Po dziesięciu latach od makabrycznego zamachu w Nowym Jorku, Amerykanie w końcu wymierzyli sprawiedliwość za śmierć tysięcy własnych obywateli. Szczegółowo zaplanowana akcja pozwoliła na wytropienie, osaczenie i zabicie Osamy bin Ladena, jednego z najgroźniejszych terrorystów na świecie. Świat świętował zwycięstwo.
Ale czy to na pewno koniec słynnej wojny z terroryzmem czy też może kolejny powód dla radykałów do szukania krwawego odwetu?
Specjaliści twierdzą, że śmierć bin Ladena może przyczynić się do likwidacji całej Al-Quaidy, jednak dopiero w przeciągu kilkunastu lat. Bezpośrednio po śmierci wodza, jego następcy będą być może próbowali przeprowadzić odwetowe ataki, a sam bin Laden będzie najprawdopodobniej wyniesiony do rangi męczennika za szczytne, im tylko zrozumiałe cele. Aby zapobiec powstaniu miejsca zebrań i pielgrzymek Al-Quaidy, Amerykanie zdecydowali, że bin Laden pochowany będzie w morzu. Jego ciało, opatrzone w specjalne obciążniki zostało wrzucone do wody w nieznanym miejscu. Zgodnie z muzułmańską tradycją nastąpiło to w przeciągu 24 godzin od jego śmierci.
Media już skorzystały z efektownego zakończenia historii. Podobno już powstaje film o najsłynniejszym terroryście świata, bez wątpienia powstaną też liczne publikacje. Szczegółów tego jak naprawdę zakończyło się życie bin Ladena pewnie nie dowiemy się nigdy, zachowają je dla siebie amerykańskie służby specjalne. Możemy spekulować. Możemy zastanawiać się. Potem szybko zapomnimy. Bin Laden nie stanie się dla nas męczennikiem, nie będzie ofiarą reżimu. Takich radykałów jak on jest przecież znacznie więcej. I pewnie zaraz znajdzie się kolejny.
Fot. nothingright.com
