Prohibicja na stacjach benzynowych?

Idąc, a raczej frunąc na skrzydłach przedwyborczego maratonu oryginalnych pomysłów, 17 polskich senatorów chce wprowadzić całkowity zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Ma to w ich zamyśle doprowadzić do drastycznego zmniejszenia liczby pijanych kierowców na drogach.
/ 08.09.2011 17:46

Idąc, a raczej frunąc na skrzydłach przedwyborczego maratonu oryginalnych pomysłów, 17 polskich senatorów chce wprowadzić całkowity zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Ma to w ich zamyśle doprowadzić do drastycznego zmniejszenia liczby pijanych kierowców na drogach.

Według wydumanej przez senatorów koncepcji, osoby siadające za kółko po pijanemu zaopatrują się wyłącznie na stacjach benzynowych, a w ten sposób zostaną pozbawieni swojego cudownego źródła procentowego trunku.

To nie ostatni kreatywny pomysł, o jakim przyjdzie nam jeszcze usłyszeć przed wyborami. Na szczęście ten nie ma szans na znalezienie poparcia wśród senackiej czy też sejmowej większości. Analitycy szacują, że niemalże połowa zysków stacji benzynowych pochodzi właśnie ze sprzedaży alkoholu. Pozbawieni możliwości zarobku na procentach, właściciele stacji zrównoważyliby sobie te straty, podwyższając ceny kolejnego artykułu po jaki zajeżdżamy na stacje benzynowe. Szacowane jest, że gdyby pomysłowi senatorzy znaleźli jakikolwiek posłuch dla swojego mało mądrego pomysłu, niemalże natychmiastowym skutkiem byłby radykalny wzrost cen paliw. A ten miałby bezpośredni wpływ na każdego kierowcę, nawet tego, który nigdy w życiu nie kupił na stacji benzynowej nawet kropli alkoholu. Nie miałoby to też jakiegokolwiek przełożenia na większą trzeźwość wśród nadużywających trunków kierowców. Większość z tych złapanych to tzw. ofiary poprzedniego wieczora lub też nagminnie nadużywający alkoholu, którzy drogę do monopolowego znajdą nawet jeśli zgasną wszystkie światła w mieście.

Jaki więc wniosek? Ano żaden. To kolejny, całkowicie pusty przepis, nie mający jakichkolwiek szans zaistnieć w kodeksie prawnym. Ale w roku wyborczym nie o to przecież chodzi. Chodzi o to, aby regularnie pokazać się w telewizji. Zrobić odpowiednią minę, pokazać troskę o zdegenerowaną alkoholowo część społeczeństwa. Sprawić, żeby wyborcy zapamiętali dobrotliwą senatorską twarz. Zyskać sobie chociaż jeden głos w nadchodzących wyborach. To kolejny dziwaczny pomysł, który urodził się z nadmiaru czasu. Do wyborów będzie takich jeszcze znacznie więcej.