Podział przestrzeni był dla niej oczywisty: na część oficjalną, z dużym salonem z półotwartą kuchnią (żeby nie odcinać się całkiem od życia salonowego, ale też nie pokazywać gościom życia od kuchni), jadalnią, oraz część prywatną, z jasną sypialnią, pokojami dzieci i łazienką.
Najbardziej magnetycznym miejscem w domu jest urządzona na tarasie jadalnia. Pomysł w zasadzie prosty – zabudowanie tarasu szklanymi taflami – ale efekt porywający: zieleń wdziera się do środka, a zimą, z ciepłego wnętrza można oglądać bajkowe białe czapy na krzewach. Zaś letnie imprezy, gdy znika szklana granica między domem a ogrodem, nie mają sobie równych. Dodatkowy plus tego rozwiązania to powiększenie mieszkania o dobre 20 metrów kwadratowych i wpuszczenie potężnej dawki światła – skos między balkonem sąsiadów a konstrukcją biegnącą po krawędzi tarasu też jest oszklony.
Od początku ważna dla Dominiki była gra światła i to ono miało być głównym elementem dekoracyjnym wnętrza. Wszystko wedle zasady: minimum ozdób i maksimum efektu. Wszędzie na ścianach pojawił się beż, w jednej tonacji, ale w zależności od natężenia naturalnego światła w każdym pomieszczeniu ma on nieco inny odcień. Właścicielka zrezygnowała z tradycyjnego, górnego oświetlenia, bo go nie lubi. Uważa, że psuje wnętrze. Wyjątek to światło nad stołem i kryształowy żyrandol w salonie, ale pełni on funkcje raczej dekoracyjne niż praktyczne. Z wielkim powodzeniem Dominika zastosowała za to kinkiety – jednakowe w całym domu.
Najbardziej pasjonującym i pracochłonnym zajęciem okazało się wyszukiwanie odpowiednich tkanin. Wszystko miało znaczenie: faktury, wykończenie, kolory. Nie tylko sam odcień, ale również to, jak materiał będzie się zachowywał w różnym oświetleniu albo na tle podszewki. Na przykład, co wybrać na zasłony okienne: jedwab czy taftę? Dominika wymyśliła perłowobiałe wykończenie, żeby ocieplić beżowy salon i uniknąć wrażenia szpitalnego chłodu, które mogło się pojawić zwłaszcza po zapaleniu sztucznego oświetlenia. Jedwab ma naturalny perłowy połysk i jest szlachetniejszy, ale tafta sztywniejsza, łatwiejsza w utrzymaniu i... długowieczna. Wreszcie zasłony zawisły: z teatralnej tafty, podszywane wełną, żeby były mięsiste, ciężkie, lepiej się układały i dawały lekko morską poświatę.
Równie długo trwały poszukiwania błękitnego aksamitu na kanapę marki Livingroom by Mebelplast. Za to odcień tapicerki idealnie współgra z błękitnymi refleksami rzucanymi przez kryształowy żyrandol przerobiony z XIX-wiecznego kandelabru.
Życie toczy się między salonem a jadalnią. Kuchnia, dzięki pomysłowemu oddzieleniu dodatkowym filarem pozostaje na linii aktywności, ale nie bezpośrednio. Jest bardzo jasna, ascetyczna, bez zbędnych detali, uchwytów, by jeszcze mniej rzucała się w oczy. Ma fronty z lakierowanego MDF-u, lekko kremowy blat z kwarcogranitu Silestone i trawertyn na ścianach i podłodze. W poszukiwaniu odpowiedniego trawertynu Dominika zjeździła całą Warszawę. Sama wyliczała potrzebną ilość kamienia i nadzorowała montaż płyt zgodnie z układem żyłek. Sama szukała odpowiedniego koloru bejcy do podłogi. Doświadczenia z kolejnymi ekipami, poszukiwania materiałów jakoś jej nie zniechęciły. Przeciwnie. Tworzenie wnętrz tak jej się spodobało, że nie tylko urządziła swoją pracownię protetyczną w dawnej fabryce marmolady, ale myśli już o kolejnym domu. I oczywiście chce go zaprojektować całkiem sama – od A do Z. Już wie, że będzie biało-srebrno-drewniany, bardzo nowoczesny, w stylu high-tech. Z mnóstwem kominków.
Tekst Michalina Kaczmarkiewicz; Stylizacja Ola Buczkowska; Zdjęcia Anna Orłowska