"Sorry" - We-Dwoje.pl recenzuje

Grupka przyjaciół około trzydziestki zakłada agencję, która handluje winą i żalem, która udziela rozgrzeszenia przejmując winę innych i pomagając ich ofiarom.
/ 26.04.2011 07:06

Grupka przyjaciół około trzydziestki zakłada agencję, która zajmuje się przepraszaniem jednych za winny innych. Rozgrzeszanie grzeszników przynosi duży zysk. Zaczyna im się powodzić. Do czasu. Sielankę przerywa pewne nietypowe zlecenie. Bo czy można przeprosić zmarłego za niewyobrażalne męki, które spowodowały jego zgon? Za sprawą tajemniczego zleceniodawcy życie młodych berlińczyków zamienia się w koszmar, z którego nie wszystkim dane się będzie wybudzić...

Poza serią stworzoną przez Thomasa Harrisa nie czytałam zbyt wiele książek tego pokroju. Łatwo mnie zaskoczyć oraz przerazić. Łatwo zagonić pod kocyk. W końcu wyobraźnia robi swoje, a słowa pisane działają na nią bardziej niż krwawe obrazy serwowane przez Hollywood.

Jednak Zoran Drvenkar zrobił coś całkowicie innego. Zanudził mnie na śmierć. Przewracałam kolejne strony nie dlatego, że stworzona przez niego historia wciągnęła mnie bez reszty, lecz dlatego, że szkoda mi było czasu, który poświęciłam na czytanie tej książki i mimo wszystko, ze zwykłej ciekawości, chciałam dotrwać do końca, by przekonać się, jaki będzie finał ten historii. Książce nie można zarzucić przewidywalności. Domyślamy się jedynie kto z czwórki przyjaciół zginie, a kto nie. Motyw postępowania zleceniodawcy poniekąd poznajemy w trakcie czytania dzięki retrospekcjom. Są to jednak pojedyncze karty starannie rozdawane przez autora. Wszystkie zostają wyłożone dopiero pod koniec. Pojawienie się „mężczyzny, którego nie było” zbija z tropu, a nietypowa narracja podkręca atmosferę niepokoju, lecz...

Książka niemiłosiernie dłuży się z uwagi na przerażająco dokładne opisy, które zamiast budować napięcie, kompletnie je rozładowują. Można by ją spokojnie skrócić o jakieś dwieście stron, które absolutnie nic nie wnoszą do tej historii. Autor zanim przechodzi do rzeczy bardzo długo wprowadza nas w opowieść, po kolei przedstawiając nam każdego z czwórki młodych berlińczyków, którzy wkrótce zostaną wplątani w błędne koło okrucieństwa. Zdecydowanie mniej uwagi poświęca tajemniczemu zleceniodawcy, nie wspominając już o „mężczyźnie, którego nie było”. Cała intryga szyta jest grubymi nićmi. Opowieść jest chaotyczna. Dialogii drętwe i czasem źle przetłumaczone. Główni bohaterowie beznamiętni, a zakończenie banalne. W końcu nie ma to jak zrzucić wszystko na karby pedofilów.

„Sorry” nie porywa, nie przeraża, nie szokuje. Nudzi! Czytanie tej książki idzie jak krew z nosa. Jest przegadana i pusta jak miliardy wydmuszek. Pozycja tylko dla wytrwałych.