"Marilyn, ostatnie seanse" - We-Dwoje recenzuje

Norma Jean Mortenson-Baker – aktorka i modelka, współczesna ikona popkultury. Artystka goniąca wciąż za sławą, jednocześnie zagubiona osoba, nie potrafiąca poradzić sobie z nadmiarem popularności. Na co dzień kapryśna, humorzasta i - zwłaszcza w późniejszym okresie swego życia - wciąż odurzona lekami czy narkotykami...
/ 13.08.2008 13:47
Norma Jeane Mortenson-Baker – aktorka i modelka, współczesna ikona popkultury. Artystka goniąca wciąż za sławą, jednocześnie zagubiona osoba, nie potrafiąca poradzić sobie z nadmiarem popularności. Na co dzień kapryśna, humorzasta i - zwłaszcza w późniejszym okresie swego życia - wciąż odurzona lekami czy narkotykami. To o niej znany reżyser, Billy Wilder, miał powiedzieć: „Lepsza była spóźniona Marilyn, niż wszystkie inne aktorki tych czasów”. Ona. Jedyna i niepowtarzalna: Marilyn Monroe.

Data 4 sierpnia 1962 roku przeszła do historii światowej kinematografii – odeszła ta, która wielu osobom wydawała się nieśmiertelna. Jedna z najbardziej zagadkowych i zmysłowych kobiet dwudziestego wieku. Wraz z jej śmiercią narodził się prawdziwy kult mocno tajemniczej ‘Marilyn Monroe’. Westwood Memorial Park Cemetery, czy Walk of Fame (Hollywood Boulevard) to tylko nieliczne miejsca, gdzie dziś gromadzą się ci, co pragną oddać hołd jednej z najsłynniejszych amerykańskich aktorek.
„Marilyn, ostatnie seanse” – We-dwoje recenzuje
Kiedy w 1999 roku dom aukcyjny Christie’s wystawił na sprzedaż słynną sukienkę od Jean Louisa, w której aktorka zaśpiewała kilkadziesiąt lat wcześniej w Madison Square Garden „Happy Birthday, Mr. President”, natychmiast znalazł się nabywca gotów wyłożyć ponad milion dolarów za obszywany kamieniami materiał. Wystarczyło, że przez krótką chwilę, wiele lat wcześniej, nosiła ją na sobie Marilyn - mit Monroe jako uosobienia seksu jest dziś bowiem silniejszy niż za jej życia (aktorka za tę suknię zapłaciła… 2.500 dolarów!).

Skąd ten fenomen? Tego nie wyjaśnia wydana niedawno przez Znak książka Michela Schneidera, „Marilyn, ostatnie seanse”. Nie znajdziemy tu też odpowiedzi na pytanie, ile prawdy kryje się w różnych teoriach spiskowych, w których przewija się nazwisko aktorki. Autor książki zdecydował się skoncentrować na ostatnich latach życia Marilyn, wspominając jedynie, jakby mimochodem, o najważniejszych wydarzeniach z jej młodości. Przy okazji udało mu się uniknąć nadmiernego polowania na sensację w biografii artystki, która dziś, po latach, nie jest już owiana taką tajemnicą jak kiedyś. Niestety, wiele dokumentów i taśm, które mogłyby skompromitować m.in. prezydenta Kennedy’ego, zostały zniszczone przez służby specjalne. Nie wiadome też, czy gdzieś w studiu Fox nie zachowały się niektóre nagrania, uznane dziś oficjalnie za zaginione. Część listów, jakie znajdują się w uczelnianych archiwach, ma obecnie klauzulę: tajne. Stykówki czy odbitki wielu zdjęć również zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Całą prawdę o swoim życiu aktorka wzięła już do grobu… a jednak raz na jakiś czas ktoś próbuje poznać nieco sekretów z życia tej, która nadal trwa w pamięci milionów.

Michel Schneider, pisząc swą książkę, bazował głównie na dostępnych dokumentach, wywiadach czy wydanych wcześniej pozycjach. Udało mu się jednak w ciekawy sposób połączyć fakty z fikcją literacką. Momentami trudno poznać, gdzie jest granica między prawdą, a wyobraźnią autora, lecz… może rację ma sam Schneider, stwierdzając już na początku, że „jedynie fikcja pozwala dotrzeć do rzeczywistości”?

Ostatnie seanse. Te kinowe, jak i te z psychoanalizy. Dwie miłości Marilyn Monroe. Dwa uzależnienia. Czytając książkę, można odnieść wrażenie, że poznajemy aktorkę od innej, bliżej nie znanej nam strony. Jako… pacjentkę, która „leżąc na kozetce”, dzieli się swoimi myślami z psychoanalitykiem. Ralph Greenson stwierdził, że aktorka „stała się moim dzieckiem, moim bólem, siostrą, moim szaleństwem” – Michel Schneider próbował zaś zrozumieć złożone relacje, jakie łączyły znaną gwiazdę z jednym z ostatnich jej lekarzy. Przy okazji zgłębił temat powiązania samej psychoanalizy z kinem. Sam Greenson w swojej pracy napisał: „W jakiś przedziwny sposób psychoanalityk staje się milczącym aktorem sztuki tworzonej przez pacjenta. Analityk nie gra w niej naprawdę, usiłuje pozostać tą widmową postacią, nieodłączną od fantazji pacjenta. A jednak (…) staje się w pewien sposób reżyserem owej sytuacji – ważnym elementem sztuki – nie stając się aktorem”.

Marilyn Monroe, w opinii swej wcześniejszej psychoanalityczki, Marianne Kris, to „kobieta całkowicie zaburzona, ze skłonnością do autodestrukcji, nadużywająca narkotyków i lekarstw. Stany lękowe kryją wrażliwą osobowość”. A jednak Greenson zdecydował się na jej terapię. Co więcej, „wprowadził” aktorkę do swojej rodziny, powoli zaczynając w jakimś stopniu uzależniać ją od siebie. Przy okazji, samemu uzależniając się od niej. Dwa lata terapii. Niezliczona ilość rozmów. I sierpniowa noc, gdy zagubiona Marilyn Monroe zakończyła swe życie… Biała i czarna królowa. W jednym z liścików do swego psychoterapeuty aktorka napisała: „Ciągle szachy. (…) Na końcu jest mat”.

„Marilyn, ostatnie seanse” to interesująca pozycja. Nie tylko dla fanów aktorki czy psychoanalityków. Ta książka to ciekawe spojrzenie na świat Hollywood i Nowego Jorku, gdzie gwiazdy łatwo stają się marionetkami w rękach swoich psychoanalityków („każdy aktor powinien zmierzyć się ze swą podświadomą prawdą na kozetce”, jak uważał Lee Strasberg). Przede wszystkim zaś to wciągająca opowieść o kobiecie, która fascynowała się szkłem, lustrami i czarno-białymi polami gry śmierci.

Nie jest to pierwsza pozycja poświęcona Marilyn Monroe na naszym rynku, a jednak nie pamiętam innej, którą czytałabym z takim zaangażowaniem. Autorzy wielu książek szukają wszędzie teorii spiskowych, zamiast skupić się na aktorce jako osobie. Tutaj widzimy niepokoje, lęki i zahamowania Normy Jeane Baker, której przyszło być Marilyn Monroe. Jak podkreśla Schneider, „traumy z dzieciństwa, brak wiary w siebie, obsesyjna potrzeba akceptacji, niezdolność do podtrzymywania więzów przyjaźni czy miłości, strach przed porzuceniem” snuły się za nią niczym cień.

Cięcie. Akcja. Cięcie. Kolejne ujęcie.
Lata pracy na planie filmowym nauczyły aktorkę udawać, że jest kimś innym – odbiciem pragnień swych fanów. Czy kiedykolwiek była naprawdę sobą? Czy też wciąż starała się sprostać oczekiwaniom innych?

„Marilyn, ostatnie seanse” to nietypowa biografia. Przypomina urywki filmów, nieskładnie zmontowane ze sobą, gdzie jednak zaskakująco dobrze wszystkie części do siebie pasują.
Czytając, miałam wrażenie, że na nowo odkrywam tak dobrze mi znaną aktorkę. Zagubioną w labiryncie życia, wiecznie spragnioną uczucia kobietę, którą zgubiła miłość i nienawiść do kina.

Polecam!

„Marilyn, ostatnie seanse”
Michel Schneider
Tłumaczenie: Jacek Giszczak
ISBN: 978-83-240-0999-2
Rok wydania: 2008
Format: 140 x 205 mm
Ilość stron: 380
Wydawnictwo: Znak
Cena detaliczna: 39,00 zł

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA