"Spacer po szczęście" - Polki.pl recenzują

Pies lekiem na każde zło? Coraz bardziej zaczynam w to wierzyć. W Longhampton nie tylko Rachel wymagała terapii. Również Juliet jej potrzebuje. Lucy Dillon i do niej wyciągnęła pomocną dłoń. W efekcie tego otrzymaliśmy kolejną wypełnioną radosnym szczekaniem powieść, od której nie sposób oderwać wzroku!
/ 01.11.2011 07:45

Pies lekiem na każde zło? Coraz bardziej zaczynam w to wierzyć. W Longhampton nie tylko Rachel wymagała terapii. Również Juliet jej potrzebuje. Lucy Dillon i do niej wyciągnęła pomocną dłoń.  W efekcie tego otrzymaliśmy kolejną wypełnioną radosnym szczekaniem powieść, od której nie sposób oderwać wzroku!

Juliet nie mogąc pogodzić się z nagłą śmiercią męża, chowa się przed życiem. Całe dnie spędza na kanapie w niewykończonym salonie oglądając telewizję i zajadając się przy tym Kit Katami. Mintona, małego terriera, wyprowadza na spacer raz dziennie, pod osłoną nocy, w drodze do Tesco. Nie jest gotowa wrócić do pracy. Nie jest pewna, czy kiedykolwiek uda się jej pogodzić z odejściem Bena. Na pomoc przychodzą jej nie tylko matka, dzięki której Juliet staje się wkrótce opiekunką zamieszkujących Longhampton zwierząt, lecz także zwariowana rodzina Kellych wraz z mieszkającym u nich Lorcanem, sąsiedzi, których Juliet nie miała okazji do tej pory poznać...

Lucy Dillon rozwinęła skrzydła, nabrała lekkości. Autorka wzięła pod lupę nie tylko życie Juliet, lecz także jej bliskich. Z jednej strony obserwujemy jak Juliet małymi krokami wykluwa się ze skorupy strachu, bólu i zobojętnienia. W czym pomagają jej oczywiście psiaki. Z drugiej - uczestniczymy w życiu jej starszej siostry, Louise, kobiety tylko z pozoru idealnej - w gruncie rzeczy samotnej, pragnącej być dla swojego męża kimś więcej niż tylko matką ich dziecka.

"Spacer po szczęście" czyta się zdecydowanie lepiej od inaugurującej ten cykl powieści "Psy, Rachel i cała reszta" (coś mi mówi, że Rachel i Juliet to nie jedyne osoby wymagające psiego wsparcia). Przede wszystkim więcej tu humoru (monologi głównej bohaterki bywają naprawdę dowcipne), więcej charyzmatycznych postaci i przezabawnych sytuacji. Rodzina Kellych czy lubieżny jamnik Hector? Proszę bardzo! Wybierzcie sami! Ja umywam ręce. Bo każdy bohater tej książki, czy to człowiek czy pies, wzbogaca ją o takie fajne "coś". Powieść niesie dość uniwersalne przesłanie. Nigdy nie mów nigdy. Żyj chwilą. W końcu nigdy nie wiadomo, co się za chwilę stanie. To naprawdę lekka i przyjemna lektura w sam raz na jesienną chandrę. Polecam!