"Kapelusz pełen nieba" - We-Dwoje.pl recenzuje

Uwielbiasz książki, przy których zaśmiewasz się do łez? Lubisz te zręcznie napisane? A może wolisz historie, które odnoszą się do uniwersalnych prawd o życiu unikając przy tym patosu i oczywistych morałów? Tak czy siak gwarantuję – ta powieść spełni twoje oczekiwania.
/ 21.07.2011 09:38

Uwielbiasz książki, przy których zaśmiewasz się do łez? Lubisz te zręcznie napisane? A może wolisz historie, które odnoszą się do uniwersalnych prawd o życiu unikając przy tym patosu i oczywistych morałów? Tak czy siak gwarantuję – ta powieść spełni twoje oczekiwania.

Wydany w tym roku "Kapelusz pełen nieba" jest z pewnością znany wszystkim miłośnikom Terry’ego Pratchetta – w Polsce ukazał się bowiem w 2005 roku. Proponowane wówczas tłumaczenie Doroty Malinowskiej-Grupińskiej nie przypadło do gustu większości znawców twórczości tego genialnego Brytyjczyka. W 2011 roku wydawnictwo Prószyński i S-ka postanowiło ponownie opublikować tę pozycję, tym razem w przekładzie Piotra W. Cholewy, nadwornego tłumacza Pratchetta. I oto naszym oczom ukazała się nowa jakość…

Książka opowiada o przygodach Tiffany Obolałej – młodej czarownicy, która opuszcza swój dom, by udać się na służbę oraz zdobyć wiedzę na temat magii. I choć nowa przygoda zaczyna się co najmniej interesująco (opiekunka Tiffany posiada dwa ciała), okazuje się, że nauka czarownictwa jest całkowicie rozczarowująca. Zamiast poznawać tajemne zaklęcia dziewczynka opiekuje się chorymi i zajmuje się domem, a latanie na miotle przyprawia ją o mdłości. Na dodatek, mimo że jest rezolutna i utalentowana, śmieją się z niej inne, bardziej „prawdziwe” czarownice. Na jej zwątpienie tylko czeka ulnik – jedna z najgroźniejszych istot Świata Dysku. Pod jej wpływem Tiffany bardzo się zmienia… Na szczęście z pomocą wyruszają jej Nac Mac Feeglowie – miłośnicy kradzieży, bijatyk i alkoholu tak mocnego, że może wypalić dziurę w czołgu.

Kapelusz pełen nieba jest ciepłą, inteligentną opowieścią o dojrzewaniu oraz o tym, jak bardzo kształtuje nas rodzinny dom. To również historia pokazująca, że w każdym z nas ścierają się dobro i zło, lecz to my decydujemy o ostatecznym zwycięzcy. Co prawda nie ma w niej zwykłej, ogromnej dawki charakterystycznego humoru Pratchetta (być może dlatego, że cykl o Tiffany przeznaczony jest dla nieco młodszych czytelników), jednak można tam znaleźć wiele zabawnych momentów. Nawet jeśli do tej pory nie mieliście okazji zapoznać się z twórczością Brytyjczyka, z pewnością nie będziecie się nudzić.

Serdecznie polecam!

Redakcja poleca

REKLAMA