Dojrzewanie miłości

Gdy przyjrzymy się historiom miłosnym w literaturze, kinie, sztuce, a nawet codziennej kolorowej prasie, w oczy rzuca się, że są to głównie opowieści o uczuciach młodych – o tragicznej zdradzie, o łzach, o porywach namiętności i szaleństwie dwudziestolatków. Ale miłość kwitnie też w domach starców i klubach seniora.
/ 28.11.2007 13:30
Gdy przyjrzymy się historiom miłosnym w literaturze, kinie, sztuce, a nawet codziennej kolorowej prasie, w oczy rzuca się, że są to głównie opowieści o uczuciach młodych – o tragicznej zdradzie, o łzach, o porywach namiętności i szaleństwie dwudziestolatków. Ale miłość kwitnie też w domach starców i klubach seniora.

Wraz ze wzrostem długości życia i wkraczaniem w wiek jesieni pokolenia rewolucji seksualnej coraz częściej słyszymy o randkach sześciedzięciolatków, o parach dziadków udających się w romantyczne podróże, o wieczorach zapoznawczych dla samotnych starszych osób. Temat ten pojawił się już w talk-showach, w serialach, trafia coraz częściej na łamy czasopism psychologicznych.

Co mówią naukowcy i psychologowie obserwujący ten fenomen rozkwitających uczuć wśród seniorów? Mimo powszechnych stereotypów, okazuje się, że na wiele sposobów ta bardzo dojrzała miłość przynosi więcej satysfakcji niż młode uczucie. Jak pokazują przykłady, miłość ludzi starszych jest również o wiele bardziej złożona i bogata w kolory.

Mary Pipher, psycholog, autorka książki „Inny kraj”, traktującej o emocjonalnym życiu ludzi w kwiecie wieku, mówi, że jest wielka różnica między miłością, jaką serwuje nam się w filmach, koniecznie związaną z seksowną bielizną, a tym, czym to potężne uczucie naprawdę okazuje się być w życiu ludzkim. Według niej, młodzi kochankowie chcą być przede wszystkim szczęśliwi, podczas gdy dojrzałe uczucie skupia się na uczynieniu szczęśliwą tej drugiej osoby.

Część tej szczególnej magii psychologowie przypisują efektowi znajmości – wspólnych przeżyć, wspomnień, głębokiej wiedzy o sobie. Te właśnie czynniki chronią ludzi przed porzucaniem długotrwałych związków, mimo że jedno chrapie, a drugie wciąż narzeka.
Ale istnieje również inne podejście do wytłumaczenia fenomenu miłości po sześdziesiątce. Badacze ludzkiego mózgu wskazują, że starszy umysł o wiele lepiej radzi sobie z rozczarowaniami i bolączkami miłości. Z wiekiem, mózg jest coraz bardziej zaprogramowany na szczęście rodzinne i spokój, co pokazują eksperymenty skanujące reakcje psychologiczne ludzi w różnym wieku poddawanych wpływowi pozytywnych i negatywnych obrazów. Młodzież najsilniej reagowała na bodźce związane z okrucieństwem, smutkiem, nieszczęściem, podczas gdy u osób starszych aktywność mózgu rosła zdecydowanie przy pozytywnych, pełnych szczęścia obrazach.

Wydaje się, że z wiekiem jest nam też łatwiej akceptować rzeczy, które młodych wpędzają w irytację, prowadząc do konfliktów i kłótni. Nie jest to bynajmniej reakcja racjonalna, wynikająca z doświadczeń życiowych, a raczej spontaniczny odruch. Natura zdała się po prostu wyposażyć nas we wzmacniający się z wiekiem mechanizm samoobrony przed troskami i niezadowoleniem.

Oczywiście, diagnoza ta jest w dużym stopniu generalizacją – wiemy, że wielokrotnie ludzie starsi są tak samo zazdrośni, infantylni i irracjonalni, jak byli w młodości. I również im zdarzają się załamania uczuciowe, tyle tylko, że złamane siedemdziesięcioletnie serce nie popycha nas już do płaczu dzień i noc, krzyków i prób samobójczych.

Wydaje się, że nasza kultura wciąż trochę zbyt marginesowo traktuje związki uczuciowe w jesieni życia. Faworyzując zakochaną, szaloną młodość trudno jest jednak budować społeczństwo, w którym ludzie będą gotowi na wyrzeczenia względem siebie i będą chcieli razem pracować latami na rzecz wspólnego dobra.

Dr Pipher podsumowuje, że gdy przyjrzymy się długoletnim małżeństwom, na zapleczu dostrzeżemy skarby, których dwudziestolatkowie nie są nawet w stanie sobie wyobrazić.

Agata Chabierska

Redakcja poleca

REKLAMA