Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: madzia263 2007-06-14 22:09
To było rok temu w lutym....Zawsze chciałam mieć czerwony telefon.W końcu znalazłam idealny maleńki i kobiecy samsung :) Byłam nim wręcz oczarowana. Potem nadeszły wakacje, wyjechałam na dwa miesiące nad morze do pracy....Pewnego dnia wybraliśmy się ze znajomymi na dłuższy spacer, telefon miałam w torebce. Lecz po pewnym czasie wymieniałam się sms-ami ze znajomym i włożyłam go do kieszeni spódniczki....Brzydzę się glonów, a koledzy wykorzystali to i obrzucali mnie nimi, a więc ja panikowałam.W pewnym momencie w akcie desperacji weszłam dowody, zapominając przy tym, iż telefon mam w kieszeni. Zorientowałam się dopiero jak już cały się zalał.Potem nawet suszenie suszarką nie poskutkowało ot taki był żywot krótki mojego telefonu...Choć nadal istnieje, gdyż służy jako zabawka dla mojego bratanka :)
napisał/a: Scols 2007-06-14 22:51
Moj historia dotycząca pierwszego telefonu jest dość pechowa.
Historia wydarzyła sie prawie rok temu. Poszedłem do ERY wybrać sobie telefon na abonament. Wybierałem go prawie godzinę rozpatrując wszystkie za i przeciw. Wkońcu zdecydowałem sie na pięknego SONY ERICSONA. Oczywiscię podpisałem umowę na abonament za 40zł miesiecznie, zapłaciłem 99zł za telefon (cena promocyjna). No i wyszedłem z bananem na ustach. Poszedłem na przystanek autobusowy. A ze z reguły na przystankach jest nudno to wyciągnełem swoj nowy piękny telefonik i zaczełem klikac. Aktywacji numeru jeszcze nie było, nie mogłem wiec za duzo zrobic. Podjechał autobus, no to telefonik do kieszonki, reklamówka ery z kartonikiem wypełnionym ładowarką w rękę i heja prędko do autobusu. W autobusie ścisk , ludzie jeden na drugim. Dojechałem ! Prędko do domku. Już w samych drzwiach zostałem zaatakowany przez siostre. "pokaz pokaz co wybrałeś, pewnie jakiś szajs" No i co teraz? Ja do kieszonki a telefoniku niema. Zgupiałem. Siostra dalej głupie teksty " no pokaż wkoncu a nie se jaja robisz" a mi ciśnienie rośnie i łzy rozsadzaja oczy. Sprawdzam pudełko z reklamówki , a tam sama ładowarka.
No i tak sie nacieszyłem tym sonym ericsonem. Pewnie jakis kieszonkowiec autobusowy cieszy sie do dzisiaj z tego polowania. Polska to jednak dziki kraj, z wieloma dzikimi osobnikami :)
Na pocieszenie siostra dała mi swoja starą "cegłe" której nie moge nawet do kieszeni schowac bo ma antenke na 3cale :) No ale dobre i to abonament i tak musze jeszcze rok płacic i tak .

Pozdrawiam
SCOLS
napisał/a: serfeuszka 2007-06-14 23:40
Mając niecałe 18lat,a było to 9 lat temu.. usłyszałam w lokalnym radiu pytanie konkursowe,nagroda-telefon.Nie zastanawiając się ani chwili złapałam za słuchawkę i tyrkam do radiostacji..Linia wolna!Po chwili byłam już na antenie i musiałam odpowiedzieć na 3 pytania.Gładko poszło i ....wygrałam!Poza anteną usłyszalam głos prowadzącego,iż mam się zgłosić po odbiór tu i tu,o tej i o tej;) Długo nie mogłam wytrzymać i już następnego dnia "poprułam" po nagrodę.Ku mojemu zdziwieniu-na miejscu otrzymałam plakietkę,z którą trzeba się zgłosić do sponsora(sklep firmowy).Pojechałam pod wskazany adres,a tam "oświecono mnie",iż telefon jest na abonament,ja go nie dostanę,bo zaświadczenie o zatrudnieniu potrzebne(człowiek się uczył jeszcze).Wkurzona wparowałam do domu i powiedziałam mamie,co jest grane.Po długich błaganiach wzięła papierzyska,dokumenty i pojechała po telefon ze mną.Podpisała umowę,zapłaciła symboliczne 1 zł i mogłam się cieszyć w końcu moją pierwszą w zyciu komórką-o ile pamiętam był to Panasonic GD20(czy jakoś tak :) ).A,że abonament i kosztów zbytnio nie pilnowałam,trochę się do zapłaty uzbierało.Obiecałam mamie,że zmieszczę się miesięcznie w 50zł..Słowa nie dotrzymałam i mamuś mi fona skonfiskowała :mad: dodając,że nie będzie co miesiąc z zamkniętymi oczami po rachunek za tel do skrzynki chodzić. Pozdrawiam!
napisał/a: assam 2007-06-15 00:10
hej:) , moja historia miła miejsce gdy chodziłam do liceum. Główny wątek historii miał miejsce w ubikacji :) , hihi, poszłam do ubikacji "za potrzebą", ale na śmierć zapomniałam, że w tylnej kieszeni moich spodni MAM TELEFON!! Gdy zaczęłam sciągać spodnie telefon wypadł mi z kieszeni prostu do sedesuuuuu :p , a ja z ściągniętymi "gaciami", (spodniami) stałam jak wryta i parzyłam jak pływa w otchłani ubikacji. Po chwili zastanowienia włożyłam rękę do sedesu i uratowałam mój telefonik przed "falą" :p !!!!! hehe. Na szczęście tego dnia jechaliśmy na basen i właśnie tam wysuszyłam telefon suszarką, (działa do dzisiaj, ale niestety to już grat!!!)
napisał/a: Adoom 2007-06-15 01:34
Moja historia z telefonem miała miejsce w Poznanskim ZOO.
Wtedy gdy,podszedłem z bratanicą(ma 2 latka) do hipopotama żeby pokazać Jej jaką ma duzą paszczę (telefon miałem w kieszonce górnej koszulce) na chylając sie wypadła mi nokia 6020 w prosto w paszczę hipcia i na dodatek jeszcze ktos dzwonił ,ale ubaw miała moja bratanica gorzej było ze mna wsciekły troszkę byłem. Dziwne że zwierze sie nie przestraszyło tylko ze złosci jak by atakował mój biedny telefon pożarł go. To cała moja historia telefonu nowego!
napisał/a: kaja240 2007-06-15 08:16
Prawdę powiedziawszy to ta historia przytrafiłą się mojemu tacie. Jak co tydzień pojechał nad jezioro odpocząć i połowić ryby. Telefon zawsze ma przy sobie....więc umieścił go w górnej kieszeni swojej kurtki, gdy nachylał się telefon wpadł do wody i całkowicie się zamoczył. Po powrocie do domu, tato powiedział, iż telefon wpadł do wody i chyba już nie da rady go uratować. Postanowiliśmy użyć suszarki. Pomysł okazał się trafny, gdyż telefon zaczął działać. Telefon mojego taty jest chyba niezniszczalny:) Ma go już ponad 5 lat i wciąż chodzi bez zarzutu. Co nie oznacza, iż przydałby się nowy Samsung F300 :) :D
napisał/a: bartosinka 2007-06-15 09:20
Wszystko zaczęło się w grudniu 2002 roku..
Dostałam wiadomość na czacie w telefonie komórkowym..
Napisał On.. zaczęliśmy rozmawiać skąd jesteśmy.. okazało się, że mieszkamy w dwóch różnych częściach Polski.. i dzieli nas 360km.. ale bardzo dobrze się rozumieliśmy.. z założenia ustaliliśmy.. że będziemy przyjaciółmi.. nawet bez słów się rozumieliśmy.. wszystko toczyło się bardzo szybko.. pisaliśmy ciągle do siebie.. non stop z telefonem w ręku.. po pierwszym miesiącu wysłaliśmy do siebie ponad 1000 wiadomości; całe noce przegadaliśmy całe dnie.. spaliśmy z telefonami przy poduszkach..Wiecie jak to jest jak chcesz pochłaniać wiadomości o drugiej osobie.. nas poprostu ciągnęło do siebie..każdą sekunde chcieliśmy poświęcić na poznanie siebie..było to ważniejsze niż obolałe opuchnięte opuszki od pisania smsków.. a 14 lutego jak wiadomo w dzień Walentego powiedzieliśmy sobie KOCHAM.. oczywiście na początku w ogóle się nie zastanawialiśmy jak to będzie.. przecież nawet nie wiedzieliśmy jak wyglądamy.. ale wiedzieliśmy, że spotkało nas coś wyjątkowego.. byliśmy od siebie tak daleko.. a byliśmy siebie w zupełności pewni.. nie było zazdrości.. nie było podejrzeń.. była miłość.. i motyle w brzuchu.. przy każdej otrzymywanej wiadomości.. wiedzieliśmy jedno.. MUSIMY BYĆ RAZEM..
On przyjechał do mnie w kwietniu.. było nasze pierwsze spotkanie; od razu rzuciliśmy się w swoje ramiona.. nikt nie wierzył, że nam się uda.. nikt nie dawał nam szans.. a my wiedzieliśmy, że i tak będziemy razem.. spotykaliśmy się mniej więcej co dwa trzy tygodnie.. a nawet co miesiąc.. postanowiłam się wyprowadzić z mojego miasta.. i przenieść do niego.. gdzie zaczęłam studiować.. zamieszkaliśmy od października razem.. i jesteśmy już prawie 4,5 roku razem.. w dzień Św. Walentego będzie nasza 5 rocznica.. a 3 pazdziernika 4 lata jak mieszkamy razem..; Jesteśmy szczęśliwi.. i ciągle zakochani.. i każdego dnia nie możemy się sobą nacieszyć ! I dzięki temu co nas spotkało.. wiemy, że prawdziwa miłość istnieje.. i że druga połówka na każdego gdzieś czeka.. nawet na drugim końcu Polski.. a nawet świata.. trzeba być cierpliwym.. i nawet nie wiadomo kiedy.. a sama zapuka do twoich drzwi.. telefonu.. bądź komputera… Ja moge tylko dziękować, że technika poszła tak do przodu, że mamy dostęp do internetu, do telefonów komórkowych, komputerów... bo dzięki temu postępowi mogłam znaleść swoją drugą połówkę.. kocham i jestem kochana i najszczęśliwsza na świecie.. kiedy każdego dnia są mi okazywane uczucia.. kiedy każdego dnia czuje i wiem, że jestem najważniejszą osobą na świecie.. najważniejszą dla niego... on dla mnie.. :)
napisał/a: MLena16 2007-06-15 09:32
To była dosyć śmieszna historia.
Zawsze noszę przy sobie torebki: nie ważne czy duża czy mała. Po prostu je mam. No i któregoś pięknego dnia zadzwonił do mnie pewien chłopak i zapytał się czy pójdę z nim na spacer... Ja się zgodziłam i cała szczęśliwa zaczęłam się szykować. Ubrałam się po prostu świetnie ale był jeden problem... żadna torebka mi nie pasowała. No to telefon schowałam .. do stanika na środku, ponieważ byłam pewna że nikt nie zadzwoni.
On przyszedł po mnie i poszliśmy na na prawdę ruchliwe miejsce.. i kiedy on miał mnie pocałować to.. no cóż. Zaczał dzwonić telefon. Jednym słowem to wyglądało mniej więcej tak:
Zaczęły dochodzić dosyć głośne wibracje i piosenka Beyonce a co najgorsze... widać było skąd tp wszystko dochodzi, ponieważ miała wtedy jeszcze telefon Nokie 3220, czyli że po bokach świeciło mi się wszystko.. To był wielki wstyd.. ale do dziś się z tego śmieję.
napisał/a: guga 2007-06-15 09:54
Moja historia jest nietypowa, ponieważ dotyczy braku telefonu i życzliwości innych ludzi. Wraz z przyjaciółmi wybraliśmy się na wakacje na kilkudniowy wypoczynek do domku wczasowego polozonego nad Tanwią w przepięknym Roztoczu. Domek stał w środku lasu. Wokół nas była woda, las i świeże powietrze. Po okolicy rozchodziła się muzyka puszczana przez biwakowiczów, do najbliższego miasteczka było kilka kilometrów a najbiższy sklep położony na skarpie zaledwie kilkaset metrów. Pod skarpę chodziliśmy prawie codziennie, spotykaliśmy się z bardzo ciekawymi ludźmi, leżeliśmy na trawie, piliśmy piwko i moczyliśmy nogi w lodowatej wodzie Tanwi. Gdy został nam tylko jeden dzień pobytu zrobiło nam się jakoś smutno, że musimy już opuścic ten piękny zakątek. Postanowiliśmy skontaktować się z rodzicami by przedłużyli nam pobyt jeszcze o kilka dni, bo oczywiście administrator tego domku był oddalony od nas o jakies 20 kilometrow a my zostaliśmy bez auta no i oczywiście żadne z nas nie wzieło telefonu, bo po co wakcje psuć sobie ciągłym dzwonieniem telefonu a zresztą w domku i tak nie było zasięgu. To był wielki błąd. Razem z koleżanką postanowiłyśmy, że pojdziemy do miasteczka do budki bo nie widzialysmy innego wyjscia. Podczas drogi pytałysmy się przechodzących tamtędy ludzi, czy mają komórkę i czy pozwolą nam z niej skorzystac. Wszyscy chetnie się zgadzali no ale oczywiscie nie bylo zasiegu, wiec szlysmy dalej. Spotkalysmy pare na rowerach, ktora z checia nam pomogla, szlismy tak razem az zlapalismy zasieg. Zadzwonilysmy do domu no i udało się!!! Wakacje przedłużone o kilka dni !!!! Para była tak miła że nie chciała od nas pieniedzy za polaczenie. Bylismy im bardzo wdzieczni za uzyczenie telefonu. Od tamtej pory zawsze telefony mamy ze soba zeby nie musiec prosic kogos o jego użyczenie. Ten dzień wspominam bardzo mile a najbardziej w tym wszystkim zaskoczyla mnie chec pomocy innych ludzi, widac nie wszyscy są bezduszni :)
napisał/a: szczesciara10 2007-06-15 11:22
Hmm…. Przygoda z telefonem? Najzabawniejsza przytrafiła mi się jakiś czas temu. Właśnie pokłóciłam się z moim chłopakiem. Zawsze był zazdrosny, ale tym razem przekroczył wszelkie granice. Postanowiłam dać mu nauczkę. Okazja trafiła się przypadkiem i to wcześniej niż myślałam. Wybrałam się z koleżanką do naszej ulubionej knajpki. Zamówiłyśmy sok i zaczęłyśmy takie babskie pogaduchy. Kątem oka zauważyłam, że do lokalu wchodzi mój ex z kolegami. Nagle wpadł mi do głowy diabelski pomysł. Powiedziałam Beacie, żeby wyszła do toalety i puściła mi dłuższą strzałkę, tak, że niby ktoś dzwoni. I tak się stało. Udałam, że odbieram przystojniakiem rozmawiam z przystojniakiem równoległej klasy. Oczywiście głośno, żeby Łukasz nie miał wątpliwości. Pomyślałam: „a masz za swoje”. I nagle wprost do mojego ucha rozległ się dźwięk telefonu. Wystraszyłam się tak, że aparat wypadł mi z ręki i wylądował prosto w szklance z sokiem. Ogłuszona dźwiękiem odwróciłam głowę, a za mną rozbawiony stał mój ex. To była jego sprawka. Tak o to straciłam swój telefon, ale odzyskałam chłopaka. Ale na brak telefonu skazana jestem do dziś…
napisał/a: MARJANKA1 2007-06-15 12:28
napisal(a):

Na początku chciałabym zaznaczyć , że mój telefon jest ulubiona zabawką mojego młodszego brata, gra sobie na nim w różne gierki , ściąga mi dzwonki i tapetki. Po jego zabawie jest w nim wszystko poprzestawiane. A teraz do rzeczy :Moja przygoda z telefonem przytrafiła mi się niestety w kościele. Zawsze staram się mieć wyłączony telefon w miejscach , gdzie korzystanie z telefonu jest niegrzeczne, niekulturalne i niedozwolone. Jednak raz ! Sama nie wiem jak to się stało, że tego nie zrobiłam. Niedzielna msza, moment w którym idę do komunii świętej , cisza idę skupiona z rączkami złożonymi jak aniołek jestem już może druga lub trzecia. Aż tu nagle!!! Z mojej torebki przerażające MU ! MU ! MU ! MU ! tak okropnego wycia krowy chyba nigdy jeszcze nie słyszałam i reszta kościoła chyba też! Ja z tą torebką zwiewam prawie od ołtarza, ludzie i ksiądz się patrzą a to dalej MU ! MU! MU! przestał na szczęście zanim wybiegłam z kościoła. Było mi tak głupio, że ze wstydu już nie weszłam do z powrotem do kościoła. Czułam się jak ta krowa ! Dostałam taką nauczkę chyba na całe życie – teraz nie daję telefonu nikomu i pamiętam o wyłączeniu. Po tym incydencie za tydzień na drzwiach wejściowych do kościoła zawisła kartka z przekreślonym telefonem - narozrabiałam na całą parafię , czerwienię się ze wstydu nawet teraz, gdy to piszę!!!
napisał/a: keity 2007-06-15 13:47
Moją najciekawszą historię z telefonem wspominam do dzisiaj. Był piękny jesienny dzień, słoneczko świeciło i podkreślało kolory liści które pospadały z drzew. Wracałam ze szkoły troszkę smutna, nie zbyt dobrze poszło mi w szkole. Kiedy tak wracałam przez park niechcący coś kopnęłam... podniosłam owy przedmiot. Był to telefon komórkowy, w niezłym stanie lecz bateria rozładowała się najwidoczniej z zimna. Miałam identyczny telefon więc podładowałam go w domu i włączyłam bo dowiedziec się czegoś więcej o osobie która go zgubiła. Wyszukałam numeru telefon w ksiązce i znalazlam kontakt "DOM". Bez chwili zastanowienia zadzowniłam i usłyszałam po drugiej stronie bardzo miły glos mężczyzny. Wytłumaczyłam gdzie znalazłam telefon i umówiliśmy się na kawe w celu oddania zguby. I Jaki był dalszy ciąg wydarzen? Spotkałam się jeszcze tego samego dnia z właścicielem telefonu i zamarłam z wrażenia. Wysoki, przystojny, brunet o niebieskich oczach, umięśniony... ideał faceta. Jemu chyba tez przypadłam go gustu :) Spędzilismy 6 godzin na rozmowie , było bardzo miło i sympatycznie. Poszliśmy na długi spacer do parku w którym znalazłam telefon i Paweł ( tak ma na imię mój narzyczony) spytał mnie czy zechciałabym zostac jego dziewczyną... Byłam szczęsliwa!! W sumie nie znałam Pawła długo bo jakies 6 godzin a rozmawialiśmy tak jakbyśmy się znali od małego. Jestesmy do dzisiaj szczęsliwą parą. Gdyby nie Telefon nigdyby byśmy się zapewne nie spotkali. I własnie temu małemu urządzeniu zawdzięczam wszystko co teraz mam. Pawła, którego kocham i fakt że za pół roku odbędzie się nasz, od długa wyczekiwany ślub.