"Książę Persji: Piaski czasu" w kinach

Wybierając się do kina na ten film nie spodziewałam się wybitnego dzieła. W związku z tym, że nie miałam przyjemności grać w nową wersję Prince of Persia stworzoną przez Jordana Mechnera, nie wymagałam też, żeby obraz Mike’a Newella był jej wierną ekranizacją. Oczekiwałam rozrywki, poczucia humoru, czegoś na miarę „Mumii”. A co znalazłam?
/ 23.05.2010 21:36

Wybierając się do kina na ten film nie spodziewałam się wybitnego dzieła. W związku z tym, że nie miałam przyjemności grać w nową wersję Prince of Persia stworzoną przez Jordana Mechnera, nie wymagałam też, żeby obraz Mike’a Newella był jej wierną ekranizacją. Oczekiwałam rozrywki, poczucia humoru, czegoś na miarę „Mumii”. A co znalazłam?

„Książę Persji: Piaski Czasu” to taki miks kina akcji i fantasy z elementami romansu, takie połączenie klimatu „Baśni z tysiąca i jednej nocy” z disneyowskim Aladynem. Akcja tej niesamowitej opowieści osadzona jest w starożytnej Persji i od samego początku toczy się bardzo szybko. Sharaman, władca tego kraju, jest mądrym i rozważnym królem. Pewnego dnia podczas wizyty w mieście jego uwagę przykuwa młody chłopak, który staje w obronie słabszego. Dastan imponuje królowi swoją odwagą, sprytem, zwinnością, a przede wszystkim szlachetnym sercem. Choć Sharaman ma już dwóch synów postanawia przygarnąć chłopaka. W ten oto sposób Dastan trafia na królewski dwór i staje się jednym z perskich książąt. Brzmi jak historia kopciuszka, prawda? Z tą różnicą, że w końcu tej roli osadzono chłopca.

Wiele lat później, gdy Dastan jest już dorosłym mężczyzną, razem z braćmi atakuje święte miasto Alamut, które, jak donoszą szpiedzy, współpracuje z wrogami Persów dostarczając im broń. Dzięki sprytowi Dastana i jego robiącym wrażenie akrobacjom Persowie opanowują miasto, a w ręce bohatera przez przypadek trafia kunszownie wykonany sztylet o magicznych właściwościach. Dastan nie cieszy się długo ze zwycięstwa, bowiem jeszcze przed zachodem słońca staje się kozłem ofiarnym dworskiej intrygi. Musi uciekać. Towarzyszką jego przygód staje się niezwykle charyzmatyczna, zadziorna i wygadana księżniczka Alamutu – Tamina. Pojawia się pytanie: Kto i dlaczego wrobił Dastana? A scenariusz jest na szczęście tak dopracowany, że nie sposób domyślić się konkretnej odpowiedzi dopóki Dastan nie znajdzie wszystkich elementów tej układanki i nie połączy ich w logiczną całość.

Film jest bardzo widowiskowy. Efektowne sceny batalistyczne przeplatają się tu z zapierającymi dech w piersiach akrobacjami głównego bohatera. Pełno tu czarnej magii, intryg oraz wyrazistych postaci. Choć sam Jake Gyllenhaal prezentuje się bardzo apetycznie prężąc swoje muskuły, jego postaci czegoś brakuje. Pomijając fakt, że średnio przypomina Persa, szkoda, że nie ma w nim nutki szaleństwa typowej dla Jacka Sparrowa, że nie ma takiego poczucia humoru jak Richard 'Rick' O'Connell z „Mumii”.

Prawdziwą ozdobą tego filmu jest piękna księżniczka Tamina, czyli Gemma Artreton. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że to najlepiej zagrana rola. Byłam pod wielkim wrażeniem jak tą brytyjską piękność przemieniono w księżniczkę z Bliskiego Wschodu. Naprawdę ciężko ją rozpoznać. W niczym nie przypomina dziewczyny Bonda albo jednej ze zbuntowanych dziewcząt z St. Trinian. Jej rola wyjątkowo przypadła mi do gustu, ponieważ kocham brytyjski akcent. Moje uszy chłonęły choćby najdrobniejszy dźwięk wydobywający się z jej ust. Do moich ulubionych scen należały zatem te z Gemmą i Jakem w roli głównej. Te ich podscyone nutką erotyzmu kłótnie były główną siłą tego filmu. A jego wspaniałym uzupełnieniem barwne postaci drugoplanowe z Alfredem Moliną w roli chciwego, acz poczciwego szejka Amara na czele.

Magiczny klimat starożytnej Persji, zabawne wyścigi na strusiach, budzący grozę pustynni zabójcy oraz muzyka specjalizującego się w kinie przygodowym Harry’ego Gregsona-Williamsa to dodatkowe smaczki tego filmu, który określę mianem naprawdę dobrego, acz nie rewelacyjnego. Mogą to być moje bardzo subiektywne odczucia, ale brakowało mi większej dawki poczucia humoru. „Książę Persji: Piaski Czasu” to taki naprawdę smakowity torcik, niestety bez wisienki.

Fot. Filmweb.pl

Redakcja poleca

REKLAMA