"Dorwać byłą" - We-Dwoje.pl recenzuje

Było, było i jeszcze raz było. Nie jeden, nie dwa ale już kilkadziesiąt razy. Mało to śmieszne, niespecjalnie ciekawe, na dodatek bohaterowie wydają się być fatalnie dobrani. Całkowite zero filmowej chemii. Można obejrzeć wyłącznie w przypadku prawdziwego filmowego głodu. W innym wypadku będzie poczucie znużenia i wielkie rozczarowanie.
/ 20.04.2010 20:20

Było, było i jeszcze raz było. Nie jeden, nie dwa ale już kilkadziesiąt razy. Mało to śmieszne, niespecjalnie ciekawe, na dodatek bohaterowie wydają się być fatalnie dobrani. Całkowite zero filmowej chemii. Można obejrzeć wyłącznie w przypadku prawdziwego filmowego głodu. W innym wypadku będzie poczucie znużenia i wielkie rozczarowanie.

Bo komedia romantyczna to straszliwy gatunek. Z zasady generuje największe zainteresowanie widzów a co za tym idzie pieniądze; w jej worek są więc wrzucane wszystkie filmy z wątkiem miłosnym, niezależnie od samej fabuły. Znajdziemy więc w grupie „komedii romantycznej” filmy doskonałe, które na tym zaszufladkowaniu tracą; będą też „filmopodobne” twory, po których pozostanie jedynie żałować wydanych pieniędzy do kina.

"Dorwać byłą" znajduje się niestety bliżej tej drugiej kategorii. Jest też doskonałym dowodem, że tak przyzwoity aktor jak Gerard Butler powinien jednak zwolnić z pracy swojego agenta filmowego. I jak najszybciej od tych nieszczęsnych „komedii romantycznych" uciekać.

Bohater Butlera to Milo, były policjant, obecnie zawodowo zajmujący się sprowadzaniem przed oblicza sprawiedliwości zbiegłych przestępców. Milo traktuje życie z przymrużeniem oka – sypia w biurze swojego szefa, ma w poważaniu jakiekolwiek autorytety, praca to dla niego wyłącznie sposób na zarobienie pieniędzy na spłacenie, dość zresztą pokaźnych długów. Kiedy więc szef oferuje mu możliwość zarobienia w jeden weekend 5 tysięcy dolarów, zgadza się bez wahania. Chwilę później dowiaduje się, że osobą którą musi odnaleźć i przywieźć do sądu jest nikt inny jak jego była żona Nicole. A z tą nie rozstał się w zgodzie…

Butler jest aktorem niezmiernie wdzięcznym, ale nawet jego urok osobisty nie jest w stanie uratować tego filmu. Marniutki scenariusz nie pozwala ani na moment się całą historią cieszyć, chyba nawet ci co do kina nie chodzą, będą w stanie, zaraz po pierwszej scenie wywnioskować niemalże każdą kolejną. I początek i środek a już na pewno sam koniec. No bo jak się takie filmy mogą skończyć? Na dodatek wszystko zostało niemalże fizycznie pozbawione humoru. No dobrze, jest tam jeden śmieszny tekst, ale jak na ponad 100 minut filmu to chyba stanowczo za mało.

I nawet aktorzy są jacyś wymęczeni. Między Milo a Nicole nie ma żadnej chemii. Nie ma uczuć, nie ma mowy o filmowej miłości. Wszystko zdaje się być na siłę, sztuczne, niemalże wymuszone na zakontraktowanych aktorach. Butler swoim nieziemskim uśmiechem pewnie zauroczy żeńską część widowni, Aniston (poprawiona w filmie Photoshopem?) też stanowi dla wielu magnes przyciągający. Aktorka już chyba na dobre zresztą w tych komediach romantycznych ugrzęzła. Ale ta dwójka to zdecydowanie za mało, żeby świadomie decydować się na pójście do kina. Można popatrzeć na plakat filmowy. Będzie taniej. I na pewno ciekawiej.

Fot. filmweb.pl

Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA