Spojrzenie

Nieskładnie wirując, żółtobrązowy liść klonu opadł na szarą płytę marmuru. Ledwie tylko dotknął kamienia, niecierpliwa ręka w czarnej, skórzanej rękawiczce zmiotła go na ziemię.
/ 28.10.2008 11:55
Nieskładnie wirując, żółtobrązowy liść klonu opadł na szarą płytę marmuru. Ledwie tylko dotknął kamienia, niecierpliwa ręka w czarnej, skórzanej rękawiczce zmiotła go na ziemię.

- Popatrz, ile tutaj już liści – rozległ się gderliwy i wcale nie przyciszony głos. - Czy naprawdę nikt o ten grób nie potrafi zadbać? Czy ja sama muszę tutaj wszystko robić?
Kobieta w wieku lat około trzydziestu, w kożuszku z jasnym, gęstym futerkiem na kołnierzu i mankietach, pochyliła się z widocznym grymasem nad płytą grobu, zgarniając kilka kolejnych liści. Długie, jasne włosy, skręcające się w fantazyjne loki uciekały spod puchatej czapki, dotykając mokrego i zimnego kamienia.
- Popatrz, pewnie tutaj ciotka była – kobieta zwróciła się do stojącego obok dziecka. - Może i trochę sprzątała, ale jak zawsze niezbyt się do tego przykładała. Los mnie pokarał leniwą siostrą, wszystko za nią trzeba robić... No co tak stoisz? Podaj mi znicze!Spojrzenie
Niecierpliwym gestem wyszarpnęła z małych dłoni olbrzymią zgrzewkę zawierającą sześć wysokich lampek. Wykonane z czerwonego szkła, z czarnymi podstawkami, rzeźbionymi jasnymi krzyżami i ozdobną, osłaniającą od wiatru nakładką. Przed wejściem na cmentarz sprzedawano takie po dwadzieścia złotych za sztukę. Podobno paliły się przez osiem godzin bez przerwy.
- Ciotka postawiła trzy znicze... - mówiła dalej, ni to do siebie, ni to do dziecka. - Trzy! Żeby pokazać, jak to ona dba i pamięta. Phi! Raz na rok sobie przypomni. A jak mama chorowała to ja biegałam ciągle do szpitala, bo ona nie mogła. Bo dziecko małe w domu ma! Tak jakby nie można było zostawić z kimś na kilka godzin. Zawsze tylko wymówek szukała... My postawimy sześć!
Kilka zwęglonych zapałek wylądowało jedna po drugiej na ziemię, w miarę, jak rozświetlały się kolejne znicze. Drewienka zostały wdeptane w błotnistą ziemię obcasem skórzanego, czarnego, markowego kozaczka.
- Jeszcze tylko kwiaty – mamrotała nadal, spoglądając na przyniesione ze sobą wieńce. - Ten pójdzie na grób dziadka, tutaj damy... - przerwała na chwilę, spoglądając na kwiaty leżące przy zapalonych już zniczach - ...ten! Jest większy. Od razu będzie widać, komu bardziej zależy... No, to już chyba wszystko! Chodź, mamy jeszcze trzy groby do zaliczenia. Nie stój tak! Pospiesz się!
Drobne, szybkie kroki mlaskająco zaczęły się oddalać. Szczupła, może dziesięcioletnia dziewczynka, o krótkich, czarnych włosach i przenikliwie zielonych oczach stała nadal wpatrzona w napisy na pomniku. Drobna, lekko drżąca od zimna dłoń wsunęła się do ciepłej kieszeni czerwonej, puchatej kurteczki. Wyciągnęła z jej zakamarków malutki znicz - kupiony dzień wcześniej za dwa złote, zamiast drożdżówki w szkole. Króciutki knot został odpalony od wysokiego płomienia jednej z olbrzymich lampek. Małe dłonie troskliwie umieściły znicz pomiędzy dwoma gigantycznymi wiązankami kwiatów, gdzie migotliwy płomyk osłonięty był przez podmuchami wiatru.
- Tęsknię za tobą, babciu – szepnęło dziecko...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA