"Żona na niby" - We-Dwoje.pl recenzuje

Stały element 90% wszystkich tzw. komedii romantycznych Adam Sandler, po raz kolejny występuje w podobnej roli, ale tutaj – o dziwo – można z przyjemnością go obejrzeć. Przy tysiącu bezmózgich, całkowicie pozbawionych sensu filmach, ten jest wyjątkowo interesujący. Rewolucji oczywiście nie ma, ale uśmiechu i przyjemności całkiem sporo.
/ 28.04.2011 07:28

Stały element 90% wszystkich tzw. komedii romantycznych Adam Sandler, po raz kolejny występuje w podobnej roli, ale tutaj – o dziwo – można z przyjemnością go obejrzeć. Przy tysiącu bezmózgich, całkowicie pozbawionych sensu filmach, ten jest wyjątkowo interesujący. Rewolucji oczywiście nie ma, ale uśmiechu i przyjemności całkiem sporo.

Danny Maccabee (Sandler) miał złe doświadczenia z tzw. prawdziwą miłością. Kilka chwil przed ślubem, przyszła małżonka brutalnie rozwiała jego nadzieje na prawdziwą, wielką i bezinteresowną miłość. Do małżeństwa nie doszło, ale sam Danny odkrył idealny sposób na niezobowiązujące romanse. Historia złej żony, ciemiężącej męża robi furorę wśród młodszych, niezmiernie naiwnych kobiet. Kiedy jednak Danny poznaje Palmer, historia okazuje się być całkowicie nietrafiona. Palmer nie chce być tą trzecią, dlatego Danny zapewnia ją o rychłym rozwodzie. Ponieważ dziewczyna chce poznać żonę, Danny prosi o pomoc swoją asystentkę, przedstawia też jej dzieci jako wspólne. Kłamstwo prowadzi do kłamstwa, a jego kumulacja rozegra się w na bardzo malowniczej, hawajskiej wyspie.

Jaki będzie koniec wiadomo chyba po dziesiątej minucie filmu, co jednak zupełnie nie przeszkadza w oglądaniu całości. Jakoś to wszystko jest tak sprawnie napisane, tak sensownie zrobione, że przyjemność oglądania nie znika nawet na chwilę. Najwyraźniej oglądanie filmów, w których żarty nie urągają ludzkiej godności jest dzisiaj tak rzadkim doświadczeniem, że tym bardziej trzeba docenić te, które tego nie robią. A ten nie robi tego ani przez chwilę (no dobrze, może za wyjątkiem jednej sceny resuscytacji owcy). Wszystkie dialogi są wyważone, sensowne, miejscami autentycznie śmieszne, a aktorzy nie muszą się wstydzić, że je wygłaszają. Adam Sandler nie musi dokonywać akrobatycznych wyczynów, aby być zauważony, nie musi robić z siebie idioty ani udawać, że ma dwadzieścia lat niż w rzeczywistości. Jest autentycznie śmieszny. Także Jennifer Aniston jest wyjątkowo jak na nią autentyczna, w roli kobiety z przeszłością wypada po prostu wiarygodnie. Może najwyższy czas przestać grać młodziutkie podlotki.
Nie byłoby oczywiście tak interesujących postaci gdyby nie przyjemny, czysto rozrywkowy scenariusz, który daje nam możliwość obejrzenia lekkiej, autentycznie śmiesznej opowieści. Czasami wszystko jest mocno za długie, w gruncie rzeczy jednak całość jest tak orzeźwiająca, że filmem można się autentycznie rozkoszować. Bardzo przyjemna propozycja filmowa dla widza w każdym wieku.

Fot. FilmWeb

Redakcja poleca

REKLAMA