Jeden Osiem L

Sensacja ubiegłego roku. Ich piosenka „Jak zapomnieć” podbiła listy przebojów.
/ 16.03.2006 16:57
Maciej Wesołowski: Jesteście najpopularniejszym, ale i najbardziej znienawidzonym w środowisku zespołem hiphopowym w Polsce. Nazywani jesteście hiphopolowcami, przez analogię z disco polo. Skąd ta nienawiść?
Łukasz: To, co robimy, jest szczere i nie musimy się z tego przed nikim tłumaczyć. Nie wiem, czy ci, którzy tak nas nienawidzą, uważają, że jesteśmy boysbandem, czy mają inny problem. Mnie to nie obchodzi. Mamy rozpoznawalną markę i w ciągu roku zagraliśmy tyle koncertów, ile oni pewnie w całym życiu nie dadzą. My odnieśliśmy sukces już pierwszą płytą i tego nie mogą nam wybaczyć. Żyjemy w kraju, w którym nienawiść przepełnia wszystkich. I kiedy ktoś robi coś wychodzącego poza jakąś granicę, wszyscy obrzucają go błotem. Dlatego starano się nas ośmieszyć.
Siwy: Tylko dlaczego po naszym sukcesie w polskim hip-hopie pojawiło się mnóstwo śpiewanych – a nie rapowanych – refrenów? Pojawiła się cała armia chłopaków grających pod publikę.
Łukasz: Nie mieliśmy prawie żadnych pieniędzy na promocje, na klipy, nawet na produkcję płyty. A mimo to odnieśliśmy największy sukces w hip-hopie. I za to się nas nienawidzi.
Siwy: Nienawidzą nas za to, że gramy 200 koncertów rocznie, za dobrą kaskę. Że jesteśmy szczęśliwi, zadowoleni. Życzę tego każdemu.

– Naprawdę tak dużo gracie? Szybko licząc, w ubiegłym roku musieliście dawać koncert częściej niż co drugi dzień.

Łukasz: Zdarzało się, że graliśmy trzy koncerty dziennie.
Paczkoś: Raz, 1 maja, nawet cztery. Obskoczyliśmy cztery miasta w promieniu 100 kilometrów.
Siwy: 170 „na szafie” (na liczniku w samochodzie – przyp. red.) i daliśmy radę.

– Pogratulować kondycji.
Siwy: Jesteśmy strasznie nakręceni tym, co robimy. Cieszymy się więc każdym dniem w trasie koncertowej.

– Bawi Was ten styl życia?
Łukasz: Pewnie, że tak. To jest część naszej przygody. A jak przygoda się skończy, założymy rodziny, będziemy mieć dzieci, zbudujemy domy, zasadzimy drzewa. Dla nas to jest jedna z najważniejszych wartości. Dla mnie dziecko jest w ogóle najlepszą opcją na tym całym świecie złotówkowców. Nie ma nic ważniejszego od dzieci.
Siwy: Ja chcę mieć trójkę.

– Co jeszcze się zmieniło w Waszym życiu przez ostatni rok?
Łukasz: Mieliśmy typowe dylematy młodych Polaków: czy kupić sobie buty, zapłacić za szkołę, czy pójść na imprezę. To bardzo ogranicza. Teraz tych ograniczeń jest zdecydowanie mniej.
Siwy: Parę lat temu graliśmy w Toruniu koncert z chłopakami z Poznania. Po koncercie było party. I powiem ci, że nie poszedłem na tę imprezę, mimo że bardzo miałem ochotę. Wiesz dlaczego? Bo miałem dziurawe buty i było mi wstyd. Teraz nie muszę się wstydzić, ale buty zachowałem sobie, żeby przypominały mi, że nie zawsze jest dobrze.


– Macie kompleks związany z własnym pochodzeniem?
Łukasz: Nie, to nie jest kompleks. Ale fakt, jeszcze rok temu żaden z nas nie był nigdy za granicą. Od tamtej pory byliśmy w Stanach, w Anglii, Niemczech, Czechach i Egipcie. Dla nas to wielka rzecz. Nadrabiamy stracony czas. To nas buduje i jesteśmy z tego dumni. Bo osiągnęliśmy to sami, bez niczyjej pomocy, żadnych układów.

– Stereotypowy polski raper dorasta w blokowisku i ma trudne dzieciństwo. W Waszym przypadku też tak było?
Łukasz: Wszyscy jesteśmy z Płocka, z jednej ulicy – Lotników. Żaden z nas nie pochodzi z rodziny patologicznej. Mamy rodziców, którzy przez całe życie ciężko pracują za sumę, która obecnie oscyluje wokół tysiąca złotych. Dla nich to, że mamy okazję jeździć po świecie, jest niesamowitą sprawą. Moja mama przez całe życie była chyba tylko na Węgrzech, gdzie jeździła na zarobek. Jak wielu Polaków. Ja, będąc teraz w Egipcie, realizuję swoje marzenie. I wiem, że moi rodzice bardzo się z tego cieszą. Cieszą się, że osiągnąłem sukces.

– Kim są Wasi rodzice?
Siwy: Moja mama jest budowlańcem, ojciec nie żyje.
Łukasz: Moi rodzice pracują w administracji.

– Jak wspominacie własne dzieciństwo?
Siwy: Mnie dzieciństwo będzie kojarzyć się z piłką nożną. Kiedy jeszcze mój tata żył, zwykle wieczorem była kolacyjka i meczyk w telewizji. To najfajniejsze wspomnienie. Potem przez wiele lat byłem kibicem Petrochemii Płock. Jeździłem na mecze. Marzyłem o tym, żeby zostać piłkarzem. Ale rozwaliłem sobie kolano i nie wyszło. Do dziś kocham piłkę.
Łukasz: Przez pewien czas zresztą razem graliśmy.

– Znacie się z piaskownicy?
Łukasz: Prawie. Mieliśmy chyba po dziewięć lat, kiedy przeprowadziliśmy się na jedno osiedle.

– Dorastając w blokowisku czuliście, że walczycie o przetrwanie?
Łukasz: Takie są realia. Musisz przetrwać, więc się dostosowujesz. Musisz umieć walczyć o swoje, czasem nawet używając przemocy. Ale to nie było takie klasyczne blokowisko. Wszystko było ze sobą przemieszane: tu bananik, tu szaraczek, tu żulek (tu przedstawiciel bananowej, czyli bogatej młodzieży, tu przeciętniak, tu pijak – przyp. red.). Taka typowa Polska. Trzeba walczyć, żeby w ogóle przeżyć. Jeszcze niedawno zasuwaliśmy na budowach, z taczką. Byłem też laborantem, magazynierem. I wcale się tego nie wstydzę. Jestem z tego dumny.
Siwy: Byłem już i hydraulikiem, i pomocnikiem elektryka, kosiłem trawę i inne dziwne rzeczy robiłem.
Łukasz: Pracowaliśmy, gdzie popadło, żeby zarobić na buty, na zaoczne studia.

– Kiedy poczuliście, że na buty i studia możecie zarobić, grając muzykę?
Łukasz: Kiedy „Jak zapomnieć” zaczęło wskakiwać na „jedynki” (pierwsze miejsca list przebojów – przyp. red.).

– Czyli dość szybko.
Łukasz: Dokładnie. Już miesiąc po wydaniu płyty byliśmy wszędzie.
Siwy: To był taki ogień, że siedzieliśmy przed telewizorem czy radiem i opadała nam szczęka.
Paczkoś: Pamiętam, jak kiedyś oglądałem listę przebojów w telewizji VIVA. Czekałem, czekałem. Nas nie było. Doczekałem do siódmego miejsca i uznałem, że przepadliśmy. A potem dostaję sms-a, że jesteśmy na pierwszym. Nie mogłem w to uwierzyć. Zresztą dla mnie to wszystko jest jak sen. I mam nadzieję, że się nigdy nie obudzę.

– Myślicie o przyszłości?
Siwy: Na razie dobrze się bawimy.
Łukasz: Mamy jednak świadomość tego, że to nie musi trwać wiecznie. Że, być może, ta nasza przygoda się skończy, ja wrócę do magazynu, a Siwy do koszenia trawy.
Siwy: I to nas nie przeraża. Mógłbym wciąż pracować fizycznie. Ale jeśli byłyby ku temu godziwe warunki. Gdyby pracodawca opłacał ci ZUS i dawał szansę na przyzwoity zarobek. A nie rzucał ci z łaski 600 złotych. To poniżające. Nie chciałbym ponownie widzieć takich sytuacji, że trójka dzieci kąpie się w jednej wodzie, bo rodzice kiepsko zarabiają. Chciałbym mieć czasem coś w lodówce oprócz światła.

– W Waszych domach tak było?
Łukasz: Na szczęście nie było aż tak beznadziejnie.
Siwy: Chociaż wiadomo, że mama nie kupowała mi oryginalnych butów czy dżinsów. Jeśli chciałem takie mieć, musiałem sam na nie zarobić. Mój tata od dobrych paru lat nie żyje, więc nie zawsze było lekko. Już jako dzieciak pracowałem.

– Zdarzały Wam się przeprawy z nieuczciwymi pracodawcami?
Siwy: No, zdarzały się. Ja nie pozwolę się nie szanować. I kiedy umawiałem się z facetem na jakąś sumę, a on mi później przynosił połowę tego, rzucałem mu to pod nogi – niech sobie w buty wsadzi, może wyższy będzie. Wiadomo, że w Polsce teraz rzadko pracuje się „na papier” (legalnie – przyp. red.). Zazwyczaj jest to lewizna, robota na gębę. Ale ja wierzę, że będzie dobrze. Że wszystko się zmieni. Ważne, żeby robić coś dla innych, by sobie pomagać.

– Co Wy robicie dla innych?
Siwy: Staramy się. Dość regularnie jeździmy do zakładu poprawczego do Malborka. Zaprzyjaźniliśmy się tam z kilkoma chłopakami. Wysyłamy im na święta paczki z ciuchami. Teraz czasem są z nami na koncertach, zaczęli rymować. Może dzięki temu nie pójdą drogą kryminału. Może im się coś w głowach pozmienia. Chociaż nie zawsze się to udaje. Jeden z nich już wypłynął.

– To znaczy?
Siwy: Wrócił do tego, co robił i pewnie pójdzie siedzieć. Ale pozostałych chcemy wziąć do studia, pokazać, że warto pójść w tę stronę.
Łukasz: Dostaną szansę. A co z nią zrobią? Nikt z nas nie jest Bogiem. Chcemy im powiedzieć, że najważniejsze, żeby mieć zasady.

– Jakie zasady?
Siwy: Przyjaźń, szczerość, szacunek, rodzina. To są sprawy, które są dla nas najważniejsze.

– Ale własnych rodzin jeszcze nie założyliście?
Siwy: To się okaże po tej trasie koncertowej (śmiech). A poważnie – nikt z nas jeszcze nie ma GPRS-a (obrączki – przyp. red.) na palcu. Ale kto wie... Może już za parę miesięcy o tym pomyślimy.

Rozmawiał Maciej Wesołowski
Zdjęcia Szymon Szcześniak