"Zeszyty don Rigoberta" - We-Dwoje.pl recenzuje

Mario Vargas Llosa powraca, a w raz z nim powracają bohaterowie „Pochwały macochy”: Don Rigoberto, doña Lukrecja i Fonsito. Tu, już na wstępie, przyznaję… wcześniejszej książki nie znam. W moje ręce, tak się jakoś złożyło, trafiły najpierw „Zeszyty don Rigoberta”, a że jestem miłośniczką prozy peruwiańskiego pisarza, nie mogłam się oprzeć, i zerknęłam na pierwszy rozdział powieści. Ani się obejrzałam, już noc zapadła, a ja zamykałam książkę na ostatniej stronie. Co mnie tak uwiodło?
/ 25.03.2010 02:14
Mario Vargas Llosa powraca, a razem z nim powracają bohaterowie „Pochwały macochy”: Don Rigoberto, doña Lukrecja i Fonsito. Tu, już na wstępie, przyznaję… wcześniejszej książki nie znam. W moje ręce, tak się jakoś złożyło, trafiły najpierw „Zeszyty don Rigoberta”, a że jestem miłośniczką prozy peruwiańskiego pisarza, nie mogłam się oprzeć, i zerknęłam na pierwszy rozdział powieści. Ani się obejrzałam, już noc zapadła, a ja zamykałam książkę na ostatniej stronie. Co mnie tak uwiodło?

Llosa świetnie włada językiem, mistrzowsko bawi się z czytelnikiem i, trzeba mu to przyznać, wyobraźnią mógłby obdzielić iluś tam kolegów po fachu. W „Zeszytach don Rigoberta” fabuła powieści przeplata się m.in. z notatkami i przemyśleniami głównego bohatera, zapisem jego seksualnych fantazji (a może wspomnień?) oraz grafikami Egona Schielego. Erotyki nie brakuje. Nawiązań do malarstwa także. Czytelnik zaś błądzi po zmysłowym labiryncie codziennych tęsknot, snów i pragnień, jakie stały się udziałem małżeństwa, któremu, wskutek burzliwych wydarzeń opisanych w „Pochwale macochy”, przyszło żyć w separacji. „Zeszyty don Rigoberta” - We-Dwoje.pl recenzuje

Don Rigoberto nie mógł być z żoną, która uwiodła jego niepełnoletniego syna. Rozstali się. Teraz doña Lukrecja mieszka razem ze swoją pokojówką, Justynianą, na Olivar de San Isidro, podczas gdy jej małżonek wiedzie żywot wśród książek i malowideł, jakie umiłował. Czy już nigdy się nie pogodzą? Wszystko na to wskazuje, chyba że… pojawi się intrygant, który doprowadzi do pojednania. Tutaj na scenę wchodzi młody Fonsito - „żmija z twarzą aniołka, istny Belzebub” – który był przyczyną i powodem rozstania małżonków. Teraz jednak pasierb doñi Lukrecji chce jedynie, by ukochana macocha wróciła do domu, i wszystko było tak, jak kiedyś. Zanim Rigoberto wyrzucił żonę jak jakąś dziwkę, i zanim Lukrecja wpadła w sieć, nie zdając sobie sprawy, „jaki jest niebezpieczny, jakie katastrofy potrafi sprowadzić swoją urodą, swoją przebiegłą, na wpół groźną inteligencją” jej własny pasierb.

Kiedy Fonsito, z miną niewiniątka, dzwoni do drzwi na Olivar de San Isidro, bezczelnie chcąc uzyskać przebaczenie za niecne czyny, jakie stały się jego udziałem, macocha ma ochotę wyrzucić go za drzwi. A jednak po raz kolejny ulega błękitnemu spojrzeniu. Czy to możliwe, że Fonsito znów prowadzi jakąś grę? Nie, wydaje się to mało prawdopodobne. Chociaż są momenty, gdy młodzieniec, zauroczony życiem i malarstwem austriackiego malarza, Schielego, zaczyna balansować na cienkiej linii. A wtedy łatwo przekroczyć granice przyzwoitości, zapomnieć się. Tak jak wtedy, gdy doña Lukrecja i Justyniana, właśnie za namową małego Fonsito, zabawiły się w obrazy. „Dwie leżące dziewczyny, splecione” stały się inspiracją do gry… a może kolejnej pułapki anielsko-diabelskiego chłopca?

Podczas gdy mieszkankom domu przy Olivar de San Isidro codzienność zaczyna się przeplatać z erotycznymi wizjami Schielego, w innej części Limy don Rigoberto stara się pogodzić z tym, że utracił (czyżby już bezpowrotnie?) ukochaną Lukrecję. Ten „wielbiciel sztuki i rozkoszy cielesnej” przegląda zapisane notatkami zeszyty, kontempluje grafiki, czyta, przede wszystkim jednak marzy i fantazjuje. Co jest jawą, a co snem? Oczami wyobraźni don Rigoberto znów widzi doñę Lukrecję – jednym razem w łóżku z Justynianą, innym znów razem z ambasadorową Algierii w łaźni parowej. Obserwuje, niczym niemy widz, jak jego żona uwodzi młodzieńczą miłość, spełnia zachcianki pewnego motocyklisty kastrata lub też na chwilę staje się tajemniczą Rozaurą w meksykańskim domu schadzek. Istna Sodoma i Gomora, można by rzecz, ale don Rigoberto, na co dzień przykładny agent ubezpieczeniowy, w nocy porzuca maskę świętoszka. Wszak dobrze wie, że „Bogiem jest człowiek, kiedy marzy, żebrakiem, gdy na zimno wszystko rozważa” (F. Hölderlin, „Hyperion”). Przy okazji zaś, prowadząc zapiski w zeszytach, don Rigoberto dzieli się z czytelnikiem swoim światopoglądem. Choćby na temat zdrowego trybu życia („ogólnie każdy czynny sport, a w szczególności kult czynnego sportu uważam za skrajne formy debilizmu, zbliżające istotę ludzką do barana, gęsi i mrówki, trzech jaskrawych przykładów form stadnych”) czy pism dla panów („pornografia odziera erotyzm z treści artystycznej, stawia sprawy organiczne ponad duchowymi i intelektualnymi, zupełnie jak gdyby członki i pochwy były podmiotami żądzy i rozkoszy, a nie po prostu środkami służącymi fantazjom rodzącym się w naszej duszy, oddziela wreszcie miłość fizyczną od pozostałych ludzkich doświadczeń”). Ciekawe to wywody, nie powiem.

Z jednej strony mamy ociekającą erotyzmem opowieść, w której życie na obrazach łączy się ze zwykłą codziennością, z drugiej - przewrotną powieść, pełną literackich i malarskich odniesień. Mario Vargas Llosa wie, jak budować napięcie. Nudzić się przy tej lekturze nie sposób.

cyt.: „Zeszyty don Rigoberta” Mario Vargas Llosa, tłum. Filip Łobodziński /wyd. Znak

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA