"Skrzynka mejlowa Holly" - we-dwoje recenzuje

Ciekawość – ludzka rzecz! Może i pierwszy stopień do piekła, ale cudze sekrety wydają się być niekiedy zbyt kuszące, bym mogła im się oprzeć. Stąd też od dawna, z dużym zainteresowaniem, śledzę świat internetowych blogów, a także różnorakie fora i grupy dyskusyjne. Podglądam, niekiedy pozwalając, by i inni wkroczyli w kreowaną przeze mnie rzeczywistość.
/ 04.07.2008 20:26
Ciekawość – ludzka rzecz! Może i pierwszy stopień do piekła, ale cudze sekrety wydają się być niekiedy zbyt kuszące, bym mogła im się oprzeć. Stąd też od dawna, z dużym zainteresowaniem, śledzę świat internetowych blogów, a także różnorakie fora i grupy dyskusyjne. Podglądam, niekiedy pozwalając, by i inni wkroczyli w kreowaną przeze mnie rzeczywistość.

Usprawiedliwiam się, że przecież nie naruszam tajemnicy cudzej korespondencji – ot, staram się nadążać za czasami, gdy w sieci można spotkać bardziej „prawdziwy” świat niż ten sztucznie kreowany przez inne media.

Internetowe pamiętniki stały się dziś czymś powszechnym i popularnym. Ale… publikowanie mejli? Kiedy rok temu pojawiła się w sieci strona internetowa Holly Denham, szybko zaczęła przyciągać tysiące użytkowników, spragnionych kolejnych informacji o tajemniczej autorce (autorze?). Chodzi tu o jeden z fenomenów ostatnich miesięcy:„Skrzynka mejlowa Holly” - we-dwoje recenzuje www.hollysinbox.com . Strona ta zaczęła wzbudzać poza granicami naszego kraju tak duże emocje, że raz dwa znalazł się wydawca, który uwierzył w sens wydania mejli w formie książkowej. Tym razem nie musieliśmy długo czekać i my – od kilku tygodni mamy polskie wydanie „Skrzynki mejlowej Holly”. Tomisko liczące aż 678 stron czyta się jednak szybko, i… nie będę ukrywać, z dużą przyjemnością.

Kim jest Holly? Właścicielką pewnego adresu mejlowego. Poza tym początkującą recepcjonistką w jednym z wielkich banków. Jako że trafiło jej się dość nudne zajęcie, czas między odbieraniem telefonów i mejli służbowych wypełnia jej pisanie niezliczonej ilości wiadomości do koleżanki z sąsiedniego stanowiska, pokręconych znajomych i jeszcze bardziej zakręconej rodzinki. Oczywiście poznajemy też odpowiedzi, dzięki czemu na bieżąco wiemy, co u kogo się dzieje. Choćby u babci, co dopiero zaczyna uczyć się świata Internetu. Lub u przyjaciółki, która nie zawsze wie, z kim spędziła ostatnią noc. Albo też co nowego wymyślił pełen fantazji brat Holly.

Dzieje się. Naprawdę wciąż coś się komuś przytrafia. Jest tu miejsce na romanse, jakieś zawirowania uczuciowe, rozstania i nowe znajomości – są też zwykłe, codzienne wzloty i upadki. Prywatne mejle przeplatają się ze służbowymi i reklamowymi, a my co najwyżej momentami gubimy się, o co tak właściwie chodziło. Z początku forma książki nieco zaskakuje (mamy tu mejle!) – jestem jednak pewna, że osoba, która na co dzień ma kontakt z elektroniczną korespondencją, szybko po stylu i języku zacznie rozpoznawać autorów danego listu.

Holly okrzyknięto nową Bridget Jones. Chyba jak żadna inna bohaterka ostatnich lat zasługuje na to porównanie. W końcu, te dwie postacie więcej łączy niż dzieli. Mimo że momentami można odnieść wrażenie, że „Skrzynka mejlowa Holly” powiela to, co sprawdziło się kiedyś, wiele w tej książce autentyczności i świeżości. Nie sama fabuła tak wciąga (akurat główny wątek jest najbardziej schematyczny i przewidywalny), ale dowcipny język. Jest przyjemnie, luźno i wesoło. Nie ma tu dwuznaczności, głębokich przemyśleń czy rozważań na tematy egzystencjalne. Jest za to życiowo! No, może niekiedy z przymrużeniem oka. „Obżarstwo = nadwaga = brak przyjaciół lub chłopaka”… zanim sięgnę po kolejnego gofra z bitą śmietaną, ten reklamowy slogan będę miała przed oczami.

Śledząc wiadomości przychodzące i wychodzące, zaczynamy się zastanawiać, czy wszystko tu jest fikcją. A może… właścicielka słynnej skrzynki naprawdę gdzieś poza siecią istnieje? Autor/ka jest tajemniczą osobą, więc niewiele informacji znalazłam do tej pory na temat „prawdziwej” Holly. W każdym razie, książka cieszy się tak dużym zainteresowaniem, że już w przygotowaniu jest jej druga część. Czy wtedy dowiemy się, kim jest panna Denkham? Nie wiem… jestem jednak pewna, że i po kolejne mejle sięgnę.

Pozycja świetna na lato. Ktoś kiedyś stwierdził, że właśnie wtedy najlepiej czyta się książki „dla totalnego odmóżdżenia”. Sama odniosłam wrażenie, że Holly jest bardzo podobna do mnie… a może kobiety tak już mają, że ze swoją złożoną naturą wciąż pakują się w mocno złożone relacje? Na szczęście, pustkę życia erotycznego mogą wypełnić oddani przyjaciele. Lub też „młode gejzery wbite w gajery”, które czasem zawitają do naszej pracy (i przez te kilka sekund uświadomią nam, jak nędzna bywa nasza egzystencja… tak już jest!).
Cóż, czasy zapisywania grubych pamiętników, skrzętnie skrywanych przed światem, dawno już za nami. Dziś, w dobie ery cyfrowej, liczy się publiczna prywatność – dzielenie z tysiącami anonimowych użytkowników swoim światem. A że wirtualna codzienność mocno nas wciągnęła, chętnie plotkujemy i podglądamy innych. W sieci. To tu czai się na nas „prawdziwy” świat.

Magdalena Moltzan-Małkowska, tłumaczka polskiego wydania, świetnie przełożyła tę książkę na język polski. Bywa zbereźnie, bywa ironicznie… a całość mocno wciąga!
Choć nie spodoba się każdemu. To pozycja dla tych, co żyją szybko, i między jednym a drugim łykiem kawy są w stanie przeczytać kilka mejli. Co więcej, odpisać na nie, nie myląc adresatów!
Proste? Przyznaję, czasem sama nie nadążam!

„Skrzynka mejlowa Holly”
Holly Denham
Tytuł oryginału: HOLLY`S INBOX
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Oprawa miękka
Liczba stron: 678
Format: 142 x 202 mm
Data wydania: 10.06.2008
Cena: 34,00 zł

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA