Recenzja filmu „International"

International fot. UIP
„International”, czyli po co sumienie w kinie akcji
/ 27.03.2009 23:49
International fot. UIP

Kino akcji oddycha ruchem i zmianą: miejsc, ludzi, środków transportu. Jego bohaterowie uczą, że świat można zmienić. I oto do gatunku zabiera się Tom Tykwer („Biegnij, Lola, biegnij”), który wierzy przede wszystkim w przypadek. Otrzymujemy przedziwny thriller o politycznej bezradności – historię agenta Interpolu, który za wszelką cenę chce rozbić zbrodniczy luksemburski bank.
Agenta Salingera gra Clive Owen. Ma w oczach ślepą determinację, taką jak w „Ludzkich dzieciach”. Tam działał w świecie, w którym niemożliwa była prokreacja; tutaj – w świecie, w którym niemożliwa jest sprawiedliwość. I tam, i tu Owen reaguje gniewem. W końcu ów gniew zwycięża nawet sumienie.

Od kiedy sumienie liczy się w kinie akcji…? Na początku filmu płatny morderca siedzi w berlińskim muzeum i ustala szczegóły zlecenia wgapiony w płótno przedstawiające zdjęcie Chrystusa z krzyża. Później widzimy go w nowojorskim Muzeum Guggenheima i choć przez moment słychać „Requiem” Mozarta, przestrzeń pozostaje całkowicie zdesakralizowana. To w tej białej sali pełnej ekranów dochodzi do kluczowego pojedynku i nawet krew zdaje się wpisywać w zamysł wystawy.

Świat stracił punkt odniesienia. Nic dziwnego, że traci go także bohater. Tykwerowi udała się rzecz niebywała – film akcji podważający sens istnienia gatunku. Bo jeśli faktycznie nic się nie da zrobić, to po co te wszystkie pościgi, bieganiny, starania? I tak poruszamy się po spirali.


„International”, Reżyseria:. Tom Tykwer, Produkcja: USA/Niemcy/Wielka Brytania 2009, Dystrybucja filmu: UIP, Czas trwania: 118 min., Premiera: 27 marca 2009

Redakcja poleca

REKLAMA