"Krzyk 4" - We-Dwoje.pl recenzuje

Czapki z głów szanowni państwo. Po jedenastu latach od ostatniej części „Krzyku”, Wes Craven odgrzewa kultowe już motywy i znajduje nowego mordercę w słynnym Woodsboro. Jest strasznie, bywa śmiesznie, poziom nie spada nawet na chwilę. Podobno będą kolejne „Krzyki”. Dopóki za kamerą stoi mistrz swojego fachu, możemy być spokojni.
/ 18.04.2011 06:12

Czapki z głów szanowni państwo. Po jedenastu latach od ostatniej części „Krzyku”, Wes Craven odgrzewa kultowe już motywy i znajduje nowego mordercę w słynnym Woodsboro. Jest strasznie, bywa śmiesznie, poziom nie spada nawet na chwilę. Podobno będą kolejne „Krzyki”. Dopóki za kamerą stoi mistrz swojego fachu, możemy być spokojni.

Tym bardziej, że do słynnej już sagi powracają znani z poprzednich części bohaterowie. Dewey Riley jest teraz szeryfem Woodsboro. Gale Weathers niespecjalnie może odnaleźć się jako jego żona. Tęskni za dawnym życiem, za pośpiechem i reporterską pracą. Nie może nawet zacząć nowej książki, dlatego źle przyjmuje wiadomość, że do miasteczka wraca Sidney Prescott, tym razem jako autorka poczytnej książki o odzyskiwaniu normalności po traumie. Pierwsze ofiary tracą życie już w dniu powrotu dziewczyny to Woodsboro. Ginie młodzież, giną dorośli. Nie chcąc ponownie zostać ofiarą, Sydney zostaje w mieście. Ale morderca też ma swój plan…

Wes Craven za kamerą i Kevin Williamson jako autor scenariusza to duet, który sprawdza się od pierwszego „Krzyku”. Panowie czarują doskonałymi umiejętnościami i pewnością siebie. Już w pierwszej scenie bezlitośnie rozprawiają się z innymi twórcami horrorów, w szczególności na swój cel obierając makabryczny cykl „Piła”. Po raz kolejny bohaterowie „Krzyku” wyznaczają nowe reguły kręcenia horrorów. Kto może zginąć? Kto nie powinien? Czy bezpieczny jest gej, czy to właśnie on powinien najbardziej bać się mordercy? Jak bardzo można czerpać w sequelu z oryginału? Kolejne dywagacje są ironiczne, często sarkastyczne, cały czas jednak są rozkoszną deklaracją tego co w filmach dobre a co irytujące. Kto lubuje się w gatunku, z pewnością doceni przemyślną, utkaną cudowną ironią fabułę filmu w filmie. Doceni też samą historię, de facto horror, chociaż bardziej mądry niż bezsensownie epatujący krwią. Tej krwi oczywiście będzie sporo, chociaż nie ma nigdy przesady. Ale ironia, ta najbardziej rozkoszna przykrywa wszystko. „Biuściasta blondynka” zapewnia mordercę, że ma 135 IQ i doskonałą średnią w szkole. Ofiara prosi swojego mordercę o litość, bo przecież jest gejem. Takich smaczków jest znacznie więcej i widać, że aktorzy doskonale bawią się przy doskonałym scenariuszu. Miło jest po raz kolejny zobaczyć Neve Campbell, która już na szczęście nie musi udawać, że jest nastolatką. To ona, doskonała Courtney Cox i rozkoszny jak zawsze David Arquette są w końcu wizytówką tych filmów. W części czwartej mają też przyjemne towarzystwo młodszego pokolenia. Emma Watson, Marley Shelton, znacznie lepszy od słynnego brata Rory Culkin dodają do tego filmu nowej świeżości, dalej jednak wpasowują się w cykl „Krzyku”. Filmu, który straszy, często śmieszy, pozostawia też ogromny smak na części kolejne. Podobno Craven planuje nakręcenie kolejnych dwóch „Krzyków”. Jeśli po tylu latach wychodzi mu tak dobra kontynuacja, to chyba możemy być spokojni. Kto jak kto, ale on umie robić sequele. Kolejne i kolejne i kolejne. Dopóki będzie straszył nas tak dobrze jak w części czwartej, możemy być spokojni. Jest na co iść do kina.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA