruszeń i uczuć. Tam właśnie znajduje się tajemne miejsce, w którym może zagościć niczym niezmącona pogoda ducha, pod warunkiem jednak, że zechce się nią z nami podzielić druga żywa istota. Najlepiej taka, której nie przeszkadzają nasze ograniczenia i wady lub niedoskonałość wyglądu. A jeżeli nawet coś trochę przeszkadza, to i tak nigdy nam o tym nie powie.
Chyba że jest to Żorżyk, należący do znanej warszawskiej dziennikarki, który nie szczędzi swojej pani przejawów jawnej dezaprobaty, gdy na przykład ona wychodzi z domu, a Żorżyk musi zostać lub, nie daj Boże, pani zamierza nie podzielić się zawartością swego talerza z pupilem. W świadomości tej okazałej papugi rasy żako, to pani redaktorka należy do niego i jemu podlega, a nie odwrotnie. Niestety spisanie korzystniejszej umowy w ogóle nie wchodzi w grę. Żorżyk nawet potrafi mówić, ale pisać i czytać nie.
Ewa Woydyłło