Recenzja filmu „Powrót do Brideshead”

Powrót do Brideshead fot. Gutek Film
„Powrót do Brideshead” – bezpowrotnie utracona szansa na wielki film
/ 27.03.2009 23:41
Powrót do Brideshead fot. Gutek Film
To już druga (po serialu z początku lat 80.) ekranizacja rodzinnej sagi Evelyna Waugha rozgrywającej się w Anglii tuż przed drugą wojną.
Student historii Charles Ryder (Matthew Goode) poznaje na uczelni młodego lorda. Ten zafascynowany (także erotycznie) nowym przyjacielem powoli wciąga go w świat arystokracji, do której Charles wściekle aspiruje. Wchodząc do tytułowej posiadłości Brideshead, staje się częścią osobliwego emocjonalnego układu, w którym kluczową rolę odgrywa kostyczna matka rodu (rewelacyjna Emma Thompson) oraz jej córka, która z kolei wpada w oko Charlesowi. Julian Jarrold uprościł historię, jednocześnie zmieniając jej wydźwięk. Powieść Waugha to w zasadzie wielkie wyznanie wiary katolika neofity, gdzie religia staje się czynnikiem porządkującym życie bohaterów, nawet jeżeli jest to porządek inkwizytora. U Jarrolda religia to zestaw martwych rytuałów i pustych znaków. Reżyser dodatkowo podkreśla opresję bohaterów, eksponując – w książce jedynie zasugerowany – wątek- homoseksualny. Mimo intrygującego przesunięcia akcentów filmowa adaptacja nieco razi wykoncypowaniem. Jarrold z pietyzmem odtwarza detale, z nostalgią kreśląc portret odchodzącej epoki. Problem w tym, że z założenia zdystansowana perspektywa Charlesa wyklucza- widza z dramatu. Bohater pozostaje na zewnątrz wydarzeń, a widz wraz z nim. Filmowe Brideshead jest bardzo fotogeniczne, ale nie ma powodu do niego wracać.