"Piąty wymiar" - We-Dwoje.pl recenzuje

Lepszy od wielu w swoim gatunku, chociaż też daleki od ideału. Można się troszeczkę przestraszyć, można troszeczkę zdziwić. Niestety, można się też troszeczkę zmęczyć, a czasami nawet znudzić. W sumie wychodzi obojętnie. Może z malutkim plusem.
/ 18.12.2010 11:32

Lepszy od wielu w swoim gatunku, chociaż też daleki od ideału. Można się troszeczkę przestraszyć, można troszeczkę zdziwić. Niestety, można się też troszeczkę zmęczyć, a czasami nawet znudzić. W sumie wychodzi obojętnie. Może z malutkim plusem.

Grupa znajomych wybiera się na rejs jachtem. Wśród nich jest Jess (George), która od wejścia na pokład wydaje się przeczuwać coś złego. Przeczucie jej nie myli, jacht „Triangle” natrafia na sztorm, a załoga zmuszona jest do szukania schronienia na przepływającym nieopodal statku pasażerskim. Ten okazuje się być całkowicie opuszczony. Jess nie może oprzeć się wrażeniu, że kiedyś już ten statek widziała.

To jeden z tych filmów, które wymagają całkowicie niepodzielnej uwagi. Niepozorne jej rozproszenie może spowodować niemalże natychmiastowy brak zrozumienia kolejnych wydarzeń. A trochę się dzieje. Uważni widzowie pokusili się o dokładną analizę, dopatrując się w filmie Smitha wątków mitologicznych i religijnych, rozpatrując całą historię jako syzyfową pracę i karę za grzechy. Kogo i dlaczego, oczywiście nie powiem. Osobiście ciężko jest mi jednak przywiązywać aż tak ogromną wagę tego filmu, który – choć nie pozbawiony iście mocnych i emocjonalnych wątków – jest jednak raczej tylko (dla niektórych aż) horrorem, całkiem niezłym na tle makabrycznie nieciekawych amerykańskich siepanek, ale miejscami jednak dość męczącym. Na dodatek reżyserowi nie udaje się uniknąć kilku dość znaczących wpadek (uważni internauci wypatrzą wszystko), które zaburzają logikę całej opowieści i połączenie ze sobą wszystkich wątków.

To wszystko nie znaczy jednak, że film nie trzyma klimatu. Wręcz odwrotnie, jest w tej opowieści coś mocno mrocznego, coś na tyle przykuwającego widza w kinowe siedzenia, że „Piąty wymiar” z łatwością odróżni się od mało sensownych, stawiających jedynie na maksymalną ilość krwi amerykańskich horrorów. Czy to za pomocą głównej bohaterki (niezła Melissa George) czy też sugestywnych zdjęć statku – widmo. Mocne, doskonałe zakończenie usprawiedliwia w zupełności kiepskie efekty specjalne (mały budżet = sztorm z komputera) i pewne niedociągnięcia w całej fabule. Szkoda tylko, że polski dystrybutor zdecydował się na własny, wyciągnięty z kapelusza czarodzieja tytuł. Bezpośrednie przetłumaczenie dawałoby możliwości do kolejnych interpretacji. Tak, można obejrzeć. Ale czy trzeba to już inna kwestia.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA