"Rytuał" - We-Dwoje.pl recenzuje

Nie było morza zupy z groszku, łażenia po ścianach i przekręcania głowy. Były typowe momenty straszaki, jak kot wyskakujący nagle z czeluści pokoju czy ręce próbujące z nienacka udusić potencjalnego kandydata na ofiarę. Był też Anthony Hopkins – jedyny powód, dla którego można zobaczyć ten film i po obejrzeniu nie mieć wyrzutów sumienia, że bezpowrotnie straciło się czas oraz pieniądze.
/ 04.04.2011 07:07

Nie było morza zupy z groszku, łażenia po ścianach i przekręcania głowy. Były typowe momenty straszaki, jak kot wyskakujący nagle z czeluści pokoju czy ręce próbujące z nienacka udusić potencjalnego kandydata na ofiarę. Był też Anthony Hopkins  – jedyny powód, dla którego można zobaczyć ten film i po obejrzeniu nie mieć wyrzutów sumienia, że bezpowrotnie straciło się czas oraz pieniądze.

Michael Kovak, aby nie przejąć schedy po ojcu, ucieka do seminarium duchownego, bo jak sam mówi, w jego rodzinie wszyscy prowadzą zakład pogrzebowy albo zostają księżmi, i ta druga opcja wydaje mu się zdecydowanie ciekawsza, zwłaszcza, że po skończeniu nauki nie zamierza przyjąć święceń, a opuścić mury seminarium i rozpocząć nowe życie z dala od kościoła. Plan spala na panewce, gdy po czwartym roku Michael zostaje wysłany do szkoły dla egzorcystów w Watykanie. Problem w tym, że nie wierząc w Boga, mężczyzna nie wierzy także w szatana, a co za tym idzie opętanie przez demona bierze za syndrom choroby psychicznej. W odzyskaniu wiary pomaga mu egzorcysta o nieortodoksyjnych metodach wypędzania Złego, ojciec Lucas, a także poniekąd sam szatan, którego wyjątkowo drażni fakt, że Michael śmie wątpić w jego istnienie...   

Jak przystało na filmy o egzorcystach i ten powstał na kanwie prawdziwych wydarzeń. Mikael Håfström z pomocą odpowiedzialnego za zdjęcia Bena Davisa („Hannibal. Po drugiej stronie maski”, „Kick-Ass”, „Gwiezdny pył”) oraz kompozytora Alexa Heffesa („Ostatni król Szkocji”, „Stan gry”) umiejętnie stworzył napięcie grozy, które niestety siadło w końcowych scenach, ustępując miejsca nadmiernemu patetyzmowi towarzyszącemu dość naiwnemu nawróceniu Kovaka. Fabuła wpadła w koleiny i nie podźwignął jej nawet Anthony Hopkins, który zdecydowanie bardziej przekonująco wypadł w pierwszej połowie filmu jako na poły egzorcysta, na poły szarlatan. Gdy jego ciało w posiadanie wziął diabeł aktor stracił rezon. Bardziej śmieszył niż przerażał. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nie on, obraz Håfströma można by nazwać marnością nad marnościami, a tak można mu postawić kilka gwiazdek. Nie mający obycia w filmowym świecie Colin O'Donoghue miał nie lada trudne zadanie występując u boku rewelacyjnego Hopkinsa. Jego gra była poniekąd beznamiętna, poniekąd idealnie oddawała zwątpienie, z którym zmagał się jego bohater. Choć uczeń nie prześcignął mistrza, rokuje nadzieje, że być może coś z niego wyrośnie.

Mały plus należy się reżyserowi za to, że postawił na grę aktorską a nie efekty specjalne, że starał się uwiarygodnić tę historię unikając oklepanych scen z cudami niewidami, których dopuszczali się opętani w obrazach Williama Friedkina czy Scotta Derricksona. Każdy kolejny film o egzorcystach w mniejszym bądź większym stopniu powiela sprawdzone schematy nie wnosząc nic nowego, tak jakby Hollywood wyeksplatowało tę tematykę. A gdyby sięgnąć głębiej? Gdyby spróbować wyjaśnić czym są demony, skąd się biorą i dlaczego opętują te, a nie inne osoby, jak od kulis wygląda praca egzorcysty, co na ten temat mówi Watykan? Czy nie sądzicie, że mogłoby powstać dzieło, któremu warto by było poświęcić swój czas?

Tymczasem „Rytuał” to obraz, który można obejrzeć, ale nie trzeba, chyba, że ktoś nie potrafiłby żyć z myślą, że ominęła go kolejna opowieść o wyplenianiu zła z ciała niewinnych ofiar. To do pewnego momentu solidne kino grozy, które jestem pewna, że niektórym przypadnie do gustu.

Fot. Filmweb.pl

Redakcja poleca

REKLAMA