Jenna Abrams – amerykańska blogerka to tak naprawdę rosyjski bot?

komputer, laptop fot. Fotolia
Przez kilka lat zdążyła przekonać do siebie celebrytów, naukowców, dziennikarzy i wyborców.
Marta Słupska / 07.11.2017 10:38
komputer, laptop fot. Fotolia

Po przeczytaniu tego tekstu będziecie bardziej wnikliwie obserwować, co w mediach społecznościowych publikują osoby, które obserwujecie…

Wpływowa Jenna

Jenna Abrams zaistniała na Twitterze w 2014 roku. Początkowo pisała o zwykłych, codziennych sprawach, potem zaczęła angażować się w kwestie społeczne. W 2015 roku, w jednym z pierwszych cytowań, odnosiła się na przykład do tego, jak kobiety postrzegają golenie pach. Z czasem, gdy wokół jej konta gromadzili się coraz liczniej obserwatorzy, na fali poparcia zaczęła angażować się w politykę. Podczas amerykańskich wyborów prezydenckich niebezpośrednio popierała Donalda Trumpa.

Nie jestem za Trumpem, jestem za zdrowym rozsądkiem
– pisała Jenna.

Blogerka, obserwowana przez dziesiątki tysięcy internautów, oddziaływała nie tylko na grupy wyborców, ale też dziennikarzy, naukowców i celebrytów. Wielokrotnie ją cytowano, wiele osób liczyło się z jej zdaniem. Jenna pewnie jeszcze długo wpływałaby na opinie na świecie, gdyby nie śledztwo prowadzone w amerykańskim Kongresie, które wykazało, że popularna blogerka tak naprawdę… wcale nie istnieje.

Jenna to rosyjski szpieg?

Śledztwo Kongresu ujawniło, że Jenna Abrams to konto stworzone przez Internet Research Agency (IRA) z Petersburga – organizację powiązaną z Kremlem, która zawiaduje ponad 2750 kontami na Twitterze. Fikcyjna blogerka oddziaływała na odbiorców szczerością i poczuciem humoru, uosabiała poglądy młodej Amerykanki, która wprost pisze o tym, co ją otacza. Po wielu miesiącach działalności w sieci zaczęła poruszać tematy takie jak podziały rasowe, imigracja czy poparcie dla Donalda Trumpa. Dotarła do międzynarodowych mediów – wspominały o niej chociażby CNN, The Huffington Post, USA Today, , The Daily Mail, The New York Times, The Washingtont Post, The National Post, France24, The Times of IndiaBBC, The Telegraph i BuzzFeed.

Jenna w internecie funkcjonowała jak prawdziwa osoba: miała nie tylko konto na Twitterze, ale też własną stronę internetową oraz maila. Obecnie zostały one zawieszone.

Przypadek nieistniejącej Jenny Abrams uczy nas, że nie warto ślepo ufać we wszystko, co czytamy w internecie. Pokazuje też, jak bardzo można – za pomocą mediów społecznościowych – manipulować odbiorcami. Dziennikarze z TheDailyBeast.com zaznaczają ponadto, że dzięki fałszywemu kontu na Twitterze Rosjanie w łatwy sposób mogli narzucać swoje opinie Amerykanom, a także badać ich reakcje na różne opinie. Co więcej, Jenna dawała im możliwość oddziaływania nie tylko na amerykańskie media, ale też wyborców. Strach pomyśleć, jak wiele podobnych, fikcyjnych kont istnieje jeszcze w internecie…

Kobieta słaba i delikatna? To nie o niej! Poznajcie siłaczkę, która imponuje muskułami największym twardzielom

Redakcja poleca

REKLAMA