Recenzja filmu "Happy-Go-Lucky"

Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia fot. Monolith Plus
Mike Leigh właśnie nas uszczęśliwił swoim nowym filmem
/ 08.12.2008 12:43
Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia fot. Monolith Plus

W polskim tytule nowego filmu Mike’a Leigh słówko „co” powinien zastąpić zaimek „kto”. Kto nas uszczęśliwia. Próbuje to robić na przykład bohaterka „Happy-Go-Lucky” Poppy (bardzo dobra Sally Hawkins). Pewnie wszyscy znamy takie niepoprawne optymistki kwitujące perlistym śmiechem problemy własne i cudze. Przejaw naiwności, głupoty czy tak zwanej życiowej mądrości?

W gruncie rzeczy Poppy wcale nie powinno być do śmiechu. Pracuje za marne grosze jako nauczycielka, wynajmuje mieszkanie w koleżanką i nie może znaleźć odpowiedniego faceta. Ale jakoś żadna z tych spraw nie spędza jej snu z powiek. Prawdziwym sprawdzianem beztroski bohaterki stanie się... kurs na prawo jazdy, który będzie prowadzić maksymalnie spięty, zablokowany-, pełen spiskowych teorii na każdy temat Scott (świetny Eddie Marsan). I wtedy okaże się, że jednak nie należy nikogo uszczęśliwiać na siłę, bo efekty mogą być odwrotne do zamierzonych.

Mike Leigh – jak to Mike Leigh – też nikogo nie próbuje uszczęśliwiać morałami. Siła jego filmów tkwi w prawdzie charakterów oraz sytuacji wspartej znakomitym aktorstwem. Tonacja „Happy-Go-Lucky” jest jaśniejsza i pogodniejsza (choć niepozbawiona elementów minorowych) niż w poprzednim dziele brytyjskiego reżysera „Vera Drake”. Niektóre wątki – chociażby przemoc domowa wobec podopiecznego Poppy – potraktowane zostały aż podejrzanie „lajtowo”. Jednakże podobno wszystko jest kwestią perspektywy. Osoby w typie głównej bohaterki mogą w większych dawkach irytować, jednak od czasu do czasu warto je sobie zaaplikować jako środek antydepresyjny.

Redakcja poleca

REKLAMA