Autostopem przez galaktykę

Toporne widowisko zniszczy najlepszy brytyjski humor.
/ 16.03.2006 16:57
Zdaję sobie sprawę, że znacząca część wielbicieli książki Douglasa Adamsa zechce po przeczytaniu tej recenzji wystrzelić mnie w otchłań międzyplanetarną (bez prawa powrotu), ale trudno – przyznam się. Film „Autostopem przez galaktykę” uważam za niezbyt udany.
Jest on bowiem topornym połączeniem wyrafinowanego brytyjskiego humoru z wysokobudżetową parodią widowisk science fiction. Ciężar gatunkowy i ekonomiczny tego drugiego składnika zabija smak ingrediencji pierwszej. Owszem, zdarzają się tutaj postaci urocze, jak chociażby przyjaciel głównego bohatera, czarnoskóry kosmita Ford Prefect w campowym wykonaniu rapera Mosa Defa. Albo komputerowo generowani, tłuści i nieforemni Wogonowie, którzy uwielbiają czytać więźniom swoje wiersze. Albo robot cierpiący na depresję. Ale już na przykład wątek dwugłowego, kabotyńskiego prezydenta wszechświata Zaphoda (Sam Rockwell) jest wysilony i przeszarżowany – widać w nim mozół przenoszenia humoru literackiego na taśmę filmową. Ekranizacji Jenningsa brakuje nadto angielskiej elegancji – to rozhulana rewia gagów. Zanim wybrzmi jeden, już się bombarduje kilkoma następnymi. Ale żaden tak naprawdę nie osiada w percepcji widza. Może poza naprawdę zabawną czołówką z udziałem delfinów. Tych sympatycznych stworów nie są w stanie zepsuć nawet kosmiczne wygłupy ludzkiego gatunku.

Bartosz Żurawiecki/ Przekrój

„Autostopem przez galaktykę”, reż. Garth Jennings, Wielka Brytania/USA 2005, Forum Film