Między życiem, a błękitem ... - odcinek IX

Od rana Iga zajęta była pracą, a cały pokój zaścielały kartki, mniejsze większe, jakieś projekty zestawienia. A w samym środku tego Iga pochylona nad klawiaturą swojego ukochanego laptopa, wystukująca znaki literowe z prędkością maszyny drukarskiej. Trzecia, jeszcze nie do końca dopita kawa na stoliku obok wchodzi w skład zestawu obowiązkowego kiedy Iga pracuje.
/ 11.04.2010 02:07
Od rana Iga zajęta była pracą, a cały pokój zaścielały kartki, mniejsze większe, jakieś projekty zestawienia. A w samym środku tego Iga pochylona nad klawiaturą swojego ukochanego laptopa, wystukująca znaki literowe z prędkością maszyny drukarskiej. Trzecia, jeszcze nie do końca dopita kawa na stoliku obok wchodzi w skład zestawu obowiązkowego kiedy Iga pracuje.

W zasadzie od przyszłego tygodnia będzie już jeździć normalnie do pracy do wydawnictwa. Te prace domowe już jej się trochę znudziły. A przede wszystkim brakowało jej ludzi z wydawnictwa, zwłaszcza, że Iga nie była typem samotnika.

Między życiem, a błękitem ... - odcinek IX

No dobrze, chwila przerwy na odświeżenie szarych komórek będzie zbawienna również dla jej zmęczonych oczu i wygiętego w pałąk nad laptopem kręgosłupa. Iga wstała i przeciągnęła się leniwie jak kot po zejściu z ciepłego pieca. Podeszła do okna. „Okna”- zabrzmi to trochę śmiesznie, ale od czasu wypadku stały się dla niej bardzo ważne. Przez ostatnie długie miesiące jej zdolność do spacerów ulicami miasta czy parku była zdecydowanie mocno ograniczona, tak więc wyglądaniem przez okno lub siedzeniem latem na balkonie usiłowała zrekompensować sobie niedobór pieszych wędrówek, w trakcie których człowiek nabywa niezbędnej wiedzy o życiu pozostałej części swego gatunku, a poza tym relaksuje się, odpoczywa i generalnie czuje, że żyje.

Spojrzała na przeciwległą stronę ulicy. Tam zaczynał się już park. A dokładnie po drugiej stronie parku ścielił się pas budynków ulicy Szarej, tej samej na której lata swojego dzieciństwa spędziła Iga.

Ze swojego okna była w stanie podziwiać czubki mniejszych drzew i wnętrze rozrosłych koron tych trochę mniejszych. Agata żartowała, że można stamtąd zaglądać ptasim mieszkańcom parku do gniazd. Iga spojrzała na wejście do parku, gdzie tuż za ogromną kutą, żelazną bramą zaczynała się szeroka parkowa aleja, po której obu stronach rosły olbrzymie platany z plamiastymi pniami.

Właśnie w tym momencie Iga dostrzegła drobną postać w przykrótkim kraciastym płaszczu szybkim krokiem kierująca się ku kamienicy, w której mieszkała Iga. Zanim weszła do bramy pod numerem 56 spojrzała spod trochę przydużej futrzanej czapy do góry i pomachała ręką spoglądając wprost w okna Igi. To ciotka Laura! Miała przyjechać wczoraj, ale Staś się dostał gorączki, wzywali lekarza i ciocia została na noc w Ciepłym Domu aby pomóc Pani Halince, która miała akurat nocną zmianę. Ciocia przeżywała nawet najmniejsze przeziębienie każdego z dzieci jak prawdziwa troskliwa mama. Zresztą pozostałe opiekunki i wychowawczynie z Konstancina były naprawdę pełne ciepła i troski o swoich podopiecznych. Nikt kto tam pracował nie traktował tego jak zawód, profesja, ale jak powołanie i normalne życie, tak aby dzieci miały choćby namiastkę rodzinnego ciepła.

Ciotka Laura już od wejścia krzyczała na Igę, że powinna cieplej się ubrać i nie pić tyle kawy, a tak w ogóle to miała przyjechać dopiero wieczorem, ale na wieczór umówiła się z tym swoim byłym wychowankiem w sprawie prezentów świątecznych dla dzieci na Gwiazdkę.

Przez kolejne dwie godziny maltretowała Igę opowieściami o tym, jak fantastycznym chłopcem jest jej Jakub. To imię ostatnimi czasy jakoś dziwnie przylgnęło do jej życia, pomyślała Iga słuchając wywodów cioci Laury. Czy wszyscy mężczyźni na tym świecie mają na imię Adam albo Jakub? No, dobrze, dobrze, rozumiała ciociny zachwyt nad hojnym młodzieńcem, który poprzez swoją hojność i pomoc dla dzieci o podobnych losach jak jego własne, chciał pewnie spłacić dług wdzięczności wobec Ciepłego Domu i Pani Laury za wychowanie i miłość, której nigdy by nie doznał gdyby nie to czarodziejskie miejsce w konstancińskim lasku. Ulubieniec cioci ukończył studia ekonomiczne i ruszył na podbój świata. Dzięki świetnym wynikom i najlepszej pracy magisterskiej na całym Wydziale, został wyłowiony przez modnych teraz head hunterów i dostał atrakcyjny angaż w jednej z włoskich firm farmaceutycznych. Machina koncernu pochłonęła młodego zdolnego na tyle, że ani jemu nie zaświtała nigdy myśl o zmianie ani też sami zainteresowani nie planowali go „wykorzystać i wypluć,” ale wręcz przeciwnie awansować. Po kilku latach wspinaczki po kolejnych szczeblach drabiny zawodowej otrzymał stanowisko Dyrektora ds. Marketingu.

Jeszcze w trakcie studiów poznał Aleksandrę. Byli na tym samym roku. Aleksandra była typowym przykładem młodej, rozpieszczonej jedynaczki. Bogaci rodzice, spełniający każde życzenie córki oraz młody, przystojny i dobrze umocowany zawodowo mężczyzna – to był wymarzony świat Aleksandry i jej cel. Z opowieści ciotki Laury wynikało, że sprytna Ola wciągnęła biednego Jakuba w swoje domowe ognisko, malując przed nim idealny obraz rodziny i domu, w którym jest cała kochająca się rodzina, bez kłopotów i bez zmartwień, które przecież rozwiązują się same przy użyciu „czarodziejskich monet” taty. Jakub ku rozpaczy ciotki Laury uległ pokusom pięknej Oli i fatamorgany ciepłego rodzinnego domu.

Pewnie pociągnęło go złudne niestety wrażenie, że Aleksandra i jej rodzina to właśnie to, o czym marzył całe swoje życie od czasów śmierci jego rodziców. Początkiem tego roku Jakub miał się ożenić z piękną Aleksandrą, zaproszono rzesze zacnych gości, w tym ciocię Laurę, która sceptycznie zapatrywała się na szczęśliwą przyszłość swego ukochanego Jakuba z rzeczoną Olusią. Ciocia Laura wyczuwała takich interesownych i lekko „pustawych” osobników na odległość. Nie była przekonana o szczerości, a raczej była przekonana o nieszczerości uczuć Aleksandry do Jakuba, który zdaniem ciotki miał stanowić przystojny, wykształcony i dobrze uplasowany zawodowo dodatek do jej luksusowego życia.

Na szczęście, zdaniem ciotki Laury, nie doszło do tegoż małżeństwa, bo opatrzność czuwała nad biednym Jakubem i nie dopuściła do tragicznej pomyłki, jaką byłby według relacji cioci ten ślub. Ciociny ulubieniec zachował się zdaniem Igi jeszcze lepiej niż jej były osobisty narzeczony Adam B., odwołując ślub w przeddzień uroczystości.

Biała suknia została nietknięta w szafie, restauracja została ze sporym zapasem wykwintnego menu, a rozkoszna Aleksandra została ze swoim chytrym choć nie do końca dopracowanym jak widać planem na męża, którego niekoniecznie trzeba szczerze kochać, ale za to można się nim pochwalić jak kolejną kreacją od Gucciego.

Z obszernej relacji ciotki wynikało, że naiwny i dobroduszny Jakub poszedł po rozum do głowy. Iga nie była pewna czy czasem nie sprawiły tego może jakieś ciche sugestie samej ciotki Laury. Sama podejrzana twierdziła, że Jakub na wytłumaczenie tego, co zrobił opowiedział jej jakąś mało prawdopodobną jej zdaniem historyjkę o cudownym nagłym olśnieniu, którego miał doznać w dzień poprzedzający jego ożenek. Ponoć zrozumiał, że nie kocha Aleksandry i nie może oszukiwać ani jej ani siebie samego.

Coś za dużo w ostatnim czasie tych historii o odwołanych ślubach, czyżby jakaś epidemia? Odwołany ślub ciotki Laury sprzed trzydziestu lat, świeżo bo sprzed kilku miesięcy odwołany ślub i odwołana miłość Igi, no i teraz na deser opowieść o odwołanym ślubie tego całego ciocinego Jakubka. I o tyle ile historia niespełnionej miłości Laury wywołała u niej falę wzruszenia i ubolewania nad nieszczęśliwym losem młodej dziewczyny, albo historia jej miłości do Adama, który okazał się być draniem, to opowieść o odwołanym ślubie tego Jakuba z jakąś postrzeloną bogaczką wywołała w niej jakiś rodzaj złości.

Po pierwsze zaczęła być zazdrosna o tego uroczego młodzieńca tak hołubionego przez ciocię. Iga nigdy go nie poznała osobiście, chociaż wiedziała, że po opuszczeniu Ciepłego Domu dość często go odwiedzał. Ciocia od czasu do czasu chwaliła się tymi wizytami i przy tej okazji zawsze coś wspomniała o utalentowanym, mądrym i powalająco przystojnym Kubusiu, ale Iga puszczała te opowieści mimo uszu. A po drugie zżymała się na myśl o tym jak ciotka może użalać się nad kimś kto zabrnął tak daleko w związek z kobietą, której nie kochał, ale wydawało mu się, że może się z nią ożenić.

Przecież on nie różnił się niczym od tej lali, która traktowała go jak cenny nabytek rzeczowy do jej życiowej kolekcji. Ona szukała mężczyzny, który będzie pasował do jej życiowego „image.” On szukał tego, czego mu brakowało, domu i rodziny. Ale jego szlachetne pragnienia nie usprawiedliwiały zdaniem Igi tego w jaki sposób zamierzał to zdobyć. Żyć z kimś bez prawdziwej szalonej miłości, tylko dlatego, że jest piękny, bogaty i ma rodzinę? To jakiś absurd. Czy to możliwe żeby mogło nam się tylko zdawać, że kogoś kochamy? Jakie to ludzkie i małe… Czy naprawdę nigdy nie wiemy niczego na pewno? W życiu nie chodzi tylko o to aby mieć wszystko i być przyzwoitym.

Magdalena Ryglicka

Redakcja poleca

REKLAMA