Współczesnym, nowoczesnym, pracującym kobietom trudno sobie wyobrazić, że nasze prababki na pranie przeznaczały prawie dwa dni.
Tkaniny lniane i bawełniane nacierały najpierw zwykłym szarym mydłem i moczyły w zimnej wodzie. Następnego dnia gotowały je przez około godzinę w blaszanym kotle, a potem kilkakrotnie płukały. Do ostatniego płukania białych rzeczy dodawały farbkę w kolorze indygo (tzw. lazur) szczelnie zawiniętą w płócienny węzełek – pranie musiało być przecież idealnie białe.
Delikatne tkaniny, np. koronki zaszywały przed praniem w woreczki z cienkiego płótna, a następnie zanurzały w gęstym roztworze mydła (tkaniny białe) lub moczyły w piwie (czarne). Po delikatnym wygnieceniu i starannym kilkakrotnym wypłukaniu przypinały szpilkami mokre koronki do deski i natychmiast prasowały.
Nic dziwnego, że pralka stała się epokowym wynalazkiem.
Pierwsze pralki
Już od XIX wieku podejmowano wiele mniej lub bardziej udanych prób skonstruowania maszyny piorącej. Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy wynaleziono pralkę elektryczną. Zaczęto je konstruować dopiero w 1899 roku, kiedy został wynaleziony silnik elektryczny. Jedną z pierwszych była pralka z bębnem z emaliowanego drewna, która została zbudowana w 1907 roku przez Alvę Fishera. Przez kilka następnych lat ta pralka była udoskonalana na przykład poprzez poziome lub pionowe ustawienie bębna, zmianę szybkości obrotów, itp.
Historia Frani
W Polsce pierwszą pralką, która „zawitała pod strzechy" była Frania. Zaczęto ją produkować ją pod koniec lat 50. w Zakładach Wyrobów Metalowych w Kielcach, w których wytwarzano również... motocykle. Do 1986 roku na rynek trafiło 6 milionów sztuk. Była stosunkowo tania: w latach 70. kosztowała 1600 zł (automatyczna ponad 10.000), więc nawet mniej zamożne rodziny mogły sobie na nią pozwolić i kupić choćby na raty.
Frania była pralką wirnikową i składała się z dwucylindrycznych komór wykonanych z emaliowanej blachy. Górna część z wirnikiem umieszczonym w dnie stanowiła komorę pralniczą, w dolnej mieścił się silnik elektryczny o mocy...180 Watów. W pierwszych modelach woda nie podgrzewała się samodzielnie, trzeba było niestety wlewać wrzątek. Ale to i tak była pestka w porównaniu z tym, ile trzeba było się natrudzić, by zrobić pranie dla całej rodziny w balii, posługując się tarą.
Franię wciąż udoskonalano i w kolejnych modelach wodę można już było podgrzewać w urządzeniu. Po praniu spuszczało się ją do miski lub wiaderka przez gumowy wąż umocowany z boku zamykany gumową kulką. Trzeba było uważać, by wąż się nie odczepił, a kulka nie przesunęła, bo potop w domu był wówczas gwarantowany. Niektóre modele miały też wyżymaczkę, która pomagała wstępnie odciskać wodę. Wymagała ona wprawdzie kręcenia korbką, ale i tak było to lepsze niż wyżymanie ręczne.
Pralki wirnikowe pod nazwą Frania były produkowane do 2014 roku, ale już przez firmę Emalia Olkusz, która nabyła część produkcji Myszkowskiej Fabryki Naczyń Emaliowanych Światowit, a także kupiła prawa do znaków towarowych Światowit i Frania. Po upadku olkuskiej fabryki, markę Frania odkupiła firma Kalisto z Myszkowa, gdzie pierwotnie były produkowane te pralki.
Dziś także produkowane są pralki wirnikowe. Ich nabywcami są głównie właściciele jachtów i domków letniskowych.
Czytaj też:
Jak działa pralko-suszarka
Jak wyczyścić pralkę
Co zrobić, gdy pralka brudzi prania