Tragedia w Niemczech

„Nie znacie dnia ani godziny”. Ten smutny cytat nabrał nowego znaczenia w niedzielny poranek, 26 września. To właśnie wtedy, na niemieckiej autostradzie, na odcinku między Rangsdorf i Schoenefeld, w polski autokar uderzył samochód wjeżdżający na autostradę.
/ 27.09.2010 11:54

„Nie znacie dnia ani godziny”. Ten smutny cytat nabrał nowego znaczenia w niedzielny poranek, 26 września. To właśnie wtedy, na niemieckiej autostradzie, na odcinku między Rangsdorf i Schoenefeld, w polski autokar uderzył samochód wjeżdżający na autostradę.

Włączająca się do ruchu kobieta, straciła panowanie nad swoim samochodem. Uderzyła w autokar. Chcąc za wszelką cenę uniknąć dodatkowych zniszczeń, kierowca autokaru próbował jeszcze odbić na bok. Nie dał rady, co więcej, z impetem adekwatnym do dużej prędkości, uderzył w filar wiaduktu.

Niemalże od razu wiadomo było, że to nie banalny wypadek. Media relacjonowały dramatyczną sytuację, mówiąc o całkowicie zmiażdżonym boku autokaru. Co chwila zmieniała się liczba ofiar śmiertelnych. Dziewięć. Jedenaście. Dwanaście. Kiedy powstaje ten tekst, wiadomo już, że trzynasta osoba zmarła w szpitalu na skutek ciężkich obrażeń. Do rana może ich być znacznie więcej.

Chwała mediom, za uszanowanie prawa do prywatności i nie podawanie imion zmarłych. Pierwsze powinny dowiedzieć się rodziny. To przecież dla nich ten dzień będzie prawdziwą tragedią. To co miało być przyjemnym, ciekawym wyjazdem, w drodze do domu przemieniło się w koszmar. Służby ratownicze, które jako pierwsze dotarły na miejsce wypadku, mówiły o koszmarnych widokach, zmiażdżonych ciałach, masakrze. Ktoś powiedział, że po takich widokach nawet ratownicy będą potrzebowali pomocy psychologa. Na miejsce poleciał premier Tusk i minister Kopacz. Pospiesznie zorganizowano powrót dla mniej rannych.

A myśleliśmy, że już wyczerpaliśmy limit na tragedie. Co najmniej na kilka dobrych lat. Tymczasem, los znowu doświadczył boleśnie całkiem niewinnych ludzi, zabierając kolejnym rodzinom mężów, żony i dzieci. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że wypadek w Niemczech nie zostanie użyty jako oręż w walce wyborczej. W czasie trwającej kampanii w końcu wszystkie chwyty są dozwolone. Tylko czy jest na to szansa? Można apelować do polityków. Zostawcie umarłych. To tragedia tych, którzy dzisiaj płaczą za swoimi bliskimi. Będą płakać jeszcze długo. Nie powtarzajmy błędów. Uszanujmy ich ból i zostawmy ich w spokoju. Podziękujmy za to, że nasi bliscy uniknęli strasznego losu. I Śpieszcie się kochać ludzi...tak szybko odchodzą.

P.S. Kampania jednak trwa. Euro poseł PiS Janusz Wojciechowski już skomentował wyjazd do Niemczech premiera i minister zdrowia. „To dobrze, że premier przejmuje się katastrofą, choć nie jestem pewien, czy jego obecność będzie pomocą, czy raczej przeszkodą dla służb ratowniczych i medycznych. Nie wiadomo, czy się zajmować ofiarami wypadku, czy premierem i jego świtą. Nie przypisuje złych intencji, ale też nie widzę wielkiego sensu takiego pokazowego wyjazdu.”
Wstyd Panie Wojciechowski. Lepiej pomilczeć. Z szacunkiem.

Redakcja poleca

REKLAMA