Samotność dziecka

Poczucia osamotnienia doświadczamy już w chwili narodzin, gdy opuszczamy najbezpieczniejsze schronienie – maminy brzuch.
/ 31.03.2006 10:30
 
Chcesz, by twój maluch wyrósł na szczęśliwego, samodzielnego człowieka. Możesz mu pomóc, by był lubiany, miał wielu przyjaciół i dobrze radził sobie z przeciwnościami losu. O ważnych umiejętnościach i doświadczeniach, które wpływają na nasze kontakty z innymi ludźmi, rozmawiamy z Wojciechem Kruczyńskim, autorem książki „Wirus samotności”.

Poczucia osamotnienia doświadczamy już w chwili narodzin, gdy opuszczamy najbezpieczniejsze na świecie schronienie – maminy brzuch. To w nim przeżywaliśmy doskonałą jedność, bez strachu, bez łez. Za tym idealnym stanem zdarza nam się tęsknić nawet w dorosłym życiu – wówczas gdy codzienność jest trudna do zniesienia lub dotyka nas cierpienie.
Samotność odgradza nas od bliskich związków. Czasem jednak zdarzają nam się krótkie chwile dobrej samotności, np. gdy chcemy skupić się na własnym rozwoju. Ale wtedy nie tracimy otwartości na kontakty z innymi. Jak odróżnić jedną od drugiej w codziennym życiu i jak wychowywać dziecko, by było szczęśliwe, odważne, otwarte na świat i nowe przeżycia? O to m.in. pytamy Wojciecha Kruczyńskiego.

– Naturalne jest, że rodzice chcieliby uchronić malucha przed samotnością i innymi przykrymi przeżyciami. Czy to jednak możliwe?
Dziecko już na początku swego życia doświadcza wielu uczuć – na przemian dobrych i złych. Musi nauczyć się, jak sobie z nimi radzić, bo pojawiają się one niezależnie od tego, jak bardzo troskliwa i opiekuńcza jest mama.
Powiem więcej, byłoby niedobrze dla niego, gdyby tych wszystkich – również frustrujących – uczuć nie poznało. Miałoby wówczas fałszywy obraz świata i później w dorosłym życiu byłoby mu trudniej mierzyć się z różnymi przeciwnościami. Radziłbym nie martwić się tym na zapas. Na szczęście większość mam instynktownie rozumie swoje dziecko i na tyle prawidłowo odczytuje jego potrzeby, aby pomóc mu względnie dobrze przeżyć ten trudny, niemowlęcy wiek. Dzięki temu nie wyniesie ono zbyt wielu przykrych doświadczeń z tego okresu.

– Czyli im większą mamy wiedzę na temat tego, co się dzieje z naszą pociechą, tym świadomiej możemy towarzyszyć jej w różnych przeżyciach.
Kluczem do prawidłowego rozumienia dziecka jest także uświadomienie sobie własnych uczuć, potrzeb i przeżyć z okresu dzieciństwa, a także obecnych relacji z partnerem i pozostałymi członkami rodziny. Ważne jest, czy jako dzieci czuliśmy się bezpiecznie, czy obecnie mamy tendencje do narzucania innym swojej woli itp. Dopiero mając tę wiedzę – a dotarcie do niej nie jest proste – łatwiej nam rozumieć dziecko i jego prawdziwe potrzeby.

– Czasem może jednak powstać niekorzystna więź z niemowlęciem, o której pisze Pan w swojej książce. Kiedy tak się dzieje?
– Na przykład gdy rodzice już na wstępie zakładają, że dziecko powinno być chowane surowo i w dyscyplinie albo odwrotnie – że trzeba mu dać wszystko. Niebezpieczne są skrajności.

Natomiast jeśli mama ma świadomość, że są pewne granice w ustępowaniu dziecku, że z niektórymi rzeczami musi się ono pogodzić, nawet gdy mu się to nie podoba – to taka relacja jest zdrowa i korzystna. Zresztą wzorców dobrych zachowań jest całkiem sporo. Z różnic w wychowaniu wynikają później różnice w charakterze dzieci i to też jest naturalne.

– Trudniejsze wydaje się chyba rozpoznanie momentu, w którym dajemy zbyt dużo. Tym bardziej że często mówi się o tym, że nie da się rozpieścić malucha, a miłości i czułości nigdy nie jest za wiele.
– Jest to rzeczywiście trudne, bo uczucia małego dziecka i mamy są początkowo bardzo powiązane. Kiedy niemowlę płacze, kobieta czuje to całym ciałem i działa niejako instynktownie. Dlatego niełatwo jest jej ocenić, czy np. malec rzeczywiście szybciej zgłodniał czy raczej ma zły humor i musi trochę popłakać. W tym może pomóc osoba spoza tego ścisłego emocjonalnego układu, jaki tworzy matka i niemowlę. To dobre zadanie dla taty. Jest on w stanie realnie ocenić, kiedy mama przekracza granicę i staje się wobec dziecka nadopiekuńcza. Wtedy też często zaniedbuje związek z partnerem.

– A co dzieje się z dziećmi, które z różnych przyczyn nie mają ojca w domu? Czy one są z góry skazane na problemy, bo ich mamy mogą być nadopiekuńcze?
– Oczywiście, że nie. Rolę ojca, czy raczej mężczyzny w rodzinie, może też pełnić wujek czy dziadek. Chodzi bardziej o pewien schemat, w którym jakaś osoba (może to być także inna kobieta, np. babcia), która nie jest tak blisko związana z niemowlęciem jak mama, życzliwie obserwuje i wspiera parę, jaką tworzą. Jednocześnie zachowując zdrowy dystans.

– Czy u kilkulatka mogą pojawić się oznaki tego, że jego relacje z mamą są zaburzone? Jak zorientować się, że na jakimś etapie został popełniony poważniejszy błąd?
– Najprostsze oznaki są takie, że jest zbyt grzeczny, na wszystko się zgadza. Dziecko w tym wieku powinno mieć własne zdanie i czasem mówić „nie”. Gdy protestuje, to znaczy, że umie rozpoznać swoje uczucia i określić własne możliwości. Zbyt grzeczny maluch może być za bardzo zdominowany przez rodziców. I odwrotnie: jeśli na wszystko reaguje płaczem i złością, może to oznaczać, że między nim a mamą już zawiązał się zbyt silny związek, w którym mama na początku była zbyt blisko. W rezultacie kilkulatek nie jest przygotowany do samodzielności, jaką już powinien posiadać. Wówczas, np. idąc do przedszkola, protestuje, płacząc. Co więcej, jeśli szok samodzielności jest zbyt duży, dziecko po początkowym okresie protestu może zamknąć się w sobie i nagle przestać potrzebować kontaktu z dorosłymi, nie lubić przytulania itp. To także oznaka jakiegoś narastającego problemu.

– Jak być zatem dobrym rodzicem?

– Najkrócej mówiąc: uważnie obserwować swoją pociechę, by wiedzieć, kiedy podać pomocną dłoń, a kiedy jej nie podawać, w ten sposób stworzyć dziecku szansę na samodzielne zmierzenie się z problemem.

Rozmawiała: Aleksandra Grzyb