Joanna Sarapata jednak wraca

Sześć lat temy wyjechała do Barcelony, by ratować swoje małżeństwo z Jarosławem Jakimowiczem. Nie udało się. Teraz znów chce rozpakować walizki w Polsce. Czy na dobre?
/ 27.03.2014 15:28
– Czy to prawda, że wróciła Pani do Polski na stałe?
Joanna Sarapata:
Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji, ale przyjechałam tu po raz pierwszy od sześciu lat i stwierdzam, że wiele się w Polsce zmieniło na korzyść. Być może więc zakotwiczę na dłużej. Teraz szukam mieszkania do wynajęcia, dla mnie i mojego synka Jovana.

– Kiedy przeprowadzała się Pani do Barcelony, Jovan miał dwa lata. To tam upłynęło trzy czwarte jego życia. Zaklimatyzuje się tutaj?
Joanna Sarapata:
Jego dom jest tam, gdzie ja mieszkam. Nigdy zresztą nie przestał być Polakiem. On wie, że mama ma w Polsce do załatwienia ważne sprawy. Rozumie to.

– Jakie to sprawy?
Joanna Sarapata:
Zdumiewające. Do dziś nie mogę się otrząsnąć z szoku, jakiego doznałam, gdy wezwano mnie do naszego hiszpańskiego konsulatu i poinformowano, że muszę w ciągu piętnastu minut złożyć podpis, by stwierdzono jego ważność. I że długo mnie poszukiwali na polecenie polskiego MSZ. „Jezu – pytam, a czemu?” W domu zastałam wiadomość od ciotki, że wygrałyśmy sprawę o odzyskanie XVI-wiecznej Willi Decjusza w Krakowie. Proces trwał pewnie ze 30 lat, zaczęli go moi rodzice. Nie liczyłam już na tę wygraną i o wszystkim zapomniałam. A tu ciotka, mająca 90 lat, powiada: „Przyjeżdżaj”.

– Będzie więc Pani bardzo bogatą kobietą?
Joanna Sarapata:
Majątek ma ogromną wartość, ale jeszcze to do mnie nie dociera. Na razie nie myślę o koncie w banku, tylko o tym, czy będę mogła tu znowu żyć. Bo ja wyjechałam z Polski właściwie z rozpaczy. W ciągu roku straciłam oboje rodziców, nie umiałam się z tym pogodzić.

– Polska kojarzyła się więc Pani głównie z ich śmiercią?
Joanna Sarapata:
Tak. Poza tym ciężko znosiłam zainteresowanie mną plotkarskich gazet, te wszystkie „sensacyjki”, jakie wokół mnie narastały,  to wścibskie zaglądanie do mojej duszy i domu, czego nie doznałam, mieszkając na Zachodzie. Proszę pamiętać, że ja 25 lat żyłam we Francji, w Paryżu i Saint-Tropez, a w przerwie wiele miesięcy w Nowym Jorku. Do Polski przyjechałam z powodu choroby rodziców.

– I została Pani, bo się zakochała?
Joanna Sarapata:
Miłość była powodem, dla którego zatrzymałam się w Polsce na dłużej, ale i jedną z przyczyn przeprowadzki do Hiszpanii. Bo te plotki narastały właśnie z powodu mojego małżeństwa z Jarosławem Jakimowiczem.

– Mogła to Pani przewidzieć, wiążąc się z aktorem będącym wtedy na fali po filmie „Młode wilki”.
Joanna Sarapata:
Ja nawet nie znałam tego filmu. Wyszłam za mąż za Jarka, a nie za aktora. Pobraliśmy się w ciągu miesiąca. Wydawało mi się, że razem pokonamy wszelkie trudności. Ale stało się inaczej. Rodzice umarli, a mój mąż zajęty interesami nie miał dla mnie czasu. Myślałam, że jak wyjedziemy, to się to zmieni.


– Ale nie układało się między Wami.
Joanna Sarapata:
Wie pani, tak jak u wielu małżeństw, są piękne i gorsze chwile. U nas te piękne trwały dwa lata. A potem nie chciałam tutaj mieszkać, powiedziałam – pakuję walizki. Byłam tym wszystkim zmęczona. Chciałam pracować, malować, a to, co się działo, przerosło mnie.

– W Hiszpanii chciała Pani ratować małżeństwo?
Joanna Sarapata:
Ja nie wierzę w żadne ratowanie, Jak ma się układać, to się ułoży. A jak nie, to nie wiadomo, co byśmy robili, związek się rozpadnie. Tak jak stało się z nami. Poza tym małżeństwo nigdy nie było dla mnie na pierwszym planie. Zawsze ważniejsze były dzieci i malarstwo. I tak od pięciu lat jesteśmy z Jarkiem w separacji.

– Żal Pani, że związała się z niewłaściwym mężczyzną?
Joanna Sarapata:
Nie, bo mamy wspaniałego syna. Jovan mówi biegle kilkoma językami. Maluje. Wiele cech ma ze mnie, zewnętrznie też jest do mnie podobny i ma mój typ wrażliwości. A wie pani, że już sprzedał kilka swoich prac? On widzi, że do matki przychodzą klienci i kupują jej obrazy, więc uważa, że swoich też nie powinien rozdawać za darmo. Pytał mnie, jaką cenę dać. Trzy euro? Mówię mu: „Skarbie, tutaj nic nie ma po trzy euro, musisz wyżej wycenić swój obraz.” Bardzo się ubawiłam.

– Pani mąż, mimo że widywano go w Warszawie z różnymi kobietami, nie przyznał się do rozpadu Waszego małżeństwa. Przeciwnie – podkreślał, że właśnie jedzie do Pani, do Hiszpanii.
Joanna Sarapata:
Dojeżdżał często, ale do syna. Zawsze wychodziłam z założenia, że nie wolno ograniczać kontaktów dziecka z ojcem. Z pierwszym mężem, w którym również kiedyś byłam bardzo zakochana, mam świetne relacje. Nasz syn, Kristofer, dziś już dwudziestodwuletni student, spotykał się z ojcem, kiedy tylko mógł. Dzieci ma się na zawsze, a mężczyzn można mieć na trochę. Nie można zatrzaskiwać drzwi mimo, że miłość się wypaliła, a związek nie istnieje. Musimy tak się naginać, by dzieci były szczęśliwe. Jarek więc przyjeżdżał do nas, przebywał z Jovanem. Ale żył swoim życiem, do którego ja się nie wtrącałam.

– Kiedyś rozmawiałam z Panią i Jarosławem. Opowiadaliście o swoim zauroczeniu, poznaniu się na jakimś party i piorunie, który Was oboje poraził. Coś musiało się stać, skoro starczyło tego uczucia tylko na dwa lata.
Joanna Sarapata:
Nic konkretnego. Może to ja nie umiałam z nim być? W codzienności wychodzą takie różne sprawy, o których nie myśli się na początku, idealizując partnera. Ja jestem bardzo niezależna duchem. Mam to po ojcu, profesorze socjologii PAN, który zarabiał mniej niż sprzątaczka, ale był bardzo dumny, ambitny. To mama utrzymywała dom, prowadziła prywatną firmę. Dobrze nam się żyło, lecz mama nigdy nie dała ojcu odczuć, że to ona jest głową domu. Przeciwnie – zawsze podnosiła wobec ludzi jego wartość. Rodzice bardzo się kochali aż do śmierci. Ja widzę w nich ideał. Nie umiałabym jednak podporządkować się mężczyźnie jak mama. Mój związek z Jarkiem umarł śmiercią naturalną. Widocznie tak miało być.


– Nawet bardzo niezależne kobiety czasem potrzebują męskiego wsparcia? Pani nigdy się to nie przydarzyło?
Joanna Sarapata:
Przydarzyło, kiedy w Hiszpanii zostałam oszukana na ogromną sumę. Podpisałam kontrakt z kimś, kto miał mnie jako marszand reprezentować. Sprzedał moich 90 obrazów za pół miliona euro i nigdy nie dostałam tych pieniędzy. Czułam się jak na obozie przetrwania. Wokół palmy, zielone papugi, luksus, egzotyka, a ja w depresji - ograbiona, bez środków do życia. Wtedy Jarek wspierał mnie moralnie, lecz finansowo musiałam sobie sama poradzić. Byliśmy już przecież w separacji.

– Przeżyła Pani siedem biblijnych lat chudych, teraz pora na tłuste?
Joanna Sarapata:
Chude miałam tylko chyba ze trzy, potem zaczęło mi się znowu powodzić. Współpracowałam i współpracuję z doskonałymi galeriami, miałam znakomite recenzje. Ostatnio udzieliłam wywiadu do „Voque’a”. W Barcelonie aż do mojego wyjazdu sprzedawałam po trzy obrazy miesięcznie. Ale ze mną jest tak, że gdy wszystko idzie dobrze, pakuję się i wyjeżdżam. Jestem wojownikiem, który zwycięża, a potem to zostawia i idzie dalej walczyć. Przecież jak wyjeżdżałam z Polski, to też tutaj prosperowałam doskonale. Moje obrazy wiszą w domach wielu znanych ludzi.

– Potrzebuje Pani adrenaliny?
Joanna Sarapata:
Mam dwoje dzieci, sama je wychowuję, adrenaliny więc nie powinno mi brakować. A ja mniej więcej, co sześć lat zmieniam totalnie swoje życie. I nie boję się tego. Gdy wszystko idzie dobrze, robię się niespokojna, że za chwilę coś tąpnie. I szybko podejmuję decyzje. Mam cygańskie usposobienie, od 18. roku życia wędruję. Jak jestem gdzieś za długo, nudzę się.

– Może i mężczyznami się Pani nudzi?
Joanna Sarapata:
Nie wierzę w związki na całe życie. Moi rodzice byli wyjątkiem. Ludzie przestają się kochać, gubią się, idą różnymi drogami.

– Umie Pani wybaczać?
Joanna Sarapata:
Umiem. Byłam zdradzana, sama zdradzałam, choć nigdy w przyjaźni. I zawsze przebaczałam, oczekując sama przebaczenia. Jeśli jednak zdradzono mnie drugi raz, zmieniałam numer telefonu i już. Drugiego razu nie zapominam.

– Dla Pani męża Jovan jest ważny?
Joanna Sarapata:
Bardzo. To była taka trudna ciąża, okazało się, że mamy konflikt serologiczny. Moje ciało cały czas wypierało Jovana. „Jak wrzód”, powiedział profesor. A potem ten „wrzód” wyszedł taki piękny.

– Nie jest Pani zmęczona ciągłym zaczynaniem od nowa?
Joanna Sarapata:
Nie, to fantastyczne uczucie zaczynać od nowa, cokolwiek by to było. Znalazłam już przepiękne mieszkanie, które wynajmę w Warszawie, a potem wybuduję dom. Jovan mówi, że czuje się Polakiem. Bo Kristofer – ten starszy, jest bardziej Francuzem. A wie pani, że mam tu przyjaciół, którzy cały czas przy mnie trwają, kontaktowali się ze mną w Hiszpanii, nie pozwolili o sobie zapomnieć? Jak na przykład Małgosia Żak? I Stasio Modliński. To oni namawiają mnie do powrotu na stałe.


– Można wejść dwa razy do tej samej rzeki?
Joanna Sarapata:
Może można. Daję Polsce drugą szansę. Małgosia zaproponowała, że pomoże mi otworzyć galerię w Warszawie. A nie widziałyśmy się przez sześć lat. Ale to do niej właśnie napisałam, że mam wystawę w Barcelonie – 11 grudnia, i że bardzo się boję. Odpisała mi, że ma jubileusz POLSAT-u i że też się denerwuje. Seneka powiedział, że człowiek, który siedzi na miejscu, ma wielu przyjaciół, a ten, co podróżuje – mało, ale bardziej sprawdzonych.

– A mężczyźni? Widzi Pani miejsce dla nich w swoim życiu?
Joanna Sarapata:
Jak każda kobieta chciałabym jeszcze przeżyć miłość. Lecz teraz zmieniły się już moje oczekiwania wobec mężczyzn. Chciałabym spotkać kogoś mądrego, kto będzie na tyle blisko mnie, że będzie umiał słuchać. Rozumienie się jest ważniejsze nawet od miłości.

– Pani, kobieta tak emocjonalna, malującą obrazy z tak wielkim ładunkiem erotyzmu, mówi, że coś jest ważniejsze od miłości?
Joanna Sarapata:
Widzi pani, może ja patrzę trochę na świat jak facet? Maluję przecież tylko kobiety. Przeżyłam już dużo i trochę mniej wierzę w miłość. Teraz skupiam się na uporządkowaniu formalnym swoich spraw. Uzyskaniu rozwodu – pozew już jest w sądzie. I chcę uwić sobie gniazdo na razie bez mężczyzny, tylko z moimi dziećmi.

– Myślę, że nie zostanie Pani sama.
Joanna Sarapata:
Założymy się? Jak przegram, podaruję pani obraz. Jeśli wygram – zrobi pani ze mną następny wywiad. Bo myślę, że wiele wody upłynie, zanim się do kogoś przekonam. Niech pani nie zapomina, że jestem artystką, która zamyka się w swoim świecie. Mój mężczyzna też musi mieć jakąś pasję, żeby mnie zrozumieć.

– O ile wiem, chciała Pani mieć jeszcze córeczkę?
Joanna Sarapata:
Jak się już tu usadowię, będę mieć dom i spokój ducha, zaadoptujemy skośnooką dziewczynkę. Jak mówi Jovan, który wszystkie Azjatki nazywa skośnookimi.

– A potem ucieknie Pani z Polski znowu gdzieś w świat?
Joanna Sarapata:
Czasami czuję się zmęczona. Chciałabym mieć własny kąt. Dla mnie sygnałem, że zostaję, jest rozpakowanie wszystkich walizek. Dotąd zawsze jedna, czy to z porcelaną, czy z książkami, pozostawała nierozpakowana. Może teraz je rozpakuję...

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Marek Pietroń
Stylizacja Gisele Mobella
Asystentka stylisty
Katarzyna Wieczorek
Makijaż Izabela Wójcik/Metaluna
Fryzury Marcin Lutz
Produkcja Ewa Kwiatkowska

Podziękowania dla Kawiarni z książką Numery Litery, ul. Mokotowska 26, Warszawa, za pomoc w realizacji sesji.

Redakcja poleca

REKLAMA