Agnieszka Włodarczyk - Mama wierzy w jej wygraną

– Mama Agnieszki Włodarczyk – przedstawia się pani Anna. Od kiedy towarzyszy córce w programie „Jak oni śpiewają”, przestała być osobą anonimową.
/ 15.01.2009 14:36
- Czy w czasie programu obecność mamy na widowni pomaga?
Agnieszka: – Zawsze jest milej, gdy obok jest ktoś, kogo się kocha i kto dobrze życzy. Jej ciepło, słowa wypowiadane o mnie przed programem bardzo mi pomagają.
Mama: – Gdy Agnieszka śpiewa, mam dreszcze, łzy w oczach. Uśmiecham się, ale kiedy widzę, jak ona to przeżywa, chciałabym ją przytulić, powiedzieć: Nie martw się, tutaj jestem. Bo zawsze przy niej byłam.
I wtedy, kiedy działa jej się krzywda, i gdy odnosiła sukcesy. W tym programie udowodniła, że potrafi śpiewać najtrudniejsze piosenki. Kiedyś marzyła o nagraniu płyty. Teraz wierzę, że i to marzenie się spełni.

- Liczycie na zwycięstwo?
Agnieszka: – Przede wszystkim nie chcę się zbłaźnić, fałszować, być powodem szyderstw i śmiechu. Ale też chciałabym pokazać siebie od innej strony niż tylko aktorskiej.
Mama: – Wierzę, że Agnieszka wygra. Ona kocha śpiewać i dziesięć lat czekała na to, żeby ktoś ją usłyszał. A teraz słyszy ją cała Polska.

- Mama zawsze wierzy w pani sukces?
Agnieszka: – Mama jest ciepłą, fajną kobietą. Myślę, że każda matka powinna być właśnie taka, stać po stronie dziecka, tak jak ona przez całe życie stała przy mnie. To przecież mama „wymyśliła” mój udział w Miss Polski Nastolatek, podpowiedziała, że jest casting do „Metra”. Widząc mnie
w szkolnym teatrze, na konkursach piosenki, chciała, żebym spełniała swoje marzenia. Bez niej nic by się nie udało, bo przecież ja zaczęłam tzw. karierę, kiedy byłam dziewczynką, miałam 14 lat.


- Jesteście do siebie podobne?
Mama: – Zwłaszcza w skłonności do ryzyka (śmiech). Urodziłam Agnieszkę, kiedy miałam niecałe 20 lat. Dwa lata później wzięłam ją za rękę i wyjechałam z małego miasta do Warszawy. Ona miała 14 lat, kiedy zaczęła występować w teatrze Buffo, 15 – gdy zagrała w „Sarze”.
Agnieszka: – Ale są i różnice. Mama zawsze jest pięknie ubrana, umalowana. Ja nie maluję się na co dzień, nie stroję, nie chodzę, jak ona, całymi dniami w szpilkach...

- ...ale też wcześnie zaczęła pani dorosłe życie. Nie żal pani beztroskiego dzieciństwa?
Agnieszka: – Nie żałuję niczego. Zresztą, myślę, że nadrobiłam ten czas, bawiąc się w klubach czy chodząc na bankiety. I zobaczyłam, że nic fajnego w tym nie ma. Spoważniałam trochę, wydoroślałam. Zaczęłam szanować swoją pracę. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy ją stracić. Dopiero kiedy przyszedł jeden, a potem drugi cienki rok – doceniłam ją, zaczęłam się przykładać. Teraz zbieram owoce.

- Miała pani 17 lat, kiedy wyprowadziła się z domu?
Agnieszka: – Rodzice rozeszli się, kiedy miałam dwa lata. Potem mama wyszła drugi raz za mąż. Moje relacje z ojczymem nie były najlepsze, a że finansowo byłam już niezależna, odeszłam z domu. Ale o tym rozmawiać nie chcę.

- Widywałyście się rzadziej?
Agnieszka: – To jasne. Mama pewnie miała do mnie pretensję, że częściej jestem z chłopakiem, teraz z narzeczonym, niż z nią. Ale uważam, że trzeba od siebie odpoczywać, żeby spotkania były fajniejsze, cieplejsze, bardziej wytęsknione.
Mama: – Czas pokazał, że ona sobie radzi i już tak bardzo mnie nie potrzebuje. Jest dorosła. Ale więź emocjonalna pozostała.

- Filmy, taniec, śpiew… Co tak naprawdę chce pani w życiu robić?
Agnieszka: – Tak do końca, wciąż nie wiem (śmiech). Na pewno nie będzie to taniec. Mam 26 lat, jestem za stara na tancerkę… Aktorką zostałam trochę przez przypadek. Tak naprawdę zawsze chciałam śpiewać.


- Ale marzy też pani o rodzinie...
Agnieszka: – Bo to także jest dla mnie bardzo ważne – dom, rodzina, święty spokój… No i miłość! Bo niezależnie od wszystkiego jestem romantyczką.

- ...i o dziecku przed trzydziestką?
Agnieszka: – No właśnie. Powiedziałam coś raz, a teraz wszyscy mnie wypytują o to dziecko. Więc nie odpowiem – kiedy. Wystarczy, że moja babcia wciąż mnie o to pyta.
A poważnie – myślę, że zanim zdecyduję się na dziecko, powinnam poukładać własne życie, ustabilizować się finansowo. Powiedzenie „jakoś to będzie” to nie dla mnie. Muszę być pewna swojej sytuacji. Poza tym teraz przeżywam swoisty come back i kiedy mam szansę zrealizować swoje drugie marzenie, czyli nagrać płytę, muszę z niej skorzystać...
Mama: – Ma jeszcze czas... Ale jak już to dziecko się pojawi, myślę, że będę fantastyczną babcią...

- Wspomniała pani o narzeczonym. To ten facet na zawsze? Mama go zna?
Mama: – Naturalnie. Ale czy to ten jedyny, tego nikt nie wie. Trzymam kciuki za ten związek, bo jeśli Agnieszka będzie szczęśliwa, to i ja będę.
Agnieszka: – Nie chcę składać żadnych deklaracji. Powiem tylko, że jestem zakochana i szczęśliwa.

- Podobno także uparta...
Agnieszka: – Rzeczywiście, jestem uparta. Nie chodzi nawet o karierę. Ja jestem uparta w ogóle, w życiu – potrafię być nieznośna, zwykle stawiam na swoim, lubię ludzi, którzy – jak ja – szanują swoją pracę. A do czego mnie to doprowadzi? Zobaczymy. Na razie udaje mi się wszystko!

Rozmawiał Tomasz Brunner/ Przyjaciółka
fot. reporter (1), ons (1), archiwum prywatne (2)