Piosenkarka w dzisiejszym programie "Dzień dobry TVN" podziękowała całej załodze i kapitanowi Wronie oraz opowiedziała, co działo się na podkładzie samolotu po ogłoszeniu awarii.
"Załoga była fantastyczna. Stewardessy niesamowite. Byli tak zorganizowani. Nie siali paniki, nie biegali... Ja od razu wiedziałam, kiedy tylko powiedzieli, że są problemy techniczne, że chodzi o podwozie. Nie było tego charakterystycznego odgłosu. Tego ''pyk'', które jest odgłosem wysuwanych kół. Jak sobie zdałam sprawę, że to problem z podwoziem, to zaczęły mi lecieć łzy."
Magda przeżyła prawdziwe chwile grozy. Samolot przez ponad godzinę krążył nad Warszawą, żeby wypalić resztki paliwa. W tym czasie przez oczami piosenkarki przeleciało całe życie. Jednak bilans wypadł dodatnio, więc Steczkowska spokojnie, lecz ze łzami w oczach, oczekiwała najgorszego. Po wylądowaniu każdy zabrał najpotrzebniejsze rzeczy i szybko biegł do czekających nieopodal autobusów, bo wciąż istniało ryzyko, że samolot może wybuchnąć. Pierwszą osobą, do której po wylądowaniu zadzwoniła Magda, był jej mąż, który nie zdążył się nawet zdenerwować, bo nie wiedział nic o awarii samolotu.