Człowiek z kremówki

Wielkość papieża w żaden sposób nie spłynęła na kolejne poświęcone mu filmy.
/ 21.03.2006 16:38
czlowiek-z-kre-copy.jpg
 
Nie pytam, czy film pana wzruszył, pytam, co pana wzruszyło – w taki mniej więcej sposób roztrzęsieni dziennikarze TVP odpytywali widzów po uroczystej premierze „Jana Pawła II”. I to właśnie podejście do „papieskiego kina” wydało mi się symptomatyczne. Najwyraźniej bowiem twórcy filmów o papieżu (w Polsce właśnie pokazały się dwa) z góry zakładają, że skoro Jan Paweł II był wielki, to jego wielkość automatycznie spływa na każdy kadr poświęconego mu „dzieła”, napełniając go niewyobrażalną mądrością oraz wyjątkowym artyzmem.

Niestety, prawda jest taka, że i „Janowi Pawłowi II” Johna Kenta Harrisona (w kinach od 3 marca), i „Janowi Pawłowi II: Nie lękajcie się” Jeffa Blecknera (w wypożyczalniach od 13 marca) jest daleko o lata świetlne nie tylko do wielkości, ale i do przyzwoitego filmowego poziomu.
Biograficzny „Jan Paweł II” to pospieszna, wybiórcza i powierzchowna galopka przez pontyfikat, a jej bohater „wielkim papieżem był”, choć kompletnie nie wiadomo dlaczego – bo na pewno nie z powodu recytowanych przez niego z emfazą banałów o godności i miłości. Jeśli cokolwiek ratuje tę produkcję, to aktorski wysiłek Jona Voighta. Z kolei twórcom innej biografii, „Jan Paweł II: Nie lękajcie się”, coś dzwoni, ale kompletnie nie wiedzą, w którym kościele. Dlatego Boże Narodzenie odbywa się w Polsce w okolicach późnego września (jest całkowicie zielono!), Jaruzelski (ustylizowany na jakiegoś latynoskiego dyktatora) niemal szlocha na papieskim ramieniu, zaś polskie wojsko nosi przedziwne umundurowanie. Nie mówiąc o dziesiątkach oczywistych pomyłek i ordynarnych uproszczeń, które pokazują, z jak wielką nonszalancją Amerykanie (stacja ABC) podeszli do tematu, zakładając – pewnie słusznie, niestety – że i tak „ciemny lud” u nich to kupi.
Na poziomie historii oba filmy sprowadzają się do gestów i haseł – taka hagiograficzna kolekcja podniosłych scen lub – innymi słowy – bryk z pontyfikatu: oto przyszły papież odprawia mszę w Nowej Hucie, papież podnosi z kolan kardynała Wyszyńskiego, papież mówi „Niech zstąpi duch Twój...”, papież pod Ścianą Płaczu, papież ranny w zamachu, papież z młodymi, papież słucha „Barki”, papież je kremówki, papież cierpi... Wszystko to pokazane przy użyciu najprymitywniejszych, serialowych właściwie chwytów ma wycisnąć potoki łez, ale już – broń Boże! – nie dać do myślenia.
Nikt nie pokusił się o najdrobniejszą próbę analizy fenomenu Karola Wojtyły, nikt nie próbował podać w wątpliwość słuszności papieskich poczynań, zapomnieć można o niuansach, o nieoczywistym spojrzeniu, o krytycznym tonie – o wszystkim tym, czym karmi się dobre kino. Wspomniane filmy (łącznie zresztą z pierwszym, „Karol – człowiek, który został papieżem”) zdecydowanie lansują kiczowatą wizję pontyfikatu kremówek, a nie encyklik, gestów, myśli. Dlatego mówić o nich można wyłącznie w kategorii dochodowych dewocjonaliów, a nie dzieł filmowych.
Tymczasem w kwietniu czeka nas kolejna porcja kremówek w postaci premiery „Karola – papieża, który pozostał człowiekiem”, drugiej części papieskiego filmu z Piotrem Adamczykiem.
Przyznaję, że już się lękam.

Małgorzata Sadowska

„Jan Paweł II: Nie lękajcie się”, reż. Jeff Bleckner, USA 2005, SPI Video, premiera na DVD 13 marca
„Jan Paweł II”, reż. John Kent Harrison,USA/Włochy/Polska 2005, InterFilm, premiera 3 marca