Z życia wzięte - prawdziwa historia o niezdecydowaniu w związku

Z życia wzięte fot. Fotolia
Czy ona musiała się umawiać z tym cholernym gogusiem, moim największym wrogiem i rywalem? Zrobiła to specjalnie, żeby mnie wkurzyć!
/ 15.06.2015 08:50
Z życia wzięte fot. Fotolia
Pamiętam tamto lato doskonale, chociaż minął już okrągły rok. Wprawdzie wolałbym, żeby skończyło się inaczej, ale przynajmniej zostały wspomnienia…

Z Basią spotykałem się już czwarty rok. Fakt, że wcześniej było to raczej młodzieńcze „chodzenie” niż poważny związek, jednak byliśmy parą od początku liceum. Przetrwaliśmy kłótnie o to, na jaki film iść do kina i czy na imprezie mają być mój kolega, za którym ona nie przepadała, i jej dwie koleżanki, których paplania ja wręcz nie znosiłem. Przetrwaliśmy stres związany z maturą i początek studiów, przy czym każde z nas wybrało inną uczelnię. Ja od początku wiedziałem, że moim przeznaczeniem jest SGH. Basia, typowa humanistka, wybrała uniwerek. I chociaż mieliśmy zajęcia w różnych miejscach Warszawy i o różnych porach kończyliśmy, to zawsze umieliśmy znaleźć czas, żeby chociaż na chwilę się zobaczyć, porozmawiać, przytulić.

Wszystko zaczęło się psuć w okolicy karnawału. I właściwie to ja pierwszy nawaliłem. Umówiłem się z kumplami z roku na piwo w sobotę, kompletnie zapominając o tym, że to były walentynki… A przecież powinienem był skojarzyć, bo sam słyszałem, jak jeden z chłopaków mówił, że trzeba to zbojkotować. Nie wiem, jakim cudem nie dotarło do mnie, o czym mówił. Co gorsza, jak zadzwoniłem do Baśki i powiedziałem jej, że nie przyjdę, bo idę z kolegami do knajpy, a ona zrobiła się zła, też nie skojarzyłem, o co chodzi. Myślałem, że to zwykłe fochy. No i tym ją wkurzyłem. Jednak ona wtedy też dała czadu.  Był taki jeden goguś na jej roku. Przystojniak i babiarz, wiele dziewczyn się w nim kochało. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy, od razu wiedziałem, że mogą być kłopoty. Baśka co prawda nie leciała na takich jak on, ale ja widziałem, jak ten typek potrafi omotać kobiety. I widziałem też, jak patrzy na moją dziewczynę, jak pożera ją wzrokiem. To było jasne, że prędzej czy później zechce ją poderwać…

I chociaż byłem jej pewny, to jednak gdzieś na dnie duszy zazdrość powoli się rozwijała i kipiała. Baśka oczywiście o tym wiedziała i myślę, że dlatego, specjalnie, umówiła się właśnie z tym Piotrkiem. Chociaż potem się pogodziliśmy, została pomiędzy nami jakaś zadra, jakieś niedopowiedzenie. Tym bardziej że kiedyś, gdy podjechałem pod uniwerek, zobaczyłem Baśkę, jak idzie z tym Piotrkiem na kawę. Tłumaczyła, że po prostu oboje wyszli wcześniej z egzaminu, bo byli pytani jako pierwsi, i stwierdzili, że się trochę zrelaksują. Niby jej uwierzyłem, ale… No właśnie, ale! Byłem zazdrosny, a tej cechy Basia wręcz chronicznie nie znosiła. Wiedziałem o tym, bo mi powiedziała. Nawet wiem, skąd się to wzięło. Jej tata był chorobliwie zazdrosny o mamę i to powodowało nieustanne kłótnie i awantury. Baśka nie mogła tego słuchać, uciekała
z domu. A w dodatku, jak twierdziła, oskarżenia taty były zupełnie bezpodstawne.

Dlatego od razu, kiedy tylko zaczęliśmy ze sobą chodzić, uprzedziła mnie, że absolutnie nie będzie tolerować zazdrości.
– Ja lubię grać w otwarte karty. Na pewno nie będę się spotykać jednocześnie z tobą i z kimś jeszcze – powiedziała. – Ale jeśli tylko zobaczę, że o cokolwiek mnie podejrzewasz, jeżeli zaczniesz mi z tego powodu uprzykrzać życie, to niezależnie od tego, jak bardzo będę cię kochać, odejdę.
Obiecałem jej to, lecz teraz nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dręczyć się myślami, co ją naprawdę łączy z Piotrem. W każdym razie nasz związek powoli przestawał być taki idealny. I właśnie dlatego wymyśliłem ten wyjazd na Mazury.

– Czy ja wiem? – Basia nie była przekonana. – Wiesz, ja raczej myślę, że powinniśmy od siebie odpocząć. Nie dogadujemy się ostatnio najlepiej, kłócimy o byle co.
– I właśnie dlatego chciałbym spędzić z tobą czas sam na sam – powiedziałem. – Znalazłem domek nad samym jeziorem, koło lasu. W pobliżu jest tylko kilka takich letniskowych działek, poza tym cisza i spokój. Oglądałem zdjęcia, full romantyzm.
– No, to chyba nie dla ciebie! – roześmiała się i odrzuciła do tyłu włosy tym gestem, który tak uwielbiałem. – Przecież ty wolisz motorówki i maszyny do gier.
– Wolę ciebie – powiedziałem stanowczo. – I chcę z tobą pojechać na te wczasy.
– A pomyślałeś, że możemy się tam pokłócić? – zapytała. – Moim zdaniem jesteśmy sobą zmęczeni. Więc takie bycie sam na sam, bez żadnej odskoczni, bez znajomych, nie musi być dobrym pomysłem.
– No to przynajmniej się przekonamy – upierałem się przy swoim. Zgodziła się – nie wiem, czy dla świętego spokoju, czy ją przekonałem. W każdym razie pojechaliśmy w lipcu na te Mazury.
Pierwsze dni były wspaniałe. Oboje bardzo potrzebowaliśmy wypoczynku po sesji
i z ogromną przyjemnością całymi godzinami wylegiwaliśmy się na plaży, rozkoszując się błogim lenistwem. Jeździliśmy tylko do miasteczka do knajpy na obiad albo do sklepu, żeby kupić coś na grilla. No i spaliśmy. Odespaliśmy całą sesję! Jednak potem, po tych kilku dniach, coś się zmieniło. Basia siedziała nad wodą zamyślona, wpatrzona w błękitną toń, a mnie zaczynało nosić. Próbowałem ją namówić na przejażdżkę łódką albo spacer po lesie, ale zasłoniła się zmęczeniem. Siedziałem więc z nią na tej plaży i zastanawiałem się, o co jej chodzi. Niby ze sobą rozmawialiśmy i wszystko było w porządku, lecz wyraźnie czułem, że coś ukrywa, że w sumie się męczy. I kiedy wreszcie zaczęła mówić, odetchnąłem z ulgą. Wszystko było lepsze niż to jej cholerne milczenie i zamyślenie.

– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała. – To nie jest łatwe i chciałabym, żebyś mi przez chwilę nie przerywał. Mnie też jest trudno, ale jeszcze bardziej mnie męczy fakt, że ci tego nie powiedziałam.
– Masz kogoś? – zapytałem, czując, jak w gardle rośnie mi wielka gula.
– Miałeś mi nie przerywać – przypomniała. – Nie mam nikogo. To znaczy, jest pewien chłopak, którego lubię. Nic między nami nie ma i nawet nie wiem, czy chciałabym, żeby było. Tylko nie jestem pewna, czy chcę być z tobą. Ostatnio coś się zepsuło. Straciłam poczucie bezpieczeństwa. Nie mogę być z kimś, kto mnie podejrzewa.
– Ale jak to? – jęknąłem.
– Po prostu zaczęło mnie zastanawiać, że lubię też spędzać czas z Michałem. To wszystko. To nie jest tak, że cię zdradzam czy zostawiam dla kogoś. Ale chcę być uczciwa – zakończyła i odetchnęła głęboko, jakby pozbyła się jakiegoś ciężaru.
– Uczciwa i wolna – powiedziałem głucho, wpatrując się w toń jeziora.
– Wiem, że cię ranię – powiedziała, odwracając się do mnie, a ja pomyślałem, że nigdy nie zapomnę jej twarzy na tle jeziora i słońca zachodzącego za lasem.
– Uprzedzałaś, że nie lubisz zazdrości – wzruszyłem ramionami. – Doceniam, że mi to powiedziałaś, chociaż fakt, boli bardzo. A ten… Michał. On z tobą studiuje?
– Nie, to brat mojej koleżanki, poznałam go na imprezie – powiedziała. – A potem kilka razy rozmawiałam, jak byłam u niej. Wiesz, brat tej Aśki, co się razem uczymy.

No tak. Uczą się. To dlatego zrobiła się ostatnio taka pilna! Byłem zły. Wręcz wściekły. Na siebie, że upierałem się na ten wyjazd, i na nią, że mnie zostawia. Wyjechaliśmy następnego dnia, bo nie było sensu tam dłużej siedzieć. Po tej rozmowie obecność tego drugiego krępowała nas wzajemnie. Rozstaliśmy się na dworcu. Nie chciała, żebym ją odprowadzał. A ja w sumie też chciałem zachować w pamięci jej obraz znad jeziora, a nie sprzed zimnego i bezdusznego bloku z wielkiej płyty. Odezwała się potem jeszcze kilka razy. Raz zadzwoniła, żeby zapytać, co słychać, potem złożyła mi życzenia urodzinowe. Ale słyszałem w jej głosie, że jest szczęśliwa. A to mogło oznaczać tylko jedno – sympatia do Michała przerodziła się w coś więcej.

Zresztą, miałem potwierdzenie, bo oczywiście nie wytrzymałem i tak jakoś w okolicy świąt Bożego Narodzenia zadzwoniłem do jej koleżanki, którą dobrze znałem. Niby złożyć życzenia, a tak naprawdę podpytać się dyskretnie, co słychać u Basi.
– Wiem, że to o nią ci chodzi! – roześmiała się, a potem spoważniała. – Jest z tym Michałem. Ale nie wiem, czy pomiędzy nimi jest dobrze, czy źle. Powiedziała mi, że musi się przekonać, a to jedyny sposób.
– Przekonać o czym? – zapytałem zdziwiony, bo nic nie rozumiałem.
– Chyba o tym, czego ona naprawdę chce – powiedziała Aneta. – Nie wiem, Robert, bardzo mi przykro, że tak wyszło, bo cię lubię. No i pasowaliście do siebie.

Mnie też było przykro, tylko co miałem zrobić? Myślałem, że czas leczy rany, że o niej zapomnę. Tak się nie stało. Dlatego na majówkę postanowiłem… pojechać nad jezioro. W to samo miejsce co wtedy, na kilka dni. Żeby powspominać. Słońce powoli zachodziło, a ja stałem i patrzyłem w toń. Inną niż rok temu. Może dlatego, że wtedy było lato, a teraz jeszcze wiosna. Rozpamiętywałem tamte wakacje, gdy nagle usłyszałem kroki na pomoście.
– Baśka?! – wytrzeszczałem oczy, przekonany, że mam jakieś halucynacje.
– Musiałam tu przyjechać – powiedziała.
– Zabrałaś w nasze miejsce swojego nowego chłopaka?! – najeżyłem się.
– Nie, sama przyjechałam – odparła. – Pomyślałam, że muszę tu chwilę pobyć przed wakacjami. Żeby sobie wszystko przemyśleć, przekonać się, czego naprawdę chcę. Żeby w razie czego jeszcze przed lipcem do ciebie zadzwonić…

Tamten majowy wieczór był dosyć chłodny, ale naprawdę piękny. Zwłaszcza po tym, co usłyszałem. Baśka powiedziała, że Michał był pomyłką. Nie jest pewna, czy to ja jestem tym jedynym. Jednak właśnie chciałaby się o tym przekonać. Zarezerwowałem ten domek znowu. I już nie mogę się doczekać lipca. Mam nadzieję, że moja ukochana w końcu się zdecyduje i będziemy znowu szczęśliwi.

Więcej prawdziwych historii:

Redakcja poleca

REKLAMA