Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludzi

„Zawód fotoreportera to trudna robota, ale ciekawa. Bycie fotoreporterem to niewątpliwie sposób patrzenia na świat. Nasze oczy chyba są przyzwyczajone do tego, żeby wyłapywać więcej i patrzeć wnikliwiej” - Chris Niedenthal.
/ 04.06.2009 10:55
„Zawód fotoreportera to trudna robota, ale ciekawa. Bycie fotoreporterem to niewątpliwie sposób patrzenia na świat. Nasze oczy chyba są przyzwyczajone do tego, żeby wyłapywać więcej i patrzeć wnikliwiej” - Chris Niedenthal.

Wywiad Top10: Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludzi
C. Niedenthal, E.M. Ambroziak, Cafe Colombia, Mokotowska 52, W-wa

Ewa Ambroziak: Fotografowanie to zatrzymywanie w czasie. Czy tak Pan do tego podchodzi?

Chris Niedenthal: Siłą rzeczy tak. Banalnie mówiąc, jest to zatrzymywanie czasu, ale bardzo symbolicznie.

E.A: Pamięta Pan swój pierwszy aparat?

C.N: Oczywiście, był to taki mały Kodak, bardzo prosty. Tam się nic nie nastawiało, po prostu robiło zdjęcie i tyle. Miał jednak flesz - ale trzeba było zmieniać żarówki. Te żarówki dawały jednorazowy błysk. Zatem trzeba było mieć przy sobie całą paczkę takich żaróweczek. Potrafiły pęknąć, mogły też po prostu nie działać.
Od tego małego prostego Kodaka wszystko się zaczęło. Taka klasyczna podróż fotograficzna. Zacząłem go wszędzie brać ze sobą. Wszystko dookoła cykałem, oczywiście niemądrze, ale na tym to polega. Miałem wtedy 11 lat. W tym wieku nie za bardzo panujesz nad tym co robisz, i robiłem zdjęcia kompletnie nieświadomie, aczkolwiek mi się to strasznie podobało. Uwielbiałem potem te wyprawy do Apteki. Po angielsku jest to Chemist, ale to nie jest zupełnie to samo co Apteka po polsku. Tylko tam można było w tamtych latach wywołać film i odebrać odbitki. To oczywiście trwało kilka dobrych dni. Czekałem niecierpliwie na te magiczne, czarno białe, kwadratowe odbitki i patrzyłem na to, co zrobiłem.

Wywiad Top10: Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludzi
C. Niedenthal, E.M. Ambroziak, Cafe Colombia, Mokotowska 52, W-wa

E.A: Pamięta Pan pierwsze zdjęcie, z którego był Pan dumny?

C.N: Wtedy nie. Wtedy z niczego nie byłem dumny. Pamiętam jednak jak będąc w polskiej szkole sobotniej pojechałem na wycieczkę na lotnisko Heathrow w Londynie. To była dla nas całkowita czarna magia, bo wtedy mało kto latał. Robiłem tym aparatem zdjęcia. Wycieczkę tą pamiętam do dziś: ten autobus, pamiętam gdzie siedziałem i co robiłem. A było to już dawno temu!

Wywiad Top10: Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludziE.A: Zdjęcia ze stanu wojennego. Wtedy przecież nie wolno było fotografować, było to tępione przez milicję. Domyślam się, że miał Pan na to rozwiązania, jakie?

C.N: W stanie wojennym faktycznie nie wolno było jawnie robić zdjęć. Przynajmniej na początku. Nawet lepiej było nie mieć przy sobie aparatu. Myślę, że wtedy gdyby ktoś wyszedł na ulicę z aparatem i zaczął otwarcie fotografować, od razu by go zwinęli. W pierwszych dniach stanu wojennego tak było. Mam jednak takie zdjęcia, które wyglądają tak jakbym mógł oficjalnie fotografować – i ludzie czasami pytają mi się o nie, bo podejrzewają że byłem „reżimowym” fotografem! Jako jeden z dziennikarzy zagranicznych akredytowanych w Polsce, dopiero około 10 dni po wprowadzeniu stanu wojennego dostaliśmy pozwolenie na fotografowanie, aczkolwiek wyłącznie z opiekunem z Polskiej Agencji Interpress. Nie mogliśmy działać samodzielnie. Więc z początku stanu wojennego wszystkie moje zdjęcia były robione – w wielkim strachu – z ukrycia, czyli z klatek schodowych, czasami z mieszkań prywatnych. A po jakimś czasie, gdy dostaliśmy oficjalne pozwolenia, mogłem podchodzić - ze swoim „opiekunem” - do żołnierzy i ich fotografować. Oczywiście wszystkie późniejsze demonstracje robiłem sam, i to też raczej z ukrycia.

E.A: Robił Pan zdjęcia i wysyłał między innymi do Nowego Jorku, do Newsweeka, był Pan korespondentem bodajże od 1974 roku?

C.N: W pierwszych dwóch tygodniach stanu wojennego był to ogromny problem. Tak naprawdę większym problemem było wysłanie tych zdjęć do Nowego Jorku niż ich zrobienie. Nie było samolotów, nie było telefonów, a komputery czy internet jeszcze nie istniał. Niewywołane filmy trzeba było dostarczyć do Nowego Jorku najpóźniej na piątek wieczór „ichniejszego” czasu. Zatem wszystko co ja robiłem, musiało być wysyłane we czwartek, najpóźniej w piątek rano. W normalniejszych czasach wysyłało się to zazwyczaj samolotem, frachtem. Gdy jednak przyszedł stan wojenny nagle ta droga zawiodła. Ruch samolotowy został z dnia na dzień wstrzymany. Nie można było niczego wysłać, niczego robić. Bałem się sam wyjechać z kraju z moimi filmami. Obawiałem się, że jeśli wyjadę, to już nie wpuszczą mnie z powrotem do Polski. Poza tym sporo się tu jednak działo, więc jak mogłem wyjechać? Wymyśliłem, że pójdę na dworzec i znajdę pasażera, który weźmie filmy co najmniej do Niemiec. Jakimś cudem dałem młodemu Niemcowi filmy i kontakt do niemieckiego biura Newsweeka i liczyłem na to, że to wszystko zagra. Zagrało. To rzeczywiście był cud. Jestem niezmiernie wdzięczny temu młodemu, niemieckiemu studentowi. Wszystko doszło do Nowego Jorku na piątek wieczór tak, jak miało dojść. Pewnie nawet troszkę wcześniej. Właśnie w tych pierwszych rolkach było moje zdjęcie „Czas Apokalipsy”.

E.A: Zdjęcia przedstawiają zwykłych ludzi, którzy muszą żyć dalej, mimo że świat im się wali na głowę.

C.N: Myślę, że ten pierwszy dzień 13.12 był dla nich tragedią. Im się wszystko zawaliło. Ludzie byli zupełnie rozkojarzeni. Te pierwsze zdjęcia pod kościołem św. Stanisława Kostki i w samym kościele obrazują ludzi zrozpaczonych. Byli zszokowani. Nie wiedzieli kompletnie co się tak naprawdę dzieje. Nie wiedzieli co ich czeka.

Wywiad Top10: Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludzi
fot. Chris Niedenthal

E.A: Trudno się fotografuje takie twarze?

C.N: O dziwo, nie. Myślę, że oni byli tak wstrząśnięci, rozkojarzeni, że właściwie mnie nie zauważali. Mogli się jedynie bać, że jestem z UB. W tamtych czasach zawsze istniało podejrzenie, że każdy, kto ma aparat i uważnie robi zdjęcia twarzy w czasie jakiegoś nielegalnego wydarzenia, jest z UB. To był oczywiście problem. Myślę, że cała sztuka polega na tym, by stać się niewidocznym.

E.A: Bycie fotoreporterem to umiejętność bycia we właściwym miejscu o właściwym czasie?
C.N: Tak, to kwestia szczęścia i przeczucia. Musimy wyczuć, gdzie trzeba być i co się może wydarzyć. Szczęście jest oczywiście bardzo ważne, ale musimy mu pomagać. To szczęście nie rodzi się z niczego.

Wywiad Top10: Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludzi
fot. Chris Niedenthal

E.A: Kiedy doszedł Pan do wniosku, że te zdjęcia muszą zobaczyć polskie światło dzienne?

C.N: Były to zdjęcia robione dla Newsweeka, później dla Time Magazine. Przez długie lata zdjęcia te były dla mnie często niedostępne, bo wysyłałem zawsze filmy naświetlone, ale nie wywołane, i to jeszcze na slajdach – czyli nie miałem u siebie oryginalnych negatywów. Więc nie było to takie proste. Ale od dawna marzyłem o zrobieniu i wydania albumu z tymi fotografiami. Właściwie już tuż po rewolucji, po 89 roku, snułem takie plany. Miałem nawet makietę takiego albumu. Jeżeli jednak z pewnym projektem nie jesteś pierwszy albo jednym z pierwszych, to potem robi się za późno. Pojawia się przesyt. Rzeczywiście, może po prostu w 1990 roku ludzie nie chcieli pamiętać i myśleć o tym co było. Musiało minąć trochę czasu. Fotograf ma do swoich zdjęć stosunek bardzo emocjonalny i zdarza się że pamięta prawie każde swoje zdjęcie. Ale nie jest to jednoznaczne z tym, że nadają się one od razu do książki! Poza tym, właściwie dopiero teraz, po dwudziestu kilku latach, widzę, że to dla Polaków jest jednak ciekawym tematem. Dlatego też powstały już dwa albumy. Pierwszy w 2004 roku, pt. „Polska Rzeczpospolita Ludowa. Rekwizyty” (BOSZ) i w 2006 roku „13.12. Polska stanu wojennego” (Edipresse).

E.A: Czy jako fotograf ma Pan jakieś marzenia?

C.N: Chciałbym zrobić jeszcze cykl o dzisiejszej Polsce, ale okazuje się, że ciężko postawić ten najtrudniejszy, pierwszy krok, czyli wyjść z domu i zacząć. Z drugiej jednak strony dzisiejsza Polska już mnie tak nie rajcuje jak socjalistyczna Polska. Socjalizm był, niestety, bardzo fotogeniczny.

Wywiad Top10: Chris Niedenthal fotograf zwykłych ludzi

E.A. Życzę Panu, aby wydarzyło się coś, co Pana zainspiruje ale jednocześnie, żeby nie miało to nic wspólnego ze stanem wojennym. Dziękuję za rozmowę.

C.N: Dziękuję za życzenia i również za rozmowę.

Ewa Ambroziak

Redakcja poleca

REKLAMA