"Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie"

Pocisk zmierzający ku jakiemuś celowi, uderzając o napotkaną powierzchnię lub ciało obce, zmienia nagle kierunek swego ruchu. Takim „rykoszetem” odbija się w naszym kraju (choćby na kobietach, mniejszościach religijnych czy osobach o odmiennej seksualności) niepokój, jaki towarzyszy zawsze zmianom ustrojowym, kulturowym czy społecznym. Mentalność wielu osób pozostaje wciąż ta sama, jednak wzorce i struktury wartości ulegają pewnemu zachwianiu – co za tym idzie, człowiek szuka kozła ofiarnego, który „wchłonie” jego frustracje, obawy i fobie.
/ 08.04.2008 11:02
Pocisk zmierzający ku jakiemuś celowi, uderzając o napotkaną powierzchnię lub ciało obce, zmienia nagle kierunek swego ruchu. Takim „rykoszetem” odbija się w naszym kraju (choćby na kobietach, mniejszościach religijnych czy osobach o odmiennej seksualności) niepokój, jaki towarzyszy zawsze zmianom ustrojowym, kulturowym czy społecznym. Mentalność wielu osób pozostaje wciąż ta sama, jednak wzorce i struktury wartości ulegają pewnemu zachwianiu – co za tym idzie, człowiek szuka kozła ofiarnego, który „wchłonie” jego frustracje, obawy i fobie.

Ciekawym okresem w dziejach Polski okazał się moment zaproszenia nas do wejścia do Unii Europejskiej. Nagle Zachód okazał się siedliskiem zła, wszelkich patologii, upadku moralności, podczas gdy (w odczuciu niektórych nacjonalistów) nasz kraj miał stanąć w obronie… i tu pojawia się problem. Katolicyzmu? Rodziny? Kobiet? Polskiej tożsamości narodowej? A może wszystkiego po trochu, tyle że bez spójnej koncepcji, rzeczowej analizy czy logiki. Śledząc wypowiedzi polityków, przedstawicieli Kościoła czy publicystów, zrozumiałam i ja, że bez publicznych debat, słuchania siebie nawzajem oraz szanowania poglądów innych, nie zwalczymy istniejących przekłamań i stereotypów. Co najwyżej, sami pokonamy się wzajemną wrogością.

Im większy kąt widzenia świata, tym ciekawszy sposób jego analizowania… choć liczba problemów i trudnych pytań narasta. W naszym kraju są jednak osoby, które potrafią przypatrzeć się polskiej kulturze z boku, jakby z perspektywy przybysza z zewnątrz. Agnieszka Graff, publicystka i tłumaczka, nie boi się narazić środowiskom konserwatywnym czy nacjonalistycznym swoimi otwartymi przekonaniami. Myśli przelewa na papier, poglądami dzieli ze studentami i czytelnikami. Przy okazji wytyka wielu osobom fałsz i obłudę. Można się z nią nie zgadzać, wysłuchać jednak warto. Łatwo bowiem podzielić się na dwa wrogie obozy, a niewygodne kwestie zepchnąć „do podziemia”. Dla wielu, po sprawie! Temat zamknięty. Może jednak czas zacząć rozmawiać, i pewnym sprawom zapobiegać, zamiast potem udawać, że „nas pewne kwestie nie dotyczą”?

Choćby taka aborcja. Z jednej strony jest traktowana jako zło, z drugiej… wystarczy sięgnąć po gazetę, i bez problemu znajdziemy adres ginekologa, który usunie płód. Co ciekawe, mówi się o „rzezi niewiniątek”, „holocauście”, „morderstwach”, po czym lekarzy za nielegalną aborcję skazuje na rok więzienia z warunkowym zawieszeniem na trzy lata. Z drugiej strony polskie prawo dopuszcza aborcję, gdy zagrożone jest życie matki, a wystarczy przypomnieć sobie sprawę Alicji Tysiąc i prawie że publiczne ukamienowanie jej za to, że wniosła sprawę do sądu… o nieprzestrzeganie obowiązującego prawa (czyli odmowę aborcji, mimo iż lekarz uznał, że ciąża grozi jej zdrowiu i życiu). Głośna sprawa, olbrzymie emocje, publiczne kłótnie i… poza wieloma krzywdzącymi słowami, niestety żadnych zmian. Przerażać mogą jedynie dane nielegalnych aborcji w Polsce – rocznie minimum 10 tys. (są i dane organizacji pozarządowych, że liczba ta wynosi kilkanaście razy więcej!).

Agnieszka Graff dostrzega, że prawo w naszym kraju jest złe. Widzi jednak coś więcej – bagatelizowanie problemów, unikanie odpowiedzialności i… zmienianie tematu, jeśli brakuje logicznych argumentów (aborcja okazała się zbyt trudnym i złożonym zagadnieniem, politycy i księża zajęli się więc dyskusją nad metodą in vitro, określanej jako „wyrafinowana aborcja”). Zresztą, w opinii wielu głosów, to dziennikarze przesadzają, poruszając „nieistniejące” kwestie. To publicyści stwarzają problemy tam, gdzie ich nie ma. Wreszcie, to obcy (inni) czają się na polskość.
Autorka „Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie” ciekawie analizuje „nasze świętości, cudze zboczenia”. Co więcej, wysuwa tezę, że „ spór, który z pozoru dotyczy obyczajów, moralności oraz tego, kiedy zaczyna się „życie”, to w istocie gra o władzę symboliczną, o prawo do definiowania zbiorowej tożsamości”.

Polak-katolik nie ma przecież nic do gejów, Żydów, Niemców czy innych mniejszości, ale… w wielu przypadkach nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Jak są niewidoczni, wcale nie przeszkadzają - ważne, by z zewnątrz wszystko wyglądało „po bożemu”. Część polityków, wykorzystując tkwiące w naszym społeczeństwie, uprzedzenia, zręcznie manipuluje ludźmi, upolityczniając… Maryję oraz nauczanie i autorytet Jana Pawła II.. Przypomina mi się tu słynne hasło prezydenta Busha: „Jesteście z nami, lub terrorystami” (w polskiej wersji: komunistami). Koniec dyskusji.

Gdzie w dyskursie publicznym miejsce dla kobiet? Czy to je pyta się o zdanie, jeśli chodzi o istotne dla nich kwestie? Kobieta ma powołanie, misję, obowiązek poświęcenia się dla innych – gdy jednak zaczyna zabierać głos publicznie, zaraz spotyka się z atakiem. Wciąż ktoś stara się wzbudzić w niej poczucie winy, że to jej rodzina (i naród) cierpi, gdy ona pracuje, aktywnie się udziela czy samorealizuje.

Agnieszka Graff przytacza słowa znanych polityków, analizuje okładki trzech tygodników, „odświeża” zapomniane już sprawy, którymi żyło społeczeństwo w ostatnich dwóch latach – przy czym zadaje pytania, pozostawia otwarte kwestie, porównuje różne rozwiązania i obala pewne narodowe mity i wyobrażenia. Państwo a Kościół. Gej a Żyd. Matka Boska a Matka Polka. Skąd te analogie? Czy możliwe jest odejście od zakorzenionych w nas stereotypach? Dlaczego publiczne dyskusje wyparła w ostatnich latach agresja słowna?

Wiele tych pytań. Odpowiedzi na wszystkie w książce nie znajdziemy. Za to zbiór ciekawie napisanych esejów czyta się momentami z dużym niedowierzaniem. Czy my aby na pewno mamy teraz XXI wiek?!

Może warto słuchać argumentów obu stron - nie tylko tego, kto najgłośniej krzyczy…

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA