Bracia mniejsi

Czy zauważyliście Państwo, jak przebiegają spotkania towarzyskie w domach, gdzie z gospodarzami mieszka kot albo pies, albo papuga czy kanarek, żółw, chomik lub jeszcze jakieś inne udomowione zwierzę? Stworzenia te ściągają na siebie część uwagi obecnych, nie pozwalając oddać się bezgranicznie zbyt poważnym sprawom, przez co zresztą zbawiennie wpływają na niezbyt udane wizyty.
/ 04.10.2008 23:22
Czy zauważyliście Państwo, jak przebiegają spotkania towarzyskie w domach, gdzie z gospodarzami mieszka kot albo pies, albo papuga czy kanarek, żółw, chomik lub jeszcze jakieś inne udomowione zwierzę? Stworzenia te ściągają na siebie część uwagi obecnych, nie pozwalając oddać się bezgranicznie zbyt poważnym sprawom, przez co zresztą zbawiennie wpływają na niezbyt udane wizyty.

Nudne tyrady łatwiej przerwać pod pretekstem psoty zwierzaka i tarcia w sporach politycznych można prędko zażegnać zręcznym przejściem na neutralny, zwierzęcy temat. Brak tematu w ogóle w grę nie wchodzi, kiedy "temat" przeciąga się akurat z wdziękiem na parapecie, leży pod stołem albo ćwierka na drążku.

Niektóre zwierzaki bezpardonowo przeszkadzają w rozmowie lub jedzeniu, inne uwodzicielsko zaczepiają, sprawiając przyjemność wybrańcom swoich względów, a jeszcze inne po prostu wymownie prezentują swą urodę (lub jej brak). Tak czy owak, zwierzęta biorą udział w zbiorowych formach życia domowego wpływając pozytywnie na jego przebieg. Oddziałują korzystnie na psychiczne i fizyczne funkcjonowanie swych opiekunów. Psychicznie pomagają, bo odwracają myśli od kłopotów i kierują je na doraźne "tu i teraz". Fakt, że zwierzętami trzeba się zajmować, pBracia mniejsioszerza z kolei nasz horyzont wyznaczany przez przysłowiowy czubek własnego nosa. Zwierzęta za to, nawet kapryśne lub niesforne, wykazują niezmordowaną gotowość do odwzajemniania ludzkiego zainteresowania, nigdy nas nie krytykują, nie osądzają i nie stawiają warunków. W zamian za swą uwagę i troskę człowiek otrzymuje od nich wdzięczność, przywiązanie i - nie bójmy się tego słowa: miłość. (A to niekiedy więcej niż okazują nam najbliżsi.)

Bezsporna inteligencja zwierząt, przejawiająca się w ich zdolności uczenia się, ma charakter aintelektualny, choć wielu z nich, zwłaszcza czworonogom, nie sposób odmówić swoistej logiki i racjonalności. Zwłaszcza psom przypisujemy bliskie powinowactwo z człowiekiem głównie dzięki ich nadzwyczajnym wyczynom. Pewien pies podobno "zatelefonował" po ratunek zrzucając z widełek słuchawkę; inne wyławiają tonących; psy policyjne pomagają chwytać przestępców i wykrywać narkotyki u przemytników; czworonożni ratownicy wskazują miejsca pod gruzami czy lawinami, gdzie znajdują się ludzie. Krążą też opowieści o kocie, który podrapał śpiącego właściciela budząc go skutecznie w chwili, gdy w domu zaczynał się pożar. Znam dom, gdzie od 44 lat żyje żółw Barnaba, którego potrzeby i przyzwyczajenia respektują kolejne pokolenia domowników łącznie z wyżłem Bartkiem, skądinąd dość nieznośnym łobuzem.

Domy ze zwierzętami są weselsze, ponieważ właściciele tych domów (i zwierząt w nich) są na ogół bardziej wyluzowani, tolerancyjni i skorzy do żartów. Obcując ze zwierzęciem człowiek wykracza poza zwykle używaną w naszym świecie sferę intelektualną i werbalną. To oczywiste - z psem, kotem, chomikiem czy papugami komunikujemy się głównie alfabetem gestów, mimiki i ruchu, a jeżeli nawet używamy słów, to tym, co dociera do zwierzęcia, jest ton, barwa i natężenie wypowiedzi, czyli brzmieniowy "profil" głosu, a nie semantyczny sens wyrazów. Ten rodzaj komunikacji rozwija u osób młodych spontaniczność, wrażliwość i poczucie humoru, starszym natomiast obniża ciśnienie, zmniejsza stres i łagodzi depresyjne nastroje.

W miesięczniku Psychologie Heute z lutego 2005 r. zamieszczono artykuł pt. "Zwierzęca radość" o pożytkach płynących z psiego towarzystwa dla osób dotkniętych chorobą Alzheimera. U chorych, którym pamięć już odmawia posłuszeństwa i zawodzi zdolność logicznego myślenia, długo jeszcze pozostaje aktywna pozawerbalna i doznaniowa sfera wzruszeń, uczuć i zmysłowych wrażeń. Nam, ludziom trudno jednak nawiązać kontakt z kimś, kto nie rozumie, co się do niego mówi. A pies sam nie mówi, więc też i nie oczekuje rozumienia słów. Jakby przenikając przez zupełnie niewidoczną dla nas kurtynę, zwierzę dociera wprost do sfery wzruszeń i uczuć. Tam właśnie znajduje się tajemne miejsce, w którym może zagościć niczym niezmącona pogoda ducha, pod warunkiem jednak, że zechce się nią z nami podzielić druga żywa istota. Najlepiej taka, której nie przeszkadzają nasze ograniczenia i wady lub niedoskonałość wyglądu. A jeżeli nawet coś trochę przeszkadza, to i tak nigdy nam o tym nie powie.

Chyba że jest to Żorżyk, należący do znanej warszawskiej dziennikarki, który nie szczędzi swojej pani przejawów jawnej dezaprobaty, gdy na przykład ona wychodzi z domu, a Żorżyk musi zostać lub, nie daj Boże, pani zamierza nie podzielić się zawartością swego talerza z pupilem. W świadomości tej okazałej papugi rasy żako, to pani redaktorka należy do niego i jemu podlega, a nie odwrotnie. Niestety spisanie korzystniejszej umowy w ogóle nie wchodzi w grę. Żorżyk nawet potrafi mówić, ale pisać i czytać nie.

Ewa Woydyłło

Redakcja poleca

REKLAMA