"Ghostgirl. Zakochana zjawa" - We-Dwoje.pl recenzuje

Jeszcze nikt nigdy w tak przezabawny sposób nie opowiedział historii o szkolnej miłości. Opowieść jak każda inna powiecie. Niekoniecznie. Rzadko się zdarza, żeby główną bohaterką była sympatyczna zjawa.
/ 06.05.2010 07:41
Jeszcze nikt nigdy w tak przezabawny sposób nie opowiedział historii o szkolnej miłości. Opowieść jak każda inna powiecie. Niekoniecznie. Rzadko się zdarza, żeby główną bohaterką była sympatyczna zjawa.

Ten rok miał należeć do Charlotte Usher. Dziewczyna miała zostać cheerleaderką, miała wkupić się w łaski najpopularniejszej dziewczyny w szkole Petuli Kensington oraz jej świty, a także zdobyć serce największego szkolnego przystojniaka Damana Dylana. Niestety wspięcie się na sam szczyt szkolnej hierarchii pokrzyżował mały czerwony żelek w kształcie misia. Biedna Charlotte nie dość, że przeżyła upokorzenie umierając w tak błahy sposób, to jeszcze w jednej chwili w gruzach legły jej marzenia stania się popularną. Nikt jej nie opłakiwał, bo nikt nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia. Pojawił się nawet problem, by w nekrologu napisać chociaż parę słów o dziewczynie, która dla całej szkolnej społeczności była niewidzialna. Charlotte nie dała jednak za wygraną. Choć stała się duchem, w dalszym ciągu była zdeterminowana, by zatańczyć z Damanem podczas Balu Jesiennego i by go pocałować. Czy dopięła swego? Nie zdradzę wam. Tego musicie dowiedzieć się sami.

Nie będę ukrywać, że książka ta skierowana jest do młodszych odbiorców. Można powiedzieć, że to swego rodzaju nowy Harry Potter, na którego punkcie zwariowały nastolatki po obu stronach Oceanu. Jest bardzo dobrze napisana, kompletnie nieprzewidywalna i pełna zabawnych bohaterów zarówno tych żywych, jak i tych martwych posiadających naprawdę przerażające ksywki. Jedyną rzeczą, która nie spodobała mi się jest to, że Tonya Hurley dosyć stereotypowo podzieliła uczniów na popularnych i niepopularnych. Popularni to oczywiście sportowcy i cheerleaderki, czyli pławiące się w luksusach rozpieszczone dzieciaki pokroju Paris Hilton. Niepopularni to cała reszta. A ducha Charlotte mogła ujrzeć jedynie gotka. Bo przecież byłoby dziwne, gdyby piękna, blondowłosa cheerleaderka się z nim zaprzyjaźniła. Prawda? Jeżeli jednak ktoś namiętnie ogląda amerykańskie filmy, których akcja dzieje się w high schoolu, i lubi te klimaty, w przeciwieństwie do mnie nie zwróci na to najmniejszej uwagi i będzie delektować się powieścią o zjawie, której jedynym marzeniem jest spoczęcie w sławie.

Powrócę na chwilę do duchów. Otóż każda ze zjaw nosi ksywkę związaną z tym, w jakich okolicznościach zmarła, np.  Pam Flecik od tego, że umarła poprzez połknięcie fleta, przez co po śmierci wydobywa z siebie świszczące dźwięki. Podobnie jak w filmie o przygodach przyjaznego duszka Kacpra – zjawy te są zawieszone między niebem a ziemią dopóki nie załatwią swoich niedokończonych spraw. Do tego czasu uczęszczają na zajęcia do Zaświatowej Klasy, na których uczą się jak uporać się z własną śmiercią, przestać myśleć o poprzednim życiu i ruszyć dalej. I pomysł ten wydaje mi się naprawdę wspaniały. Świadczy o dużej wyobraźni autorki.

„Ghostgirl. Zakochana zjawa” to bardzo ciekawa pozycja na rynku wydawniczym. Myślę, że nie zawiedzie nikogo, kto po nią sięgnie. I choć jest to trochę nie na miejscu – w końcu oceniamy treść książki – muszę powiedzieć, że tym, co urzekło mnie najbardziej jest jej oprawa graficzna. Uwagę zwraca nie tylko rewelacyjna okładka, w której centrum znajduje się przezroczysta trumna przepasana różową szarfą z napisem „Spoczywaj w sławie” oraz znajdująca się w niej zjawa, lecz również środek książki. Każda strona zdobiona jest motywami roślinnymi w różowo-czarnych barwach. Na każdej stronie gotyckimi literami napisane jest Ghostgirl. I jakby tego było mało – po rozpoczęciu każdego rozdziału pojawia się jedna czarna strona na której spisano myśl przewodnią danego rozdziału. Książka jest naprawdę piękna i wpisuje się w klimat tej lekko gotyckiej opowieści o zjawie i jej niedokończonych ziemskich sprawach. Jeśli się wam nie spodoba, to przynajmniej ładnie będzie się prezentować na półce.

Anita Boharewicz

Redakcja poleca

REKLAMA