Rok Barona. Niebezpieczne Przypadki Ekipy z "Siódemki"

Ciekawa, chociaż marnie napisana książka. To bez wątpienia coś nowego na rynku i gdyby nie kiepski styl, mogłaby to być pamiętna książka na polskim świecie wydawniczym. Tak pozostaje jedynie (a może aż) przyzwoitą powieścią, której autor - jeśli dalej będzie się rozwijał - ma szanse trwale zaistnieć w naszych domach.
/ 05.05.2010 01:21
Ciekawa, chociaż marnie napisana książka. To bez wątpienia coś nowego na rynku i gdyby nie kiepski styl, mogłaby to być pamiętna książka na polskim świecie wydawniczym. Tak pozostaje jedynie (a może aż) przyzwoitą powieścią, której autor - jeśli dalej będzie się rozwijał - ma szanse trwale zaistnieć w naszych domach.

Rok z życia polskiego gangstera, niejakiego "Barona". Baron zaczyna od stania na bramce, potem z kolegą otwiera burdel - w końcu zaczyna awansować w hierarchii swojego środowiska. Jest prawą ręką Cisa, który w wielu decyzjach zostawia mu wolną rękę. Kiedy Cis musi uciekać za granicę, to właśnie Barona naznacza na swojego następcę. Od tego czasu ten staje się nieformalnym szefem Rok Barona. Niebezpieczne Przypadki Ekipy z "Siódemki"całego gangu. Kontroluje dostawy narkotyków, uczy się jak trzymać w ryzach swoich ludzi. Jednocześnie każdy jego dzień staje się coraz bardziej niebezpieczny. Zwłaszcza, że ani konkurencja ani policja nie próżnuje.

Już sama tematyka książki, jak i fakt, że to nasz rodzimy produkt czyni pozycję interesującą. Troszkę gorzej jest już z samym wykonaniem. Nie znalazłam informacji o innych książkach A.B. Międzyrzeckiego, co pozwala mi wydedukować, że to jego pierwsza powieść. Dialogi zaserwowane przez autora troszkę za bardzo przypominają te z filmów amerykańskich, tutaj jedynie przeplatane co rusz naszym rodzimym "k...". Wszystkim kobietom widać w oczach pożądanie, bici przestępcy zwijają się wyłącznie w pozycję embrionalną. Nie przepadam za zbyt kwiecistym i rozbudowanym stylem, tutaj jednak Międzyrzecki przesadza w drugą stronę. "Przed domem stał jego nowiutki merc. Spojrzał z dumą na swój samochód. Przeciągnął dłonią po lśniącej masce i wsiadł do auta. Zapach skóry i drewna mile łechtały jego męską próżność. W milczeniu cieszył oczy luksusowym wnętrzem. W końcu włączył silnik (...) Objął skórzaną kierownicę. Pasowała do jego dłoni. Wsłuchując się w odgłos dwustukonnego silnika ruszył powoli z podjazdu." Czyta się to miejscami jak kiepskie opowiadanie nastoletniego wielbiciela filmów o gangsterach, na dodatek takiego co zdecydowanie przeholował z ilością telewizji. Kiepski styl, za dużo powtórzeń i zapożyczeń, średnie dialogi.

Nie znaczy to jednak, że książki nie czyta się dobrze. Mimo dość kiepskiego stylu, sama historia wciąga, angażuje. Zwłaszcza ostatnie kilkadziesiąt stron jest bardzo interesujące, stron, które prowadzą do naprawdę doskonale wymyślonego i nieprzewidywalnego zakończenia. Szczerze życzę autorowi, aby ostro wziął się do pracy nad swoim warsztatem, bo jeśli ten będzie się polepszał może dać efekt w postaci naprawdę doskonałego, pomysłowego i lubianego pisarza. W końcu dobry styl plus dobry pomysł, to coś co sprzedaje powieści. Pierwsze koty za płoty Panie Międzyrzecki. Ja, przynajmniej na razie, czekam na więcej.

Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA